Blisko ludziPandemia to czasem początek dobrych zmian. Ludzie przewartościowują swoje życie

Pandemia to czasem początek dobrych zmian. Ludzie przewartościowują swoje życie

Home office podczas pandemii
Home office podczas pandemii
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aneta Malinowska

10.12.2020 15:46, aktual.: 02.03.2022 19:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Pandemia jest niewątpliwie wielkim kryzysem, ale są jednostki, które się nie boją i nie wycofują. One działają i dostosowują się do zmian. Tacy ludzie wyjdą z tego kryzysu silniejsi - podkreśla psycholog Justyna Trojanowska-Juras. Historie Asi, Patrycji i Anny, potwierdzają te słowa.

Mija rok, odkąd usłyszeliśmy o wirusie wywołującym chorobę COVID-19. Przez ten czas świat się zmienił, zmieniliśmy się my. Wielu doświadczyło kryzysów na różnych życiowych płaszczyznach, ale są też historie, które napawają optymizmem. Joanna, Patrycja i Anna w ostatnich miesiącach "urodziły się" na nowo. Ich życie w czasie pandemii odmieniło się o 180 stopni. Na plus. Każda z nich miała wiele różnych problemów przed epidemią, a mimo to, paradoksalnie, właśnie teraz postanowiły zmienić wszystko.

"Podczas pandemii zobaczyłam światełko w tunelu"

Jak zauważa mgr Justyna Trojanowska-Juras, psycholog i psychoterapeuta z Kliniki PsychoMedic.pl, każdy z nas ma życiowe zakręty i kryzysy i to nie tylko w czasie pandemii. W dużej mierze od nas zależy, jak je znosimy i co z nimi zrobimy. - Pandemia w niektórych wyzwoliła możliwości, inni wreszcie mieli odwagę, żeby zrobić coś, co wcześniej odkładali "na kiedyś", a jeszcze inni stwierdzili, że nie mają już nic do stracenia.

Tak właśnie było u Anny Wilczyńskiej, która przez ostatnie 6 lat po rozstaniu z mężem, mieszkała z kilkuletnim dzieckiem u matki. W tym czasie walczyła z nawracającym bezrobociem i komornikami. Nie miała stałej pracy, przestała spłacać kredyt i pożyczkę. Pojawiły się problemy, które były jak zaciskająca się pętla na szyi. Wpadła w błędne koło, z którego nie miała siły wyjść.

– Wszyscy dookoła robili kariery, zarabiali, rozwijali się życiowo i materialnie, a ja przez te wszystkie lata stałam w miejscu. Chciałam coś zmienić, łapałam wszelkie możliwe prace – zazwyczaj na chwilę, bo każdy mój ruch okazywał się zły albo niewystarczający, abym mogła znowu zacząć żyć tak, jak chcę – mówi Anna w rozmowie z WP Kobieta.

Dziewczyna pracowała i nie pracowała - na przemian. Przez kilka lat nie była w stanie finansowo zrobić kroku do przodu i wyprowadzić się z miejsca, gdzie było jej źle.

- Bardzo chciałam, bo relacja z matką przez te lata stała się dla mnie nie do wytrzymania.

Przyszedł dzień, gdy nastąpiła kumulacja złych emocji. Cała złość i frustracja przelały czarę goryczy.

- Podczas wiosennego lockdownu ja, moja córka i mama, przebywałyśmy dzień w dzień na 50 m2, pod jednym dachem – myślałam, że zwariuję. Chyba dopiero tak trudne emocje wyzwoliły we mnie wewnętrzną siłę i doprowadziły do obecnej sytuacji – zauważa. - Usiadłam wtedy zdesperowana i zaczęłam ponownie rozsyłać CV. To było najlepsze, co mogłam wtedy zrobić – wspomina Anka.

I właśnie w pandemicznym roku dostała stałą i wymarzoną pracę, dużo lepszą od poprzednich. - Od czerwca mam podpisaną stałą umowę, na czas nieokreślony. Komornika nadal spłacam, ale mimo to podjęłam decyzję i wynajęłam mieszkanie – przeprowadziłam się wreszcie "do siebie" – podkreśla uśmiechnięta.

Teraz Anna tryska zupełnie inną energią i ma nadzieję, że wreszcie poukłada sobie życie od nowa, bo przez lata spędzone u mamy nie zrobiła nic dla siebie. – Dopiero podczas pandemii zobaczyłam światełko w tunelu i poczułam wielki apetyt na życie – mówi szczęśliwa.

"Wszyscy narzekają na pandemię, a ja jestem w końcu szczęśliwa"

Patrycja Stachura podczas wakacji 2,5 roku temu nagle straciła męża. Miał zawał. Od tego czasu walczyła z depresją i ogromnymi problemami finansowymi, które spadły na nią po śmierci ojca jej dzieci. Straciła sens życia i wszelkie siły, żeby o siebie zawalczyć. Gdy na początku roku pojawił się koronawirus i pierwszy państwowy lockdown – jej samopoczucie pogorszyło się jeszcze bardziej.

