Polka prowadzi mobilny salon manicure w Londynie. "Ceny zaczynają się od kilkuset funtów"
23.02.2024 13:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Karolina Żuk postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, zakładając swój mobilny salon manicure w Wielkiej Brytanii. - Tutaj nikt nie robi nikomu pod górę i nie zamierza bez potrzeby cię kontrolować - powiedziała manikiurzystka w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jej profil na Instagramie śledzi obecnie ponad 106 tys. osób. Jak sama przyznała, media społecznościowe były w jej przypadku niezwykle ważne. To właśnie dzięki nim udało jej się nawiązać współpracę z gwiazdami z pierwszych stron gazet. Jak to się stało, że porzuciła stabilne zatrudnienie w biurze, na rzecz własnego, mobilnego salonu manicure?
Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Kiedy zrozumiałaś, że chcesz realizować się jako manikiurzystka?
Karolina Żuk: Moja starsza siostra wykonywała ten zawód, dlatego ta branża nie była mi obca. Kiedy miałam 19 lat, postanowiłam wyjechać do Londynu. Szybko zauważyłam, że brakuje tutaj wielu specjalistów. Długo nie mogłam znaleźć nikogo, kto mógłby zająć się moimi paznokciami, dlatego w końcu postanowiłam zrobić kurs. Zanim jednak zajęłam się tym profesjonalnie, minęło kilka dobrych lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystko zmieniło się, gdy zaczęłam pracować w biurze. To właśnie wtedy zrozumiałam, że kompletnie nie nadaję się do pracy dla kogoś. W takich miejscach często stoi się w miejscu. Brakowało mi rozwoju, a zawsze byłam bardzo ambitna. Postanowiłam, że jednocześnie zacznę zdobywać doświadczenie jako manikiurzystka. W końcu podczas pandemii postawiłam wszystko na jedną kartę i otworzyłam swój własny biznes.
Dobrze rozumiem, że wyjechałaś do Londynu, nie mając tak naprawdę żadnego konkretnego planu? Co cię skłoniło do przeprowadzki?
W tamtym okresie studiowałam filologię angielską. W przerwie wakacyjnej poznałam swojego dzisiaj już narzeczonego i to w zasadzie dla niego rzuciłam szkołę i przyjechałam do Londynu. W rezultacie mogłam też się nauczyć języka z pierwszej ręki. Wtedy nawet nie podejrzewałam, że kiedyś zostanę manikiurzystką.
Skończyłaś kursy już w Londynie?
Powiem ci szczerze, że nie ukończyłam wielu tych kursów. Tak naprawdę zrobiłam tylko dwa podstawowe szkolenia właśnie tutaj w Polskiej Akademii w Londynie. Nie ukrywam, że były akredytowane, więc dały mi prawną licencję do wykonywania zawodu. Trzeci kurs, taki doszkalający, ukończyłam zaledwie rok temu.
W moim przypadku najważniejsze było doświadczenie. Bardzo długo pracowałam z modelkami praktycznie za darmo. Często też wyszukiwałam ludzi na różnych grupach na Facebooku.
Zauważyłam, że często jeździsz pracować w domach klientów. A co z salonem stacjonarnym?
Przez prawie dwa lata prowadziłam salon we własnym mieszkaniu, co bywało naprawdę trudne. Od tego roku jednak całkowicie przerzuciłam się na działalność mobilną.
Trudno było ci założyć własną działalność w Wielkiej Brytanii?
Jeśli miałabym to porównać do otworzenia działalności w Polsce, to powiedziałabym, że bardzo łatwo. Nie ma tutaj aż tak dużych ograniczeń, jeżeli chodzi o papierkową robotę i różne wymogi. Nawet jeżeli rozmawiamy o higienie w salonie to tutaj również nie jest ona na aż tak wysokim poziomie jak w Polsce.
Założyłam swoją firmę w 2021 r., czyli już po Brexicie. Tutaj nikt nie robi nikomu pod górę i nie zamierza bez potrzeby cię kontrolować. Właśnie dlatego założenie biznesu w Wielkiej Brytanii jest nie tylko prostsze, ale przede wszystkim także mniej stresujące.
Pracujesz z wieloma gwiazdami, takimi jak Rosie Huntington Whiteley. Jak to się stało, że trafiły do ciebie sławne klientki?
Szczerze mówiąc, to wszystko samo się tak potoczyło. Zawsze kładłam duży nacisk na media społecznościowe. Cały mój biznes opierał się na Instagramie i wierzyłam w to, że obecność w sieci otworzy mi wiele drzwi i rzeczywiście tak było.
W przeciągu dwóch lat zdobyłam ponad 100 tys. obserwatorów na Instagramie, a nie ukrywam, że tutaj ta liczba jest niezwykle ważna. Dzięki temu docierasz do ludzi z naprawdę różnych branż i tworzysz swego rodzaju sieć kontaktów. Potem nawzajem wszyscy się polecają.
