Pielęgnacja na miarę twoich potrzeb
W pielęgnacji najważniejsza jest systematyczność. Mniejsze znaczenie ma ilość używanych kosmetyków, ich cena czy wklepywanie odmiennych preparatów w każdą część ciała. Jeśli mielibyśmy określić więc absolutne minimum naszej kosmetyczki: co powinno się w niej znaleźć?
W pielęgnacji najważniejsza jest systematyczność. Mniejsze znaczenie ma ilość używanych kosmetyków, ich cena czy wklepywanie odmiennych preparatów w każdą część ciała. Jeśli mielibyśmy określić więc absolutne minimum naszej kosmetyczki: co powinno się w niej znaleźć?
To, czy w naszej łazience znajdują się drogie nowości kosmetyczne, czy też znane od lat preparaty z absolutnie przeciętnej półki cenowej, nie jest tak istotne, jak fakt, czy rzeczywiście tych kosmetyków używamy. Nawet najdroższy i najbardziej zaawansowany technologicznie krem nie zadziała, jeśli będzie tylko stał i cieszył oko pięknym opakowaniem. I na odwrót – nawet najtańszy tonik, mleczko i krem stosowane systematycznie spowodują, że nasza cera będzie zadbana. Stąd też kolejny wniosek. Mimo olbrzymiej pokusy, nie kupujmy kilku kremów na raz i nie otwierajmy wszystkich jednocześnie. Termin ważności kosmetyków upływa nieubłaganie i za pół roku (a taka jest przeciętnie ważność kremu po otworzeniu słoiczka) przyjdzie nam je albo wyrzucić, albo… wetrzeć w pięty.
Mniej, ale precyzyjniej
Dermatolodzy polecają, by dwa podstawowe kremy pielęgnacyjne – na dzień i na noc – kupić w aptece. Sprawdzone, przebadane i bezpieczne są wszystkie preparaty dopuszczone do sprzedaży, ale te apteczne mogą mieć tę wyższość nad drogeryjnymi, że znajdziemy w nich wyższe stężenie substancji aktywnych. Wyższe stężenie nie oznacza jednak mnogości aktywnie działających składników, których w preparacie nie powinno być więcej niż dwie-trzy. Większa ilość niepotrzebnie obciąża skórę, czasem wręcz wzajemnie wyklucza swoje działanie, bo sztuka skutecznych połączeń chemicznych wcale nie jest łatwa i nie sprowadza się do prostego dodawania.
Ta sama zasada minimalizmu powinna dotyczyć ilości kosmetyków na naszej półce. Kupujmy ich mniej, ale rozważniej, dokładnie zastanawiając się, czego nasza skóra naprawdę potrzebuje. Jeśli nie jesteśmy pewne, jaki rodzaj kremu jest teraz dla nas odpowiedni, skorzystajmy z porady dermatologa albo polujmy na bezpłatną diagnozę skóry organizowaną często w popularnych sieciach drogerii w centrach handlowych. Warto raz na jakiś czas upewnić się, czy nasza intuicja, że mamy określony rodzaj skóry, jest słuszna. O pomyłkę łatwo, bo potrzeby skóry zmieniają się tak z wiekiem, jak i porą roku, zależą od naszej diety i miejsca, w którym pracujemy.
I tak: przy cerze suchej na nic nam używanie preparatów o działaniu matującym. Tłusta cera źle będzie znosić wspaniałe kremy na bazie niektórych (nieodpowiednich po prostu dla tego rodzaju skóry) olejów roślinnych. Jeśli chcemy walczyć ze zmarszczkami a jednocześnie mamy cerę skłonną do podrażnień, najskuteczniejsze preparaty na bazie retinoidów po prostu podrażnią ją jeszcze bardziej i z efektu odmłodzenia – nici. Każdy rodzaj cery i każdy jej problem wymaga bowiem preparatu ściśle sprofilowanego na nasz problem. To, co pomogło pani z prasowej czy telewizyjnej reklamy, może, ale nie musi, pomóc nam.
Absolutne minimum
Preparat do demakijażu, krem na dzień, na noc, preparat ochronny na jesień i zimę, peeling, maseczka dostosowana do rodzaju cery, balsam albo masło do ciała, krem do rąk i stóp. W sumie tyle wystarczy do podstawowej pielęgnacji ciała.
Kosmetyk do demakijażu (nieistotne, czy to będzie mleczko plus tonik, płyn micelarny czy żel do mycia twarzy) przede wszystkim powinien być łagodny. Tak naprawdę jedynym jego zadaniem jest skuteczne oczyszczenie skóry z łoju i zanieczyszczeń, jednak na tyle delikatnie, by nie zniszczyć bariery lipidowej naskórka. Przeciwdziałanie powstawaniu zmarszczek, nawilżanie, odżywianie – to nie jest zadanie tego akurat kosmetyku.
