"Po co ona tu przejechała?". Magdalena Szczepaniak odmieniła szkołę w Kokaninie

Magdalena Szczepaniak przeniosła się z miasta i została dyrektorką wiejskiej szkoły. - Na początku musiałam zmierzyć się z dużą niechęcią - mówi. W sześć lat rozwinęła placówkę do tego stopnia, że konieczna będzie rozbudowa. - Uczniów mamy coraz więcej, przestajemy już mieścić się w budynku.

Magdalena Szczepaniak odmieniła szkołę w Kokaninie
Magdalena Szczepaniak odmieniła szkołę w Kokaninie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

17.10.2024 06:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ewa Podsiadły-Natorska: Według spisu z 2021 r. w Kokaninie mieszkają 872 osoby. Jak zarządza się szkołą w tak małej społeczności?

Mgr Magdalena Szczepaniak, dyrektorka Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Kokaninie: Muszę przyznać, że ciężko. Przyszłam tutaj z nastawieniem, że w małej, wiejskiej szkole będzie pracowało się spokojnie, ale absolutnie tak nie jest. Okazuje się, że co człowiek, to inna osobowość, więc inne oczekiwania. Jedni rodzice przychodzą, inni odchodzą, każdy chciałby wtrącić swoje trzy grosze, po swojemu zarządzać, szczególnie że to szkoła z długą tradycją, a ludzie mieszkają tu od wielu pokoleń. Na początku musiałam zmierzyć się z dużą niechęcią, zwłaszcza że przyszłam z innego miasta.

Jak wyglądała pani droga do szkoły w Kokaninie?

Zawsze byłam blisko edukacji. Wiele lat pracowałam w szkole ponadpodstawowej w Koninie, gdzie byłam najmłodszym nauczycielem, a przez to "pierwszym do zwolnienia", bo w oświacie niestety często wychodzi się z założenia, że młody szybciej znajdzie sobie nową pracę. Któregoś roku w mojej ówczesnej szkole był tak słaby nabór, że trzeba było się z kimś pożegnać - i padło na mnie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Trafiłam wtedy do Delegatury Kuratorium Oświaty w Kaliszu. To była ciekawa praca, pełna wyzwań, ale po jakimś czasie poczułam, że nie chcę do emerytury patrzeć na szkołę "zza szyby" i zajmować się dokumentami. Ciągnęło mnie do dzieciaków. Poczułam też, że potrzebuję odpocząć od skarg na szkoły, nauczycieli i dyrektorów typowych dla pracy w kuratorium. Chciałam mieć odrobinę spokoju.

Wystartowałam więc w konkursie na dyrektora ZSP w Kokaninie i go wygrałam. Okazało się jednak, że trafiłam na jeszcze większy zbitek ludzi z różnymi charakterami (śmiech). Potrzeba było bardzo dużo pracy i bardzo dużo determinacji, żeby jakoś to poukładać.

Miała pani pomysł na tę szkołę?

Miałam. Szybko dostrzegłam potrzeby wielu rodziców, musiałam jednak najpierw przełamać dużo stereotypów. Do naszej szkoły trafiają również dzieci ze specjalnymi potrzebami - kosztowało mnie niemało wysiłku, aby przełamać w ludziach niechęć do tego, że do szkoły przyjdą dzieci z niepełnosprawnością.

Trzeba było dostosować budynek do ich potrzeb, do czego z kolei musiałam przekonać gminę, żeby zdobyć na to pieniądze. A jak trzeba wydać pieniądze, to okazuje się, że ludzie podchodzą do różnych pomysłów z rezerwą. Musiałam na kilka remontów czy zakup wyposażenia poszukać sponsorów na własną rękę.

Udało się?

Tak! Jestem dyrektorką od sześciu lat i uczniów mamy coraz więcej, przestajemy już mieścić się w budynku, dlatego znowu myślę o kolejnej przebudowie, a właściwie rozbudowie. Oczywiście znowu słyszę, że są inne, pilniejsze potrzeby, ale dla mnie znakiem, że idziemy w dobrą stronę, jest to, że dzwonią do nas rodzice z Kalisza i okolicznych miejscowości, tłumacząc, że dużo o nas słyszeli i chcieliby, żeby ich dzieci się tutaj uczyły.

Mam też wsparcie kadry nauczycieli – uważam, że przez te lata pracy w Kokaninie udało mi się stworzyć zgrany zespół, znaleźć ludzi z pasją i to oni tak naprawdę są kluczem do sukcesu szkoły. Wielokrotnie pokazali mi, że potrafimy wspólnie sprostać wielu wyzwaniom.

Kiedy zbierałam o pani informacje, usłyszałam, że nie boi się pani żadnej pracy. Jeśli trzeba, skręca pani meble, maluje, kładzie panele…

Patrzę na szkołę oczami rodziców. Wnętrze szkoły powinno się podobać. Nie musi być luksusowe, ale powinno być tak urządzone, żeby człowiek czuł się w nim przyjemnie. Miałam już fajną kadrę, stwierdziłam więc, że czas na remont. Znalazłam sponsora, który kupił materiały, więc zaczęłam szukać fachowców. Okazało się jednak, że ich praca to często dwukrotnie większy wydatek niż same materiały!

