Blisko ludziPoliamoria. Jeden facet to za mało

Poliamoria. Jeden facet to za mało

Poliamoria. Jeden facet to za mało
Źródło zdjęć: © 123RF

04.05.2012 10:23, aktual.: 05.06.2018 16:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

„Żyjemy w otwartym związku” – mówi 38-letnia Maria, matka trojga dzieci. Za mąż wyszła jeszcze na studiach. Do dziś świetnie dogaduje się z drugą połówką, wśród znajomych uchodzą za wzorową parę. Niewiele osób jednak wie, że Maria sypia jeszcze z innymi mężczyznami. Po miesiącach starań, udało jej się namówić męża na to, by zaczął się spotykać z drugą kobietą. Szaleństwo? Nie, to poliamoria.

- Żyjemy w otwartym związku - mówi 38-letnia Maria, matka trojga dzieci. Za mąż wyszła jeszcze na studiach. Do dziś świetnie dogaduje się z drugą połówką, wśród znajomych uchodzą za wzorową parę. Niewiele osób jednak wie, że Maria sypia jeszcze z innymi mężczyznami. Po miesiącach starań, udało jej się namówić męża na to, by zaczął się spotykać z drugą kobietą. Szaleństwo? Nie, to nowy model związku - poliamoria.

Poliamoria to po prostu zaangażowanie w związek miłosny z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie, za zgodą i wiedzą wszystkich tworzących dany związek osób.

- W dosłownym tłumaczeniu jest to "wielomiłość", czyli zakładamy możliwość kochania kilku osób jednocześnie i funkcjonowania z nimi w związku – wyjaśnia seksuolog Arkadiusz Bilejczyk.

Maria rzeczywiście wygląda na zakochaną. Znajomi twierdzą, że tryska energią, odmłodniała. Jest wiecznie uśmiechnięta. Jej mąż był bardziej sceptyczny. - Zanim umówiłam się na pierwszą randkę, usiadłam z nim i porozmawiałam. Prawda jest taka, że świetnie gramy jako para, dobrze sprawdzamy się w roli rodziców, ale źle wyglądało nasze życie seksualne. Od kilku lat właściwie w ogóle go nie było – opowiada Maria. Przyznaje, że najpierw próbowała podgrzać atmosferę w związku innymi, nieco mniej kontrowersyjnymi sposobami, ale odnosiła porażki. – Zauważyłam, że podobam się innym mężczyznom i chyba wtedy po raz pierwszy przyszło mi coś takiego do głowy.

Co z zazdrością?

Paweł myślał, że to żart. Kiedy dotarło do niego, że Maria mówi poważnie, na dwa dni przestał się odzywać. - W pewnym momencie przyszedł do mnie i powiedział, żebym spróbowała, ale on nie chce się spotykać z innymi osobami. Z góry uprzedził, że nie wie, jak poradzi sobie z ewentualną zazdrością, ale chce spróbować, skoro to ma mnie uszczęśliwić – opowiada Maria.

Zazdrość to pierwsza rzecz, o której zaczęłam myśleć przymierzając się do tego tematu. Bo jak można twierdzić, że jest się zakochanym i dzielić partnerem z innymi osobami? Seksuolog upatruje tutaj jeszcze jednej zależności, która powinna ją wywołać.

- Naturalną koleją rzeczy jest zazdrość, która powinna się pojawić w tym momencie z bardzo prostej przyczyny: mamy biologiczny opór przed inwestowaniem w czyjeś potomstwo. W sytuacji, gdy partnerka sypia z kilkoma innymi osobami, nie mamy pewności, że wychowujemy swoje dzieci. Owszem, możemy zrobić badania itd., ale nie w tym rzecz. Mamy to zakodowane w podświadomości – mówi seksuolog.

Paweł poradził sobie z tym całkiem nieźle. Maria zaczęła prowadzić podwójne życie, ale niczego nie musiała ukrywać przed mężem. - Wszystkich facetów, z którymi mnie coś łączyło, poznałam przez internet. Większość z nich też miała żony albo narzeczone. Teraz spotykam się tylko z jednym, młodszym o kilka lat Marcinem. Jestem zakochana – uśmiecha się i faktycznie na taką wygląda.

Męża Marii długo trzeba było namawiać na pierwsze spotkanie. W końcu się udało. - Poznałam Martę. To młoda matka, która samotnie wychowuje córkę. Jest po rozwodzie. Mamy dzieci w podobnym wieku, raz nawet pojechaliśmy do nas na weekend na działkę – opowiada Maria. Dzieciom powiedziała, że to dobra znajoma taty. Brzmi jak sielanka? Nie, brzmi bardzo dziwnie, wręcz niewiarygodnie. Styl życia, który prowadzą Maria i jej mąż, w Polsce jest jeszcze mało popularny, jednak za granicą jest więcej takich par. Czy to oznacza, że za kilkanaście lat będziemy mieli tylko takie związki? - Cywilizacja zaczęła się rozwijać wtedy, kiedy pojawiły się związki monogamiczne. Cesarstwo rzymskie, gdzie związki były bardzo luźne, upadło. Podobnie wyglądała sytuacja w starożytnej Grecji – mówi seksuolog, który szczerze wątpi w taki rozwój sytuacji. - Biologicznie jesteśmy tak ukształtowani, by mieć wielu partnerów, natomiast okazuje się, że mamy jeszcze potrzeby emocjonalne. Owszem, instytucja małżeństwa została na nas niejako
narzucona odgórnie przez państwo, religię, kulturę, ale jest to wynik naszych potrzeb. Dlatego myślę, że w którymś momencie tego typu relacje się na nas odbiją.

W tej chwili w Polsce dużo częściej mamy do czynienia z nieco innym zjawiskiem: otwarty związek na zasadzie relacji dwojga ludzi, bez żadnych zobowiązań wobec siebie.

- W pewnym sensie jest to pójście na łatwiznę: z całego pakietu wybieram tylko to, co jest dla mnie wygodne. Mam seks, ale nie muszę się angażować, dawać czegoś z siebie. Nie wynika to nawet ze złych chęci, jest to raczej znak czasu. Dziś po prostu tak można, a skoro można, to po co dawać z siebie więcej? Jeżeli widzimy, że jest taka możliwość, by spełniać swoje seksualne pragnienia i nie ponosić wszystkich kosztów związanych z byciem w stałej relacji, to raczej będziemy chcieli z niej skorzystać. Druga osoba zgadza się na to, żeby w grę wchodziły relacje z innymi partnerami, to czemu nie? Natomiast musimy sobie zdawać sprawę z tego, że pojawiają się pytania dotyczące potomstwa. W pewnym momencie życia chcemy czegoś więcej: dzieci, stabilizacji. U kobiet nieco wcześniej, u mężczyzn odrobinę później – przypomina seksuolog.

I co wtedy? Warto zdawać sobie sprawę z wielkiego zagrożenia: apetyt rośnie w miarę jedzenia. Osoby, które prowadzą bardzo rozrywkowe życie, uprawiają seks we wszystkich możliwych kombinacjach, w którymś momencie zaczynają odczuwać pustkę. - To jest coś w rodzaju wypalenia zawodowego – mówi Arkadiusz Bilejczyk i ostrzega, że powrót do stabilizacji może być trudny.

Jak sobie z tym radzą dzieci?

Dekadencja czy znudzenie nie są jednak największym problemem tego typu relacji. Pamiętajmy, że są jeszcze dzieci. Owszem, nie mówi się im o wszystkim, ale pewne rzeczy same zauważą. Czy to nie odbije się niekorzystnie na ich przyszłym życiu?

- Dzieci, które wychowywały się w rodzinach hipisowskich, świetnie sobie poradziły. Tutaj może być podobnie. Zazwyczaj działamy na zasadach przeciwieństwa: jeśli w domu mogłem wszystko, to dla swoich dzieci będę surowy. Dlatego, moim zdaniem, po okresie wyjątkowo liberalnym, raptem zaczynamy być bardziej restrykcyjni. Obawiałbym się czegoś innego: braku czasu i uwagi. Jeśli mama ma kilku mężczyzn, jest zaaferowana, czy jak ona to nazywa ”zakochana”, to będzie miała mniej czasu dla dzieci. Tak jak tradycyjna rodzina weekend spędza razem, tak kobieta, która ma np.: dwóch mężczyzn, czas wolny będzie dzielić między nich, co może się odbić na jej relacji z dziećmi. Podobnie ma to miejsce w przypadku mężczyzn – wyjaśnia seksuolog.

Kto wie, czy pewnego dnia mąż Marii nie przyjedzie do domu i jej nie poinformuje o tym, że ma dość takiego życia i marzy o stabilizacji? Tylko już nie z nią, a z Martą czy inną kobietą, która zamiast szalonej mieszanki da mu poczucie bezpieczeństwa?

Źródło artykułu:WP Kobieta
seksmonogamiazwiązek
Komentarze (180)