Polka pończoszanka. Nasz ulubiony gadżet erotyczny jest mniej banalny niż się wydaje
"Przed Walentynkami sprzedaż rajstop spada, a pończoch rośnie o 25 proc." – napisał na Twitterze Janusz Piechociński, wspominając nieopatrznie o bodajże ulubionym sypialnianym urozmaiceniu Polaków. I miał wiele racji. Potwierdzają to osoby pracujące w Sex Shopach.
13 lutego właściciele sklepów z zabawkami erotycznymi zarabiają tyle, co zazwyczaj przez miesiąc. Polacy to jednak żadni harcerze, przed Walentynkami nie szukają hubek i krzesiw, od których konary stają w płomieniach, ale produktów całkiem niewinnych.
- Najczęściej przychodzą po bieliznę. I to nie jakąś szczególnie wyuzdaną, co druga klientka pyta o pasy do pończoch. Oczywiście zdarzają się też miłośnicy lateksu i przebrań, ale tych jest zdecydowanie mniej. Takie rzeczy kupuje się dziś raczej na wieczory panieńskie albo Halloween – opowiada pan Kazimierz, który od 15 lat prowadzi sklep przy ul. Jana Pawła II, warszawskim zagłębiu sex shopów.
Dodaje, że mimo iż od premiery książek i filmów "50 twarzy Greya" minęło już sporo czasu, gadżety sygnowane w ten sposób schodzą wyjątkowo dobrze. Zauważyli to też inni sprzedawcy.
- Czasem mówię klientkom wprost, że przepłacają za logo i w tej samej cenie mamy lepsze zabawki, ale chyba to nazwisko Grey je elektryzuje – śmieje się Iza.
Jej zdaniem Polki przed Walentynkami interesuje nie tyle seks, co bycie seksi. Lutowy "must have" to body i pończochy.
Wstyd
Trudno powiedzieć, dlaczego Polacy kochają pończochy. Może nie akceptujemy ciał obcych, komplementarnych do ciała partnera? A może raczej wstydzimy się turlać po łóżku z przedmiotami wyglądającymi na projekty z konkursu na designerskie zabawki dla psów rasowych.
Jakby nie było, pończochy nie są tak banalne, jak może się wydawać. Pończocha – czy to samonośna, czy tradycyjna - ekscytuje przede wszystkim nawiązaniem do strojów pracownic seksualnych. Przy czym jest to nawiązanie na tyle subtelne, że większość kobiet raczej nie poczuje się w takim wydaniu jak w przebraniu. W końcu to w pewnym sensie "bielizna vintage". Do tego wysmuklająca nawet umiarkowanie smukłe uda.
Uznawano je za erotyczne już w czasach, w których ni w ząb nie przypominały tego, co możemy podziwiać w witrynach sklepów z bielizną.
Cienkie pończochy pojawiają się już w późnośredniowiecznej "Opowieści o Róży". Podobnie jak dziś – mają uwodzić. W poemacie są wabikiem na adoratorów, który pomaga w szczególności kobietom o niezbyt zgrabnych nogach. Wystarczy błysnąć spod długiej sukni obleczoną w pończochę nogą, a absztyfikanci się zlatują. Bynajmniej nie żeby prosić o rękę, bo "Opowieści o Róży" to całkiem śmiały poemacik.
Nie odsłaniały nic, a działały
W XIX wieku pończochy ekscytowały z zupełnie innych powodów niż obecnie. Nie chodziło wcale o eksponowanie kształtnych nóg, ale o kontakt z zakazanym.
Kobiety nogi pokazywały przypadkowo. Nie dalej niż do kostek. Pończochy na ich wysokości były na tyle ozdobne, że właściwie nic nie odsłaniały. Tak czy siak – podniecały.
Chodziło o podglądanie zakazanego. Podobnych wrażeń dostarczają dziś np. dekolty odkrywające plecy. Działają na wyobraźnię skojarzeniem z pełną nagością. W XIX wieku mężczyźni mieli widać lepiej rozwiniętą wyobraźnię.
Jeszcze w 1913 roku francuskie magazyny o modzie oburzały się na pończochy nazbyt przejrzyste, które miały "demoralizować dzieci". Standardy pokazywania nóg wywróciła do góry nogami I wojna światowa. Kobiety weszły do fabryk, a tam spódnice do ziemi wadziły.
Świat po raz pierwszy ujrzał spektrum kobiecych łydek, jednak nie w pełnej krasie, bo nawet robotnicy nie wypadało pracować z gołymi nogami.
Trudno się dziwić, że pierwsze panie noszące cieliste pończochy były uznawane za skandalistki. Wśród tabunów nóg granatowych, czarnych i kremowych rzeczywiście musiały pozorną nagością przyciągać męską uwagę.
Mniej więcej w tym samym czasie do mody weszły podwiązki, ale nie te, które znamy ze studniówek i ślubów, tylko noszone przed kolanami. Najpierw niby to przypadkiem odsłaniałyśmy obleczone w pończochy kostki, potem już całkiem świadomie chwaliłyśmy się łydkami.
Wracając jednak do pończoch – swój wielki moment miały w latach 50., kiedy nylon wrócił wreszcie z wojny, czyli de facto z fabryk spadochronów do fabryk rajstop.
Zrobione z niego pończochy były idealnym produktem, żeby zawojować świat – nie najtańszym, ale też nie tak niedostępnym jak pończochy jedwabne. Pończochy ekscytowały na równi mężczyzn i kobiety, które szew z tyłu łydki obnosiły z dumą, z jaką dziś niektóre kobiety noszą markowe torebki.
Joan Crawford, gwiazda złotej ery Hollywood, zwykła mawiać, że bardziej od noszenia brylantów cieszy ją tylko, kiedy szwy pończoch równo się układają. Z kolei Marilyn Monroe w "Pół żartem, pół serio" domalowuje je sobie kredką do oczu, bo nie stać jej na nowe nylony.
Łydki stają się fetyszem, zajmując miejsce opatrzonych kostek. Kilkanaście lat później pod koniec lat 60. ich miejsce zajmą z kolei uda. Popularność mini to początek końca pończoch, które stopniowo odejdą do lamusa na rzecz rajstop. Chociaż może nie tyle do lamusa, co po prostu do buduaru.
Pończochy na Walentynki
Pończochy, które dziś wieczorem założą setki tysięcy Polek, nie wywołują już zgorszenia. Trudno, żeby wywoływały, skoro eksponowane wciąż na nowe sposoby kobiece ciało otacza nas zewsząd.
Za ich sukcesem stoi z pewnością niejednoznaczność, która świetnie sprawdza się w erotyce. Zakładasz pończochy i jesteś naga, chociaż znaczną część ciała masz zakrytą.
Noszonymi pod sukienką czy spódnicą można pogrywać niemal tak jak nasze praprababki kusiły kostkami. Coś na kształt striptizu dostępnego kobietom, które nie potrafią zjechać z gracją z niklowanej rury i nie mają zamiaru nawet próbować.
Przy nich najfikuśniejsze majtki i staniki zalatują banałem. W końcu do bielizny rozbieramy się najczęściej, kiedy to, co było uwodzeniem, zostało już rozegrane. Kości zostały rzucone, majtki zostały zrzucone. Zostały pończochy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl