Blisko ludziPolitycy promują przemoc domową. "W ten sposób wychowujemy społeczeństwo kiboli"

Politycy promują przemoc domową. "W ten sposób wychowujemy społeczeństwo kiboli"

"Czy masz dziecko po to, żeby było twoim sługą, żeby podawało ci herbatę i pilota? Żebyś mógł nim rządzić, bo żona cię nie słucha, a szef za dużo wymaga?" – mówi Konrad Wojterkowski, organizator kampanii "Kocham. Nie biję".

Politycy promują przemoc domową. "W ten sposób wychowujemy społeczeństwo kiboli"
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Chudzik

08.06.2018 | aktual.: 09.06.2018 12:57

"Dzieci należy rozpieszczać, ale klaps nie przeszkadza w tym. Czasem pomaga" – powiedział Krzysztof Czabański (PiS)
, zapytany o opinię na temat najnowszego badania SW Research, z którego wynika, że 46,7 proc. Polaków akceptuje karę cielesną, jaką jest klaps. Jan Klawiter (zbyt radykalny nawet dla partii rządzącej, która pozbyła się go ze swoich szeregów) na sformułowanie, że "jak się dziecko kocha, to się go nie bije", odparł "nie, bzdura, bzdura!". Krzysztof Bosak (Ruch Narodowy)
postanowił podzielić się z ludem swoją mądrością i "przypomniał", że klaps to nie bicie.

Mimo, że od 2010 roku obowiązuje w Polsce całkowity zakaz wymierzania dzieciom kar cielesnych, wciąż niemal połowa Polaków gorliwie wyżej cytowanym znawcom przytaknie. Sprawę w swoje ręce wziąć postanowił Konrad Wojterkowski, organizator kampanii "Kocham. Nie biję" i założyciel fundacji Krajowe Centrum Kompetencji pomagającej ofiarom przemocy domowej w Polsce. Na Facebookowym koncie kampanii opublikował zdjęcia wspomnianych polityków. Opatrzył je ironicznym hasztagiem #KochamBiję i cytatem wyrwanym z ust zwolenników klapsów.

Obraz
© Facebook.com

- Ja tych polityków piętnuję – mówi Wojterkowski - wystawiam ich na czarną tablicę. To straszne, kiedy autorytety promują przemoc. Uważam, że moim moralnym obowiązkiem jest ujawnienie ich prawdziwego oblicza. I tak, klaps to uderzenie, a uderzenie to bicie – wyjaśnia. I zauważa, że nigdy nie spotkał się z sytuacją, w której osoba, która sama nigdy nie doświadczyła przemocy, biłaby swoje dziecko. Natomiast osoby, które były bite, bardzo często powielają ten rodzicielski schemat.

Potwierdza to przypadek posła Jana Klawitera. – Dostawałem lanie, ból był dotkliwy. Ale ja nie mam pretensji do rodziców. Oni wymagali ode mnie szacunku, respektu i to jest naturalne. Rodzic nie jest kolegą. Poza tym przemocy nie da się całkowicie wyeliminować ze społeczeństwa. 15 lat temu modne było wychowanie bezstresowe, naukowcy się w tym temacie wymądrzali, a okazało się, że jednak to bardziej zaszkodziło. Życie bez stresów byłoby jałowe i pozbawione uroku – mówi poseł.

Zdaniem organizatora kampanii "Kocham. Nie biję", to typowy argument tych, którzy pomimo doświadczania przemocy w dzieciństwie, mienią się teraz "porządnymi ludźmi", którzy tylko "jeśli trzeba" uderzą swoje dziecko. - To wyparcie, mechanizm obronny stosowany po to, żeby nie musieć rozliczać swojego rodzica. Nie musieć mieć żalu, nie konfrontować się, nie przyznawać, że rodzice zrobili coś źle – ocenia Wojterkowski. – Wychowanie bezstresowe nie jest tożsame z wychowaniem bez przemocy. To dwie zupełnie inne kwestie. No i jak można być porządnym człowiekiem, skoro bije się swoje dziecko? – dodaje.

Nie będzie już terminu "władza rodzicielska"

Dla Magdaleny Różczki klapsy są niedopuszczalne. - Małe dziecko jest bezbronne i bezsilne. Tak jak staruszkowie, a każdy z nas tym staruszkiem będzie. Jeśli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić, że znowu jest dzieckiem, niech sobie wyobrazi przyszłość. Niech sobie wyobrazi, że jest staruszkiem z Parkinsonem, który drażni innych i nie zachowuje się zawsze w sposób pożądany. Czy wówczas młodsza osoba ma prawo go uderzyć? Będziemy bić starsze osoby? Nie ma granicy między klapsem a biciem – tłumaczy aktorka.

Tymczasem Jan Klawiter uważa, że skoro rodzic ma sprawować nad dzieckiem opiekę i jego władza rodzicielska trwa aż 18 lat, to każdy opiekun może wybrać dowolne metody wychowawcze. Póki "nie ma zagrożenia dla życia dziecka", póty rodzic ma prawo dawać mu lanie. – Rodzina jest święta i autonomiczna, ja nie mam prawa się wtrącać, choć oczywiście uważam, że w 97 proc. sytuacji bicia da się uniknąć – twierdzi wyrozumiale.

