Pandemia to czasem początek dobrych zmian. Ludzie przewartościowują swoje życie
- Pandemia jest niewątpliwie wielkim kryzysem, ale są jednostki, które się nie boją i nie wycofują. One działają i dostosowują się do zmian. Tacy ludzie wyjdą z tego kryzysu silniejsi - podkreśla psycholog Justyna Trojanowska-Juras. Historie Asi, Patrycji i Anny, potwierdzają te słowa.
Mija rok, odkąd usłyszeliśmy o wirusie wywołującym chorobę COVID-19. Przez ten czas świat się zmienił, zmieniliśmy się my. Wielu doświadczyło kryzysów na różnych życiowych płaszczyznach, ale są też historie, które napawają optymizmem. Joanna, Patrycja i Anna w ostatnich miesiącach "urodziły się" na nowo. Ich życie w czasie pandemii odmieniło się o 180 stopni. Na plus. Każda z nich miała wiele różnych problemów przed epidemią, a mimo to, paradoksalnie, właśnie teraz postanowiły zmienić wszystko.
"Podczas pandemii zobaczyłam światełko w tunelu"
Jak zauważa mgr Justyna Trojanowska-Juras, psycholog i psychoterapeuta z Kliniki PsychoMedic.pl, każdy z nas ma życiowe zakręty i kryzysy i to nie tylko w czasie pandemii. W dużej mierze od nas zależy, jak je znosimy i co z nimi zrobimy. - Pandemia w niektórych wyzwoliła możliwości, inni wreszcie mieli odwagę, żeby zrobić coś, co wcześniej odkładali "na kiedyś", a jeszcze inni stwierdzili, że nie mają już nic do stracenia.
Tak właśnie było u Anny Wilczyńskiej, która przez ostatnie 6 lat po rozstaniu z mężem, mieszkała z kilkuletnim dzieckiem u matki. W tym czasie walczyła z nawracającym bezrobociem i komornikami. Nie miała stałej pracy, przestała spłacać kredyt i pożyczkę. Pojawiły się problemy, które były jak zaciskająca się pętla na szyi. Wpadła w błędne koło, z którego nie miała siły wyjść.
– Wszyscy dookoła robili kariery, zarabiali, rozwijali się życiowo i materialnie, a ja przez te wszystkie lata stałam w miejscu. Chciałam coś zmienić, łapałam wszelkie możliwe prace – zazwyczaj na chwilę, bo każdy mój ruch okazywał się zły albo niewystarczający, abym mogła znowu zacząć żyć tak, jak chcę – mówi Anna w rozmowie z WP Kobieta.
Dziewczyna pracowała i nie pracowała - na przemian. Przez kilka lat nie była w stanie finansowo zrobić kroku do przodu i wyprowadzić się z miejsca, gdzie było jej źle.
- Bardzo chciałam, bo relacja z matką przez te lata stała się dla mnie nie do wytrzymania.
Przyszedł dzień, gdy nastąpiła kumulacja złych emocji. Cała złość i frustracja przelały czarę goryczy.
- Podczas wiosennego lockdownu ja, moja córka i mama, przebywałyśmy dzień w dzień na 50 m2, pod jednym dachem – myślałam, że zwariuję. Chyba dopiero tak trudne emocje wyzwoliły we mnie wewnętrzną siłę i doprowadziły do obecnej sytuacji – zauważa. - Usiadłam wtedy zdesperowana i zaczęłam ponownie rozsyłać CV. To było najlepsze, co mogłam wtedy zrobić – wspomina Anka.
I właśnie w pandemicznym roku dostała stałą i wymarzoną pracę, dużo lepszą od poprzednich. - Od czerwca mam podpisaną stałą umowę, na czas nieokreślony. Komornika nadal spłacam, ale mimo to podjęłam decyzję i wynajęłam mieszkanie – przeprowadziłam się wreszcie "do siebie" – podkreśla uśmiechnięta.
Teraz Anna tryska zupełnie inną energią i ma nadzieję, że wreszcie poukłada sobie życie od nowa, bo przez lata spędzone u mamy nie zrobiła nic dla siebie. – Dopiero podczas pandemii zobaczyłam światełko w tunelu i poczułam wielki apetyt na życie – mówi szczęśliwa.
"Wszyscy narzekają na pandemię, a ja jestem w końcu szczęśliwa"
Patrycja Stachura podczas wakacji 2,5 roku temu nagle straciła męża. Miał zawał. Od tego czasu walczyła z depresją i ogromnymi problemami finansowymi, które spadły na nią po śmierci ojca jej dzieci. Straciła sens życia i wszelkie siły, żeby o siebie zawalczyć. Gdy na początku roku pojawił się koronawirus i pierwszy państwowy lockdown – jej samopoczucie pogorszyło się jeszcze bardziej.