Mam w sobie trochę "męskiego pierwiastka", lubię prace fizyczne, więc to, co mogłam, zaczęłam robić sama. I gdy inni zobaczyli, jak pracuję, "zarazili się" tym. Wspólnie skręcaliśmy nowe meble, malowaliśmy ściany. Szczególnie pan woźny lubi mi w tym pomagać. Takie prace integrują zespół, lepiej się poznajemy. Nie uznaję podziałów na nauczycieli i pracowników obsługi - wszyscy jesteśmy tak samo ważni i każdy dokłada swoją bardzo ważną cegiełkę do tego, by pracowało się przyjemnie.

Rodzice zazwyczaj mocno angażują się w życie szkoły. Czy ma pani jakiś patent na to, żeby pogodzić ze sobą różne głosy, koncepcje, opinie?

To jest chyba najtrudniejsze, bo lubię tworzyć i wcielać w życie różne pomysły, więc ciężko mi mierzyć się z krytyką. Bywa, że się napracuję, zrobię dużo, zostanę w szkole na noc, żeby np. złożyć meble, a potem ktoś mi mówi, że kolor nie taki. Nie mam na to patentu ani złotego środka, cały czas uczę się ludzi. Z jednymi można się szybko dogadać, innym trzeba coś dłużej tłumaczyć, a niektórzy do jakiegoś pomysłu są z góry nastawieni negatywnie…

Do dziś są rodzice, którzy uważają, że nie spełniam ich oczekiwań, ale na szczęście to pojedyncze osoby. Niektórzy dociekali: "Po co ona tu przejechała, co takiego się stało?". Myślę jednak, że przekonałam lokalną społeczność do siebie ciężką pracą. Coraz lepiej nam się współpracuje.

Jestem zadowolona, że rodzice ochoczo włączają się w życie szkoły - bez nich wiele imprez szkolnych nie miałoby szans na organizację. Dużą popularnością cieszą się nasze pikniki rodzinne. Bez rodziców nie pojechalibyśmy na tak wiele zawodów sportowych, w których nasze dzieci odnoszą niemałe sukcesy. Ta współpraca przekłada się na wzajemne zaufanie i wysokie wyniki w nauce.

Wśród opinii o pani powtarzają się głosy, że cechują panią przede wszystkim upór i konsekwencja. Może to jest właśnie pani patent?

Fakt, potrafię być konsekwentna, choć przysparza mi to zarówno przyjaciół, jak i wrogów (śmiech). Słyszałam nawet o sobie, że mnie albo się kocha, albo nienawidzi. Faktycznie mam w sobie coś takiego, że jak się uprę, to dążę do celu, męczę, naciskam, ale dzięki temu mamy później namacalny efekt dla całej społeczności. Również w negocjacjach o fundusze bywa czasem nieprzyjemnie, ale staram się przekonać do swoich racji i postawić na swoim.

Jakie ma pani plany i marzenia, jeśli chodzi o rozwój szkoły?

Na pewno chciałabym ją powiększyć. Nasz główny cel to pozyskać na to środki, zwłaszcza że zaufało nam wielu rodziców, chciałabym więc, żeby nasza szkoła dalej mogła się rozwijać. Więcej miejsca to więcej możliwości na organizację zajęć świetlicowych czy specjalistycznych.

Chcemy jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła i sprostać potrzebom dzieci, które wymagają terapii, specjalistycznej pomocy np. logopedycznej czy fizjoterapii - mamy specjalistów, ale brak przestrzeni. Jestem to winna rodzicom. Gdybyśmy mieli większą bazę, to przyjęlibyśmy także więcej dzieci. A tak osobiście, to chciałabym troszkę odpocząć. W szkole działam na pełnych obrotach i niestety wszystko odbywa się kosztem czegoś.

Była pani w tym roku na urlopie?

No właśnie nie, mam ponad 100 dni zaległego urlopu. Nawet jak jestem na urlopie, to i tak załatwiam sprawy szkoły - nie mam zastępcy, który rozliczy wynagrodzenia, podpisze sprawozdania finansowe czy dopilnuje pracowników. Robię zakupy, planuję nowy rok szkolny, nadzoruję rekrutację, rozmawiam z rodzicami…

Moja rodzina co prawda przyzwyczaiła się już do tego, że jestem w szkole właściwie non stop, również wakacje to czas, kiedy ciężko pracujemy, działamy, remontujemy, ale potem mam wyrzuty sumienia, że jest mnie mało w domu, opuszczam zebrania dzieci itd. Chociaż z drugiej strony moi bliscy twierdzą, że jak siedzę w domu, to jestem nie do zniesienia i wolą, żebym jednak poszła do pracy (śmiech).

Mgr Magdalena Szczepaniak jest nominowana w plebiscycie #Wszechmocne w kategorii #Wszechmocne wśród kobiet.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)