"Pokażę ci, co straciłaś" i "jestem wobec ciebie obojętny". O czym świadczą lajki twojego byłego
Bywa tak, że byli partnerzy pojawiają się na naszej orbicie. Krążą wokół nas, namiętnie lajkując i komentując naszą internetową aktywność, ale nigdy nie piszą do nas bezpośrednio. Nie dzwonią. Nie proponują spotkania. O czym to świadczy i jak sobie z tym radzić?
04.05.2018 | aktual.: 04.05.2018 17:09
Robert zostawił Kaję tydzień przed jej operacją. Miała zmianę nowotworową, guza wielkości małego pomidora na kolanie. Chłopak, który był z nią już od dwóch lat, postanowił dołożyć jej zmartwień - może kochany i litościwy myślał, że "ból duszy odciągnie uwagę od bólu ciała"? Nie odciągnął.
Operacja przebiegła pomyślnie, Kaja odzyskała zdrowie, ale straciła miłość człowieka, na którym zależało jej w dorosłym życiu najbardziej. I nie mogła o nim zapomnieć nie tylko dlatego, że śnił się jej się po nocach, ale przede wszystkim dlatego, że nie dawał o sobie zapomnieć.
- Nie odzywał się do mnie, nie zapytał nawet, jak przebiegła operacja. Za to obficie obsypywał moje posty i zdjęcia lajkami na Facebooku. Często też pisał na swojej tablicy różne przemyślenia i cytaty, które spokojnie mogłam odnieść do siebie. Czułam się z tym nieswojo i zastanawiałam się cały czas, o co chodzi. Czy to zaproszenie do kontaktu? – opowiada Kaja.
Zasięgnęła rady przyjaciółki, która poleciła byłego absztyfikanta zdecydowanie zignorować. Właściwie użyła mniej wyrafinowanego słownictwa, ale ze względów cenzuralnych nie trzeba go przytaczać. – Postanowiłam wtedy, że nie będę grała z nim w dziecinne gierki. On nie ustępował, ciągle widziałam jego nazwisko pod moimi postami. W końcu, dwa lata później, zaprosił mnie na przeprosinowe piwo. Dziś nawet się lubimy, ale nigdy nie rozmawialiśmy o tej, trwającej przecież bardzo długo, sytuacji – opowiada Kaja.
Sprawa wydaje się na tyle banalna, że poniektórzy mogą uznać ją za problem młodzieży pierwszego świata. Tymczasem technologia to jedno, mechanizmy rozstania i ludzkiej psychiki tuż po nim – drugie. Brak lajków w mediach społecznościowych nie świadczy o niczym szczególnym, ale ich nadmiar już owszem - o zainteresowaniu życiem drugiej osoby i chęci zasygnalizowania tego byłemu partnerowi/partnerce. Osoby porzucone karmią się nadzieją, a każdy niepozorny lajk tylko ją podsyca, tak jak w analogowym świecie nadzieję podsycać mógł głuchy telefon. Każda porzucona dziewczyna słysząc niespodziewany dźwięk telefonu o północy myślała przecież, że "może to on".
Problem więc istnieje i nazywa się "orbitowaniem". Jak pisze "The Guardian", nazwa ta jest może nowa, ale zachowanie, które określa – częste i od dawna spotykane. W skrajnej formie orbitowanie łączy się z ghostingiem. Ghost to z angielskiego duch, a zatem ghosting jest całkowitym i często niespodziewanym zniknięciem z czyjegoś życia. Łączy się z nie odpisywaniem i nie reagowaniem na próby kontaktu z drugiej strony. Jeśli ktoś nagle znika z twojego pola widzenia i w żaden sposób się z tobą nie komunikuje, a dwa tygodnie później lajkuje 14 zdjęć, które wrzuciłaś na Instagram dwa lata temu – bez wątpienia orbituje. Jest wystarczająco blisko, żeby cię widzieć i wystarczająco daleko, żeby nie musieć z tobą rozmawiać.
- To są gierki, w które nie proponowałabym się angażować. Może to być oczywiście "zachęta" porzucającego, żeby porzucony przez nią partner się do niego odezwał. Ale pamiętajmy, że to zrzucanie odpowiedzialności. Taka osoba nie chce wziąć na własne barki ryzyka odrzucenia czy wyśmiania, bo przecież porzucony może mu powiedzieć "zachowałeś się beznadziejnie, chyba sobie ze mnie kpisz, jeśli myślisz, że będę z tobą rozmawiać". Jeśli nie jest w stanie podjąć tego ryzyka, to naprawdę nie ma sensu go wyręczać, bo to wiele o nim świadczy – mówi psychoterapeutka par i autorka książki "Co boli związek" Monika Dreger.
Tak było w przypadku Dagmary. Były partner najpierw zaczął ignorować jej istnienie, ale już po kilku tygodniach jego lajk pojawiał się już pod każdym jej zdjęciem na Instagramie. Później lajki zastąpione zostały przez komentarze – najczęściej pseudointelektualne i nienawiązujące do niczego.