- Dzieci przestały chodzić do szkoły, nie mogłam wychodzić do biura. Synowie całymi dniami w domu, zdalna nauka, ich znudzenie i wzajemne awantury doprowadziły do tego, że nie byłam w stanie ani pracować, ani zajmować się dziećmi, tak jak powinnam. Miałam wrażenie, że zawalam wszystko – przyznaje Patrycja. - Do tego co chwilę pojawiały się nowe monity sądowe i windykacyjne. To wszystko było ponad moje siły – wspomina.
Wiosną depresja Patrycji się nasiliła. Były dni, że nie była w stanie wstać z łóżka. Za namową koleżanki trafiła do psychiatry, psychologa oraz skorzystała z ustawień hellingerowskich. To wszystko razem zaczęło przynosić efekty. Na początku września pojechała na specjalny warsztat terapeutyczny, który dostała od bliskich w ramach prezentu urodzinowego. Tam na dobre coś w niej pękło. Wszystko się zmieniło.
- Wróciłam odmieniona. Akurat minęła 2. rocznica śmierci męża. To był symboliczny czas. Chciałam i potrzebowałam na dobre zamknąć przeszłość.
Zupełnie niespodziewanie 2 tygodnie po warsztatach spotkała – jak sama mówi – "kogoś ważnego". Trafił ją grom z jasnego nieba. Do jej biura przyszedł klient, który osobiście musiał podpisać umowę. I wygląda na to, że ten właśnie człowiek zostanie z nią na dłużej.
- Jestem szczęśliwa i zakochana. Mam wiele planów. Zupełnie nową wizję życia. I nawet te problemy, które ciągle są, mniej mnie teraz dołują. Wiem, że kłopoty finansowe nie znikną dzięki miłości, ale moja perspektywa zmieniła się zdecydowanie i akurat teraz gdy wszyscy dookoła narzekają na pandemię, ja właśnie jestem szczęśliwa.
Pandemia wyzwala ukryte potencjały
Psycholog Justyna Trojanowska-Juras zaznacza, że pandemia jest niewątpliwie wielkim kryzysem, ale są jednostki, które się nie boją i nie wycofują. - One działają i dostosowują się do zmian. Tacy ludzie wyjdą z tego kryzysu silniejsi. Jeśli ktoś jest sumienny, pracowity i elastyczny, to mimo lęku poradzi sobie - podkreśla specjalistka. - Pandemia wyzwala w nas wiele ukrytych potencjałów.
Siłę do przeprowadzenia życiowych zmian, znalazła w sobie w ostatnich miesiącach Joanna Nowakowska z Poznania. Przez ostatnich 7 lat pracowała w urzędzie i narzekała na niskie zarobki. – Miałam dość nudnej pracy, ale nie miałam odwagi na zmiany – mówiła w rozmowie z WP Kobieta.
Asia latem tego roku postanowiła wszystko zmienić i zarejestrowała swoją pierwszą własną działalność. Teraz ma ogrom pracy, a to przynosi jej i pieniądze i dużo wewnętrznej satysfakcji. – W urzędzie byłam średnim pracownikiem. Nikt mnie nie zauważał, nie miałam szansy na awanse, czy większe dochody. Teraz robię to, co kocham, mam masę przeróżnych zleceń.
Joanna zajmuje się reklamą i promocją w social mediach. Na pomysł wpadła, pracując zdalnie, bo dostrzegła potencjał takiego zajęcia w czasie pandemii. Trafiła na doskonały czas i jak sama mówi, często z nadmiaru zleceń "nie wie, w co ręce włożyć".
Psycholog Trojanowska-Juras zwraca uwagę, że każdy, kto przeżył 30, 40, czy więcej lat i ma za sobą różne kryzysy, ma już pewnego rodzaju życiowe doświadczenie, aby poradzić sobie i w czasie lockdownu. - Przed ewentualnymi zmianami zatrzymuje nas tylko lęk. I paradoksalnie, to teraz w pandemii można różnych rzeczy popróbować. Można zrobić jeden krok inny i sprawdzić, jak to zadziała. Po prostu zacznijmy sprawdzać, szukajmy sposobów na siebie w tym trudnym czasie - apeluje.
Specjalistka podkreśla także, aby nie skupiać się tylko i wyłącznie na niebezpieczeństwach, bo one są z nami od zawsze. - Teraz wszyscy jesteśmy tak samo zagrożeni, wszyscy tak samo się boimy nieznanego wroga. Należy złapać jednak trochę dystansu do swoich spraw, do życia i spróbować zrobić coś inaczej, nie myśleć ciągle lękiem - podkreśla.