- Dzieci przestały chodzić do szkoły, nie mogłam wychodzić do biura. Synowie całymi dniami w domu, zdalna nauka, ich znudzenie i wzajemne awantury doprowadziły do tego, że nie byłam w stanie ani pracować, ani zajmować się dziećmi, tak jak powinnam. Miałam wrażenie, że zawalam wszystko – przyznaje Patrycja. - Do tego co chwilę pojawiały się nowe monity sądowe i windykacyjne. To wszystko było ponad moje siły – wspomina.

Wiosną depresja Patrycji się nasiliła. Były dni, że nie była w stanie wstać z łóżka. Za namową koleżanki trafiła do psychiatry, psychologa oraz skorzystała z ustawień hellingerowskich. To wszystko razem zaczęło przynosić efekty. Na początku września pojechała na specjalny warsztat terapeutyczny, który dostała od bliskich w ramach prezentu urodzinowego. Tam na dobre coś w niej pękło. Wszystko się zmieniło.

- Wróciłam odmieniona. Akurat minęła 2. rocznica śmierci męża. To był symboliczny czas. Chciałam i potrzebowałam na dobre zamknąć przeszłość.

Zupełnie niespodziewanie 2 tygodnie po warsztatach spotkała – jak sama mówi – "kogoś ważnego". Trafił ją grom z jasnego nieba. Do jej biura przyszedł klient, który osobiście musiał podpisać umowę. I wygląda na to, że ten właśnie człowiek zostanie z nią na dłużej.

- Jestem szczęśliwa i zakochana. Mam wiele planów. Zupełnie nową wizję życia. I nawet te problemy, które ciągle są, mniej mnie teraz dołują. Wiem, że kłopoty finansowe nie znikną dzięki miłości, ale moja perspektywa zmieniła się zdecydowanie i akurat teraz gdy wszyscy dookoła narzekają na pandemię, ja właśnie jestem szczęśliwa.

Pandemia wyzwala ukryte potencjały

Psycholog Justyna Trojanowska-Juras zaznacza, że pandemia jest niewątpliwie wielkim kryzysem, ale są jednostki, które się nie boją i nie wycofują. - One działają i dostosowują się do zmian. Tacy ludzie wyjdą z tego kryzysu silniejsi. Jeśli ktoś jest sumienny, pracowity i elastyczny, to mimo lęku poradzi sobie - podkreśla specjalistka. - Pandemia wyzwala w nas wiele ukrytych potencjałów.

Siłę do przeprowadzenia życiowych zmian, znalazła w sobie w ostatnich miesiącach Joanna Nowakowska z Poznania. Przez ostatnich 7 lat pracowała w urzędzie i narzekała na niskie zarobki. – Miałam dość nudnej pracy, ale nie miałam odwagi na zmiany – mówiła w rozmowie z WP Kobieta.

Asia latem tego roku postanowiła wszystko zmienić i zarejestrowała swoją pierwszą własną działalność. Teraz ma ogrom pracy, a to przynosi jej i pieniądze i dużo wewnętrznej satysfakcji. – W urzędzie byłam średnim pracownikiem. Nikt mnie nie zauważał, nie miałam szansy na awanse, czy większe dochody. Teraz robię to, co kocham, mam masę przeróżnych zleceń.

Joanna zajmuje się reklamą i promocją w social mediach. Na pomysł wpadła, pracując zdalnie, bo dostrzegła  potencjał takiego zajęcia w czasie pandemii. Trafiła na doskonały czas i jak sama mówi, często z nadmiaru zleceń "nie wie, w co ręce włożyć".

Psycholog Trojanowska-Juras zwraca uwagę, że każdy, kto przeżył 30, 40, czy więcej lat i ma za sobą różne kryzysy, ma już pewnego rodzaju życiowe doświadczenie, aby poradzić sobie i w czasie lockdownu. - Przed ewentualnymi zmianami zatrzymuje nas tylko lęk. I paradoksalnie, to teraz w pandemii można różnych rzeczy popróbować. Można zrobić jeden krok inny i sprawdzić, jak to zadziała. Po prostu zacznijmy sprawdzać, szukajmy sposobów na siebie w tym trudnym czasie - apeluje.

Specjalistka podkreśla także, aby nie skupiać się tylko i wyłącznie na niebezpieczeństwach, bo one są z nami od zawsze. - Teraz wszyscy jesteśmy tak samo zagrożeni, wszyscy tak samo się boimy nieznanego wroga. Należy złapać jednak trochę dystansu do swoich spraw, do życia i spróbować zrobić coś inaczej, nie myśleć ciągle lękiem - podkreśla.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (118)