- Na początku mnie to nawet nie tyle bolało, co irytowało. Skoro ten chłopak mnie olał, to niech przestanie marnować czas na pisanie pod moimi postami bezsensownych komentarzy. Minęło już trochę czasu, ja mam narzeczonego, on też jest w długim już związku. Na miejscu jego dziewczyny byłabym mega wkurzona, że on coś pisze pod postami byłej – opowiada dziewczyna.
Jak pisze "The Guardian", aktywność strony porzucającej na profilach społecznościowych strony porzuconej może również świadczyć o cynicznej taktyce. "Taka osoba przypomina ci od niechcenia, że istnieje, ale także przypomina o tym, że nie dba o to, żeby nawiązać rzeczywisty kontakt, coś wyjaśnić czy naprawić" - twierdzi autor guardianowskiego artykułu.
Należy jednak pamiętać, że jest to możliwość, nie dogmat. - Lepiej nie dzielić włosa na czworo i się nad tym nie zastanawiać. Rozstanie to rozstanie, lajki raczej nie świadczą o chęci powrotu zamaskowanej nieśmiałością. Nie musi też świadczyć o cynizmie, może po prostu o chęci rozdawania lajków bez specjalnej refleksji - twierdzi Monika Dreger.
- Często lajkuję zdjęcia mojej byłej, bo są fajne. Nie widzę powodu, dla którego miałbym je omijać szerokim łukiem. Skoro mi się podobają, daję lajka albo serduszko. I nie jest to dla mnie próba nawiązania kontaktu, tamten rozdział jest już zamknięty i za nim nie tęsknię – mówi Paweł, który rzucił Basię pół roku temu.
"Bez Ciebie jest mi lepiej"
Jak zaznacza Monika Dreger, równie często orbitowanie uprawia osoba porzucona. – Osoby ze złamanym sercem miewają potrzebę udowodnienia, że po rozstaniu mają fajne życie. Chcą pokazać, że są szczęśliwe i że były partner nie robi na nich żadnego wrażenia – opowiada psychoterapeutka.
Dlatego wstawiają selfie w perfekcyjnym makijażu, pokazują, że piją prosecco w gustownej knajpie i dzielą się ze swoimi obserwatorami imprezowymi piosenkami. Lajka dla byłego traktują jako oznakę (obowiązkowego przecież) dystansu. – To jest koszmarnie głupie, ale znam wiele takich przypadków i sama byłam jednym z nich. Kiedy mój ex mnie zostawił, próbowałam mu uświadomić, co stracił. Udawałam wesołą osobę, która ciekawie spędza czas. Kiedy wstawił zdjęcie ze swoją nową dziewczyną, polubiłam natychmiast, "żeby sobie nie myślał". A potem pół nocy płakałam w poduszkę – opowiada mi 25-letnia Karolina.
- Nie mogę powiedzieć, że to jest złe, każdy inaczej radzi sobie ze stratą. Niektórzy drą wspólne zdjęcia i wyrzucają byłego partnera ze znajomych na Facebooku, inni potrzebują takiego okresu przejściowego, są mentalnie blisko partnera. Media społecznościowe to wszystko ułatwiają, nie musimy wypytywać o byłego wspólnych znajomych. Jego życie obserwujemy na Facebooku czy Instagramie – opowiada Monika Dreger.
Każdy sposób jest dobry, jeśli tylko pomaga. Ważne jest jednak, żeby nie popaść w śmieszność. – Mam takiego kolegę, po którym od razu widać, czy jest wolny czy zajęty. Jego związki są raczej krótkie, kilkumiesięczne. Kiedy jest sam, wstawia na Instagram zdjęcia z imprez, komentuje zdjęcie każdej ładnej dziewczyny, robi relację live z robienia sobie herbaty. A potem kilka miesięcy internetowo milczy, od czasu do czasu wrzucając fotkę z dziewczyną – śmieje się Dagmara, ta wokół której wciąż orbituje były.
"My na plaży", "piąteczek w domku, wolimy film niż imprezę", "couple goals", "na zdjęciu dwa kotki – moja dziewczyna i Mruczek". W tym stylu.
Te dwie skrajności w jednej osobie spokojnie już można nazwać śmiesznością i brakiem autorefleksji, a to bywa zauważane również przez znajomych, nie tylko przez byłego partnera. Może więc, żeby uniknąć nawet podświadomej chęci "udowodnienia" czegoś byłemu i ośmieszenia się tym samym przed resztą znajomych, należy usunąć ex chłopaka ze znajomych?
Z badań opublikowanych w Cyberpsychology, Behavior and Social Networking wynika, że posiadanie byłego partnera w znajomych na Facebooku może utrudnić proces rozstania, wywoływać negatywne odczucia wobec ex i pokusę obsesyjnego śledzenia jego aktywności. Z tym, że zawsze istnieje opcja "przestań obserwować", która w takich przypadkach sprawdza się wybornie.
A tym, że były lajkuje nam zdjęcia, nie powinniśmy się przejmować. Jak mówi Monika Dreger - trzeba ruszyć dalej.