Z kolei krem na dzień musi przede wszystkim zabezpieczyć naskórek przed naturalną utratą wilgoci i ochronić przed niekorzystnym działaniem promieni UV. Tylko i aż tyle. W jego składzie muszą znaleźć się więc filtry UV (na jesień-zimę wystarczy SPF 20), ceramidy, kwasy tłuszczowe lub inne substancje nawilżające (gliceryna, mocznik, hialuronian sodu). Deklarowane działanie przeciwzmarszczkowe, ujędrniające, unoszące owal, chroniące DNA komórek, likwidujące przebarwienia, minimalizujące widoczność poszerzonych naczyń, porów, etc. to już bonus, wartość dodana, świadcząca o tym, że w preparacie zawarte są już dodatkowe składniki sprofilowane na określony problem skóry.
Natomiast przed kremem na noc stoi poważniejsze zadanie: powinien wspomagać naturalnie zachodzące w nocy procesy regeneracyjne. Nie znajdziemy więc w nim składników, które niepotrzebnie obciążałyby skórę w nocy. A więc – filtrów (słońce w nocy nie świeci), składników hamujących wydzielanie sebum (cera w nocy nie musi być matowa) czy pigmentów koloryzujących (w środku nocy nie zwracamy uwagi na równomierny koloryt). Powinny się w nim natomiast znaleźć witaminy, substancje odżywcze i regenerujące. Na przykład – retinol odpowiedzialny za regeneracje naskórka, witamina C (najczęściej w połączeniu z witaminą E) – neutralizującą wolne rodniki, peptydy, czyli aminokwasy, które łącząc się w łańcuchy, tworzą cząsteczki białka będące materiałem budulcowym komórek.
Skład kremów na noc trzeba dobrać oczywiście do potrzeb skóry w określonym wieku: niektóre z nas bardziej będą potrzebować wsparcia w procesach regeneracji, a inne – łagodzenia podrażnień lub przeciwdziałania konkretnym problemom – przebarwieniom, poszerzonym naczynkom czy rozszerzonym porom.
Peeling, maska, a może roller
Wśród podstawowych kosmetyków nie może zabraknąć peelingu. Dzięki złuszczaniu skóra staje się jaśniejsza, jędrniejsza, gładsza, a przede wszystkim lepiej absorbuje substancje zawarte w nakładanych później kremach. Wersja podstawowa to peelingi mechaniczne, drobno- lub gruboziarniste, które ścierając martwe komórki naskórka, odświeżą nieco cerę.
Warto jednak zainteresować się też tymi chemicznymi, które złuszczą nieco głębiej. I w drogerii, i aptece znajdziemy preparaty na bazie kwasów owocowych, kwasu salicylowego czy glikolowego. W działaniu są podobne do profesjonalnych peellingów używanych w gabinecie, choć mają o wiele niższe stężenia, więc są bezpieczne w użyciu domowym, bez kontroli dermatologa. Delikatnie złuszczają skórę także toniki, płyny micelarne i kremy, w składzie których znajduje się kwas migdałowy, pirogronowy, azelainowy czy salicylowy.
A słyszałyście o rollerze? To wałek ze stali chirurgicznej najeżony setkami igiełek, które przesuwając się po skórze wbijają się w nią, robiąc setki mininakłuć. Spokojnie, krew się nie leje, bólu nie ma. Skóra jest tylko lekko zaczerwieniona, podrażniona, ale przede wszystkim „otwiera się” na wszelkie substancje odżywcze zawarte w aplikowanych później kosmetykach. Poza tym, skóra zraniona dąży do tego, by się szybko zagoić. Usprawnia więc mikrokrążenie, intensyfikuje procesy regeneracyjne, przyspiesza powstawanie nowych włókien podporowych skóry (kolagenu i elastyny). Skarżysz się na utratę jędrności? Raz w tygodniu przejedź po twarzy rollerem!
Wierność czy zmiany?
Czy trzymać się długi czas wybranego kremu, czy go zmieniać? Stosować całe linie produktów, czy kupować każdy kosmetyk innej firmy? Z jednej strony – kremy z tej samej serii działają uzupełniająco albo wręcz synergicznie, tzn. wzajemnie wzmacniają działanie. Z drugiej – nie ma sensu stosować serii preparatów na siłę, jeśli np. czujemy że nie każdy z nich działa na naszą skórę tak, jak byśmy tego chciały. Najważniejsze, by stosowane kremy miały w miarę uzupełniające się działanie, np. krem na dzień nawilżał, na noc – natłuszczał. Istotna jest też spójność działania składników aktywnych, przykładowo witamina C powinna występować w towarzystwie witaminy E.
Co do zmian kremów. Niektóre z nas twierdzą, że po pewnym czasie stosowania jednego kosmetyku ich skóra ”przyzwyczaja się” do preparatu i początkowe spektakularne efekty stosowania kosmetyku jakoś zanikają. Jednak jak do tej pory nie są dostępne badania stwierdzające, że w budowie naszej skóry znajdują się struktury odpowiedzialne za tzw. „rozleniwianie się” do dłużej stosowanego kremu. Niemniej – dobrze jest zmienić go raz na 4 miesiące. Pozwoli to zauważyć efekty działania stosowanego kremu, a jednocześnie zapewni skórze dostęp do całej gamy składników aktywnych. I – co nie jest bez znaczenia – da możliwość dostosowania rodzaju kosmetyku do pory roku.
Helena Maj (hm/mtr), kobieta.wp.pl