Bullying w polskich szkołach. "Wracałam do domu z płaczem"
- Wracałam do domu z płaczem, czułam się przez nich poniżana, odosobniona, uznana za kogoś, z kim nikt nie powinien się w tej klasie zadawać - wyznaje Ola, która doświadcza przemocy rówieśniczej. Jak podkreśla psycholożka Justyna Żukowska-Gołębiewska, bullying wciąż jest dużym problemem w szkołach.
12.09.2024 | aktual.: 12.09.2024 14:03
Aleksandra* ma 17 lat, jest w trzeciej klasie liceum. Jest ofiarą wykluczenia społecznego ze strony rówieśników i codziennie mierzy się z jego skutkami. – Czy to w drodze do szkoły, w trakcie lekcji, czy wieczorem przed położeniem się spać mam silne ataki paniki, które objawiają się zazwyczaj dusznościami. Czasem trwają całą noc – mówi.
Nastolatka rok temu zmieniła szkołę. Początkowo zakolegowała się z inną nową uczennicą, która jednak szybko została włączona do towarzystwa. Olę uczniowie traktują jak powietrze.
- Kiedy zajmowałam miejsce na ławce, reszta klasy się ode mnie odsuwała, nikt nie siadał obok mnie, ani w ławce za mną czy przede mną. Wracałam do domu z płaczem, czułam się przez nich poniżana, odosobniona, uznana za kogoś, z kim nikt nie powinien się w tej klasie zadawać, podczas gdy ja niczego im nie zrobiłam - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak zareagowała na nękanie w klasie. "To pogorszyło sytuację"
Mama Oli rozmawiała na ten temat z wychowawczynią. Nauczycielka później miała poruszyć sytuację z klasą. Niestety wszystko przyniosło odwrotny skutek. Uczniowie twierdzili, że Ola sama się izoluje od reszty. – Po tej rozmowie nie obyło się bez komentarzy dziewczyn z klasy na grupie klasowej, które wyraźnie wyśmiewały całą tę sytuację, jak i mnie – wyznaje nastolatka.
Wychowawczyni nastolatki zaproponowała jej skorzystanie z pomocy psychologa. Propozycja została ujęta w taki sposób, jakby to nękana nastolatka stanowiła problem. Do rozmowy nie został zaproszony nikt inny.
– Nagle stałam się tym "cichym dziwnym dzieckiem". Trudno mi się odnaleźć. Czuję, że przez to wszystko zamknęłam się w sobie, straciłam poczucie własnej wartości. Najgorsze, że jeśli ataki paniki zdarzają się w szkole, dla oprawców są potwierdzeniem tego, za kogo mnie mają – tłumaczy Ola.
Jak dodaje, jest wdzięczna za wsparcie ze strony mamy oraz przyjaciół, których ma poza szkołą. Jednak w środowisku, w którym na co dzień spędza dużo czasu, nie ma pomocy. Brak właściwej reakcji ze strony nauczycieli jest przytłaczający.
– Jest mi przykro, że moje dziecko zostało tak potraktowane przez klasę. Przychodząc do nowej szkoły, córka miała szczere intencje, chęć poznania nowych osób. Zawsze była otwarta na nowe znajomości. Najtrudniejsze jest chyba przetłumaczenie dziecku, że zachowanie klasy nie jest normalne, że jest to znęcanie - tłumaczy mama Aleksandry.
– Trudny jest też brak wsparcia w szkole. Jedynym podjętym krokiem przez wychowawczynię w poprzednim roku szkolnym była propozycja rozmowy u psychologa oraz jej pogadanka z klasą bez obecności córki. Mam wrażenie, że to pogorszyło sytuację, wzbudziło agresję i pogłębiło znęcanie się – wspomina.
Jak dodaje, w tej sytuacji nieoceniona byłaby regularna pomoc szkolnego psychologa, ale też działanie podjęte przez grono pedagogiczne.
Bullying w szkole. "Rodzaj społecznej zgody"
Psycholożka Justyna Żukowska-Gołębiewska zwraca uwagę, że szkoła stała się czynnikiem ryzyka zachowań przemocy rówieśniczej.
- Jednym z głównych czynników ryzyka jej wystąpienia jest rodzaj społecznej zgody na tego typu zachowania rówieśnicze. Brak efektywnej profilaktyki przemocy, brak rozwiązań, które mogłyby konsekwentnie oddziaływać na sytuacje, w których się ta przemoc pojawia. Nie ma skutecznych rozwiązań systemowych, odpowiedniej reakcji - wylicza.
Drugą istotną kwestią są społeczne nastawienia i przekonania, które powodują, że osoby zgłaszające taką przemoc są ignorowane lub traktowane, również przez nauczycieli, jako "nielojalne wobec pozostałych uczniów".