Obraz
© Facebook.com

Obecnie Rzecznik Praw Dziecka pracuje nad projektem zmiany nazewnictwa w Kodeksie Rodzinnym. Planuje zamienić termin "władza rodzicielska" na "odpowiedzialność rodzicielską". - To świetny pomysł. Bo czy masz dziecko po to, żeby było twoim sługą, żeby podawało ci herbatę i pilota? Żebyś mógł nim rządzić, bo żona cię nie słucha, a szef za dużo wymaga? To pytanie o system wartości. Żyjemy w XX wieku, wiemy więcej o rodzicielstwie i psychologii. Nie funkcjonuje już porzekadło, że "dzieci i ryby głosu nie mają", młodsi nie muszą bezwzględnie wykonywać polecenia starszych tylko ze względu na wiek – tłumaczy Wojterkowski.

Są oczywiście tacy, którzy tłumaczą zasadność klapsa nagłymi, niosącymi zagrożenie sytuacjami. Tym, że dziecko wybiega na ulicę albo wkłada palce do kontaktu. Jak twierdzi Wojterkowski, w takiej sytuacji należy dziecko przytrzymać, nie uderzyć. Gdy zagrożenie minie, powinniśmy natomiast wytłumaczyć maluchowi, dlaczego ma na ulicę nie wbiegać i przypomnieć mu niebezpieczną sytuację, którą pamięta (np. wypadek na rowerku, po którym bolała go nóżka). Potem powinniśmy wyjaśnić, że jeśli potrąci je samochód, to będzie bolało znacznie bardziej. Wówczas jest szansa, że nas zrozumie. - Uderzenie daje krótkotrwały efekt, właściwie przemoc jest zupełnie nielogiczna. Dziecko nie będzie czegoś robić ze strachu przed nami, nie przed potencjalnym zagrożeniem – objaśnia Wojterkowski.

Tymczasem ze zbiorczej analizy badań przeprowadzonych w ciągu ostatnich 50 lat wynika, że otrzymywanie klapsów powoduje u dzieci zwiększoną liczbę agresywnych i antysocjalnych zachowań, uzewnętrznienie problematycznych reakcji i trudności w odróżnianiu tego co dobre, od tego co złe. Dorośli, którzy dostawali klapsy w dzieciństwie, częściej niż inni mają również problem z chorobami natury psychicznej. Wiąże się to m.in. z upokorzeniem, które wpływa na poczucie własnej wartości. - Chciałabym, żeby każdy dorosły, który popełni błąd, dostawał klapsa. Dziecko jest pełnowartościowym człowiekiem. Dla dziecka klaps jest upokarzający tak samo, jak dla dorosłego człowieka uderzenie w twarz. To ten sam poziom – ocenia psycholog Katarzyna Mlost-Zawisza.

Jeszcze 15 lat pracy u podstaw

Mimo że fakt akceptowania klapsów przez niemal połowę społeczeństwa może wydawać się zatrważający, statystyki są znacznie lepsze niż były jeszcze 10 lat temu. Jak przypomniał ostatnio rzecznik praw dziecka Marek Michalak, w 2008 roku na uderzenie dziecka godziło się aż 78 proc. badanych.

– Jest dużo lepiej, między innymi dzięki nam. Żeby jednak zaszła zmiana totalna, muszą minąć pokolenia. Szwedom zejście do poziomu, na którym przemoc popiera zaledwie 5 proc. społeczeństwa, zajęło 30 lat. To znaczy, że nas czeka jeszcze co najmniej piętnaście – twierdzi Wojterkowski, który z pierwszą odsłoną kampanii "Kocham. Nie biję" ruszył w 2008 roku.

Póki co, statystyczny Polak akceptujący przemoc wobec dziecka, to mężczyzna powyżej 50 roku życia z miasta liczącego do 99 tysięcy mieszkańców zarabiający poniżej 1000 zł miesięcznie.

Telefon: 801 109 801

- Mam szesnastoletniego syna, nigdy w życiu go nie uderzyłem, nigdy się nawet na niego nie wydarłem. Jestem świadomym rodzicem, chcę mieć prawdziwego przyjaciela. Wiem, po co powołałem go na świat – mówi Konrad Wojterkowski.

- Mam dwójkę dzieci, żadne nigdy klapsa nie dostało i jestem pewna, że będą dobrymi ludźmi znającymi własną wartość – twierdzi Magdalena Różczka.

Obraz
© Facebook.com

Tymczasem, jak twierdzi Katarzyna Mlost-Zawisza, nie ma rodzin idealnych. "W każdej rodzinie jest coś". - Ważne tylko, żeby to coś nie zaszkodziło rozwojowi emocjonalnemu. Klapsy nie muszą dziecku zniszczyć całego życia, ale na pewno wytworzą zły stosunek do siebie, do innych. I wpłyną na zachowania przemocowe – tłumaczy psycholog, podkreślając, że wiele dzieci bitych jest za okazywanie naturalnych emocji; takich jak złość czy smutek.

- W ten sposób wychowujemy społeczeństwo kiboli, którzy naparzają się gdzie tylko mogą – kwituje Konrad Wojterkowski. I przypomina numer infolinii dla dzieci będących ofiarami przemocy domowej i dla tych, którzy są jej świadkami: 801 109 801.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (52)