Pogadajmy, mama!

Z dzieckiem trzeba rozmawiać. Od urodzenia. A nawet wcześniej. Wiadomo. Ale kiedy rozmowa zaczyna być naprawdę rozmową, a nie monologiem skierowanym do jednego odbiorcy, zaczyna się robić bardzo ciekawie.

Pogadajmy, mama!

Z dzieckiem trzeba rozmawiać. Od urodzenia. A nawet wcześniej. Wiadomo. Ale kiedy rozmowa zaczyna być naprawdę rozmową, a nie monologiem skierowanym do jednego odbiorcy, zaczyna się robić bardzo ciekawie. Można już przestać zgadywać. Wreszcie można poznać myśli własnego dziecka.

Wieczorny rytuał zawsze kończy się pogaduchami. Kąpiel, kolacja, dobranocka i wspólne pogaduchy w łóżku. Jaga kładzie się pod kołdrą ze swoimi kumplami zwierzakami i prosi: "Pogadajmy, mama!". Jak dla mnie bomba, myślę sobie i kładę się obok niej. "O czym dzisiaj pogadamy?" - pytam jak zwykle, a ona odpowiada: "O żłobku". I jedziemy z koksem.

Ponieważ jeszcze nie mogę liczyć na jakieś wylewne opowieści (zdarza się to rzadko), zadaję pytania pomocnicze. "A z kim się dzisiaj bawiłaś? Ile dokładek zupy zjadłaś? Dzieci były grzeczne? Dusia była dzisiaj w żłobku?". Dusia to kumpela Jadźki. Trochę jestem zdziwiona, ponieważ kiedy w pierwszych dniach żłobka przez kilka dni razem z rodzicami przebywałam dla oswojenia się razem z Jadźką, Dusia wydawała mi się bardzo... osobliwą dziewczynką.

Wszędzie jej było pełno, głośno krzyczała, wykłócała się o swoje i grzebała w talerzach innych dzieci w porze obiadu. Widocznie Jednak Jadźka lubi takie zdecydowane dziewczyny. Czasem opowiada też o Heniu i Amelce. Krótkimi zdaniami, półsłówkami, ale przebąkuje. Ciągnę więc ją za język. W końcu jako matka chcę wiedzieć jak najwięcej.

Wspólne pogaduchy obejmują też wspomnienia z minionego dnia. Co robiliśmy i co było naprawdę fajne. Jadźka wykrzykuje wtedy podekscytowana, że jechała na sankach, że zjadła wielkiego kotleta (kotlet to jest to!), że zrobiła sama fikołka. To dobre ćwiczenie pamięci i szansa na zaśnięcie z miłymi wspomnieniami w głowie. Jadwiga lubi także spytać się kilka razy, gdzie właściwie jest tata i dlaczego jest znowu w pracy (co się zdarza od czasu do czasu). Z przyjemnością dowiaduje się też, co ją czeka dnia następnego. W końcu nie wie jeszcze czy jutro to weekend i czy zostaje w domu, czy też idzie do żłobka bawić się z dziećmi.

Ale konsekwencją rozwoju mowy, jak i logicznego myślenia jest także podkopywanie zdania własnych rodziców. Mówimy jej, że teraz zrobimy to i to, ubierzemy się i wyjdziemy na spacer, a ona na to: "Ja mam inny pomysł. Pobawimy się klockami i zjemy lody." No i masz. I negocjuj tu z dzieckiem „oczywiste oczywistości”.

I jak jej przetłumaczyć, że ten mój pomysł jest jednak lepszy i powinniśmy się go trzymać? W takich chwilach jestem pełna wątpliwości i sama już nie wiem. A może te klocki to nie taki zły pomysł? Jadźka potrafi przekonać do swojego, nie ma co. Szczególnie kiedy na ten spacer nie chce się wcale a wcale iść.

Gadanina Jagi ma też swoje zupełnie bezmyślne oblicze, żeby nie było, że dziecko takie "intelygentne". Żeby usłyszeć jakąś sensowną wypowiedź, trzeba się nieźle naczekać. Ale żeby posłuchać, jak Jadźka plecie kompletne bzdury nie musimy jej za bardzo namawiać. Zdania typu: "Kiedy się urodziłam byłam bardzo mała i chodziłam z Jasiem do przedszkola. Do góry i na dół. Wszyscy razem, tańczymy. Taaaaka zabawa".

„Pogadajmy, mama” to jednak najfajniejsza rzecz, którą teraz mogę od Jadźki usłyszeć. Chciałabym, żeby była to dobra wróżba na przyszłość. Że za pięć, dziesięć, dwadzieścia, a nawet trzydzieści i więcej lat, będzie do mnie przychodziła (bo już chyba nie przed snem...) i mówiła: pogadajmy.

I że wtedy to ona będzie mówić, mówić i mówić. A ja, jako mądra, poczciwa, sędziwa i doświadczona matka będę jej słuchać, a jeśli zechce, to nawet mogę doradzić.

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (6)