- Te informacje są przekazywane dalej, przez co bullying rozszerza się na sygnalistów. "Mój kolega poskarżył się i nie dość, że nikt nie zareagował, to jeszcze on miał problemy". Pokazujemy dzieciom, że nie warto informować, jak dzieje się coś złego - kontynuuje ekspertka.
Tymczasem bullying, ale też inne problemy ze zdrowiem psychicznym, dotyczy ogromnej liczby dzieci i młodzieży, co potwierdza specjalistka.
- Pracuję z wieloma młodymi ludźmi, głównie nastolatkami, którzy w wakacje robili bardzo duże postępy w terapii. Miałam pomysł, że kiedy wrócą do szkoły i wszystko będzie dobrze, będzie można zakończyć proces wsparcia. Tymczasem po tygodniu od rozpoczęcia nie tylko obserwuję regres, lecz także mam cały kalendarz uzupełniony już do przyszłego roku. Stan tych ustabilizowanych osób uległ pogorszeniu - wyjaśnia.
Uczeń, który jest w kryzysie psychicznym, staje się łatwym celem dla rówieśnika stosującego bullying. Gdy jesteśmy w kryzysie, mamy chwilowo osłabiony system wczesnego reagowania, a także naruszoną rezyliencję psychiczną, czyli wyporność i zdolność przyjęcia na siebie trudności.
- Dzieci nie uczą się od tego, co mówimy. Patrzą, jak dorośli reagują na konkretne sytuacje, oceniają czy w ich towarzystwie czują się bezpiecznie - podkreśla Justyna Żukowska-Gołębiewska.
"Nie miałam już siły walczyć z systemem"
Agnieszka* pracowała jako psycholożka w szkołach państwowych i prywatnych przez dziesięć lat. Odeszła, ale kontakt z młodzieżą wspomina dobrze. To dorośli stanowili przeszkodę nie do pokonania.
- Nie miałam już siły walczyć z systemem. Z tym że od dyrekcji słyszałam, że jestem problematyczna, bo ciągle wynajduję uczniów z depresją i problemami, a zamiast cisnąć toksyczną pozytywność, to chcę robić warsztaty o depresji i samookaleczaniu, bo przecież mogę uczniom wmówić chorobę - wspomina, odnosząc się do pracy w jednej ze szkół.
Podkreśla, że dzieci i młodzież mierzą się z wieloma wyzwaniami. Nadal są widoczne skutki pandemii koronawirusa i powiązanej z tym przymusowej izolacji. Oczywiście zdarzają się też przypadki dokuczania, wykluczania ze strony rówieśników.
- Bullying jest dużym problemem, ale mamy narzędzia, aby z nim walczyć - tłumaczy Agnieszka.
Podkreśla, że wśród nauczycieli ważne jest zwiększanie świadomości na temat pomocy psychologicznej. Mówi też o superwizji dla psychologów szkolnych. - To skandaliczne, że nie ma takiej możliwości - a jeśli jest, to grupowa, która często zajmuje cały dzień pracy i dyrektorzy nie chcą na nią puszczać - kwituje.
Zwraca też uwagę na pensje. - Kilkukrotnie jechałam karetką do szpitala z uczniem z nasilonymi myślami samobójczymi, wyciągałam z toalety ucznia po samookaleczeniu. Była to praca w silnym stresie z ogromną odpowiedzialnością. Samo wynagrodzenie, bez udzielania korepetycji z innego przedmiotu, nie pozwalało mi przeżyć. Bywało, że po trudnym wydarzeniu, jak zawiezienie ucznia do szpitala, szłam do drugiej pracy, żeby przeżyć - opowiada.
"Rolę psychologa w szkole należy uregulować"
Justyna Żukowska-Gołębiewska zauważa, że rola psychologa w polskiej szkole nie jest odpowiednio zdefiniowana. Specjalistów obowiązują różnego rodzaju ustawy i rozporządzenia, w tym oświatowe. Dyrektorzy szkoły są zobowiązani do zatrudnienia psychologa na kartę nauczyciela - w ten sposób psycholog staje się częścią kadry pedagogicznej.
- To doprowadza do sytuacji, że raz jest w roli nauczyciela na zastępstwo, a innym razem - monitoruje to, co się dzieje na korytarzu. Rolę psychologa w szkole należy uregulować, w taki sposób, aby zwiększać zaufanie młodych ludzi, do tego, żeby faktycznie sięgali po pomoc i wsparcie psychologa, który jest dostępny - zaznacza ekspertka.
*Imiona zostały zmienione na prośbę bohaterek
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski