Policja kazała zgłosić jej gwałt, później oskarżyli ją o kłamstwo
Dziewczyna została zgwałcona przez swojego szwagra. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej jej siostra urodziła mu pierwsze dziecko. Mężczyzna nie został oskarżony, za to obie siostry trafiły przed sąd za składanie fałszywych zeznań.
28.09.2015 | aktual.: 28.09.2015 13:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Koszmar Lary McLeod trwa nieprzerwanie od kilku lat. Dziewczyna została zgwałcona przez swojego szwagra. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej jej siostra urodziła mu pierwsze dziecko. Mężczyzna nie został oskarżony, za to obie siostry trafiły przed sąd za składanie fałszywych zeznań. Jak się okazało, oprawca miał na koncie już kilka zbrodni.
19-letnia Lara McLeod, mieszkanka Prince William, na przedmieściach Waszyngtonu w Stanach Zjednoczonych, nigdy nie chciała zgłosić sprawy na policję. Pewnego dnia szwagier, Joaquin Rams, zabrał ją na koncert, potem zamiast obiecanej wizyty za kulisami zabrał ją do pustego domu, w którym ją zgwałcił. Rams kazał jej nie mówić nikomu o tym, co zaszło, bo to zniszczyłoby ich rodzinę.
- Powiedział mi, że albo on mnie zgwałci, albo wrócimy na koncert, a tam zrobią to jego koledzy – wyjawiła dziennikarce BuzzFeed News.
Dziewczyna załamała się i opowiedziała o wszystkim rodzicom następnego dnia. Oboje pojechali do domu drugiej córki - Hery, by zabrać do siebie ją i jej małe dziecko. Jeszcze tego samego dnia do zgwałconej nastolatki zadzwonił szef miejscowej policji z pytaniem, czy to co opowiedziała rodzicom jest prawdą. Choć Lara nie chciała, by sprawa wyszła poza rodzinę, funkcjonariusz namówił ją do złożenia oficjalnych zeznań na posterunku.
Tam policjanci doszli do wniosku, że dziewczyna kłamie. Mimo badań lekarzy, które potwierdzały gwałt, zarówno ofiarę, jak i jej starszą siostrę oskarżono o składanie fałszywych zeznań. Dowodem w sprawie miało być nagranie, które zrobił w tajemnicy przed dziewczyną jej gwałciciel. Sam przyniósł taśmę na policję, by pokazać, że do niczego jej nie zmuszał. W trakcie całego śledztwa żadna z oskarżonych nie mogła zobaczyć, co zarejestrowała ukryta kamera.
Po długich tygodniach udało się wycofać zarzuty. Hera miała wydać na to wszystkie zaoszczędzone pieniądze. Gwałciciel wciąż czeka na swój wyrok.
- Ludzie mówią, że gwałt to poważna sprawa, którą od razu trzeba zgłosić, ale zobaczcie co mi się przytrafiło. Zgłosiłam zbrodnię, a powiedzieli mi, że nic się nie stało – mówi nastolatka w wywiadzie.
Seryjny morderca?
Jednak gwałt, to nie jedyny koszmar jaki przydarzył się w tej rodzinie. Podczas śledztwa okazało się, że mężczyzna zataił przed żoną swoją prawdziwą tożsamość. Skłamał nie tylko w kwestii wieku, ale też nie powiedział jej o swojej kryminalnej przeszłości.
Joaquin był o dziesięć lat starszy od Hery, był też podejrzany o zastrzelenie byłej dziewczyny, policja wiązała go też ze śmiercią jego matki. Nigdy nie postawiono mu zarzutów, podobnie jak wtedy, gdy jego syn z innego związku oskarżył go o znęcanie. Mężczyzna prowadził też od lat stronę z pornografią.
Siostra zgwałconej odeszła od niego, ale wciąż musieli utrzymywać kontakt, ze względu na ich małego syna. Trzy miesiące po tym, jak sędzia zgodziła się, by mężczyzna odwiedzał go pod okiem kuratora, okazało się, że chłopiec zmarł. 15-miesięcznego malca znaleziono nieprzytomnego w jego domu. Jak się później okazało, Joaquin prawdopodobnie chciał utopić syna, by dostać pieniądze z ubezpieczenia.
Według organizacji, które pomagają ofiarom gwałtów, większość ofiar wciąż obawia się zgłosić sprawę na policję. Strach przed ośmieszeniem i zignorowaniem jest tak duży, że nie chcą wyjawiać tego, co im się przydarzyło. Fałszywe zeznania stanowią jednak 8-10 proc. wszystkich przypadków, 7 proc. śledztw kończy się aresztem dla sprawy, a tylko 3 – wyrokiem, wynika ze statystyk organizacji „Rape, Abuse & Incest National Network”.
- Jednym z najważniejszych problemów jest to, że policja uważa, że kobiety kłamię. Kiedy tak się dzieje, nie udaje się im przeprowadzić sukcesywnie śledztwa. Szkodzą nie tylko ofiarom, ale też całej społeczności, bo przestępca pozostaje na wolności – mówi Lisa Avalos z Uniwersytetu w Arkansans.
md/ WP Kobieta