Moja współpraca z Rosie rozpoczęła się w grudniu zeszłego roku. Zostałam jej polecona przez jej manikiurzystkę z Los Angeles. Potem zaczęły się kolejne ważne zlecenia od gwiazd oraz makijażystek pracującymi z całą "śmietanką" Hollywood.
A jak tak naprawdę wygląda współpraca z gwiazdami? Nie możesz z nimi rozmawiać, a może podpisujesz jakieś klauzule poufności? W końcu odwiedzasz je w ich domach.
Kompletnie tak to nie wygląda. Też byłam przygotowana na to, że nie będę mogła rozmawiać na pewne tematy lub że będę musiała podpisywać jakieś klauzule o nieujawnianiu informacji na ich temat, ale jeszcze nic takiego mi się nie przytrafiło.
Jeżeli chodzi o rozmowy, to też nigdy nie było żadnych tematów tabu. Oczywiście trzeba mieć jakąś samokontrolę, żeby zaraz nie zasypać ich pytaniami czy plotkami, ale to też już bardzo indywidualna sprawa. Na koniec serwisu najważniejsze jest jednak to, żeby klient czuł się przy mnie przede wszystkim bezpiecznie i komfortowo.
Czym przekonałaś do siebie pierwsze sławne klientki?
Jeżeli chodzi o serwis, to wydaje mi się, że trzeba mieć bardzo wysoką kulturę osobistą. Czuję też, że jest to moja mocna strona. Nawet jeśli jest to ktoś naprawdę znany, potrafię w każdej sytuacji zachować zimną krew.
Wizyta w domu gwiazdy wymaga od ciebie jakiegoś specjalnego przygotowania?
Kiedyś kosztowało mnie to bardzo dużo zdrowia oraz stresu. Na pierwszych spotkaniach jestem dość nieśmiała i wycofana, ale wydaje mi się, że w tej branży jest to odbierane po prostu jako mój profesjonalizm.
Nie będę ukrywać, że działalność mobilna też może być obciążająca psychicznie. Bardzo często odwiedzam klientów w godzinach, w których tak naprawdę nie miałabym ochoty już pracować. W zasadzie muszę być cały czas dyspozycyjna.
Z jakim wyprzedzeniem umawiają się z tobą klientki?
Bardzo różnie. Często umawiają się z jednodniowym wyprzedzeniem, ale wiele gwiazd polega na swoich asystentach. To właśnie oni dbają o to, aby te wizyty były odpowiednio zaplanowane i aby nie kolidowały z ich wyjazdami i współpracami. Zdarza się jednak, że ktoś pisze do mnie wiadomość późnym wieczorem, że potrzebuje mnie już następnego dnia z samego rana.
A jak to wygląda cenowo? Ile gwiazdy płacą za swój manicure?
Są różne przedziały, ale ceny za taki ekskluzywny serwis zaczynają się od ok. kilkuset funtów. Bardzo często doliczam także ekstra 50 proc., gdy klient umawia się ze mną w ostatniej chwili.
Ile czasu potrzebujesz na zrobienie manicure?
Zazwyczaj na taki większy pakiet przeznaczam od 4 do 5 godzin. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie pracuję krótko, ale nie opracowałam jeszcze takiej techniki, żeby to wszystko nieco przyśpieszyć. Lubię też mieć taki intymny kontakt z tą klientką. Nie chciałam nigdy sprawiać wrażania, że się śpieszę. Wiem, że w Polsce ten czas jest bardzo ważny. Dziewczyny dążą do tego, żeby pracować coraz krócej, ale mi już na tym nie zależy. Reguluje to wszystko ceną.
Twoim klientkom nie przeszkadzało to, że jesteś z Polski?
Nie, nigdy. W zasadzie, odkąd mieszkam za granicą, nigdy nie odczułam, że przez to, że jestem z Polski, mogę być gorzej traktowana lub odbierana mniej profesjonalnie. Czasem miałam takie zawahanie, że ten angielski nie był na takim bardzo wysokim poziomie, ale wszystkiego można się nauczyć.
Porozmawiajmy o trendach. Jakie paznokcie będą królowały tej wiosny?
Wydaje mi się, że tej wiosny ponownie powrócą do nas kolorowe frencze. W modzie dalej będzie także trend na paznokcie Hailey Bieber, czyli takie "perłowe nudziaki". Widzę też, że czerwień robi się coraz popularniejsza, więc na pewno to bardzo szybko przeniesie się również na paznokcie.
Jak według ciebie powinien wyglądać idealny manicure?
Dla mnie najważniejsze jest opracowanie skórek i taki bardzo zadbany look, czyli dokładnie wypolerowana, czyściutka płytka. Najbardziej lubię krótkie, naturalne paznokcie. Przedłużenia praktycznie wyszły już z mody.
A czy jest jakiś kolor albo stylizacja, której już byś nie zrobiła?
Oj tak. Kiedyś ogromną popularnością cieszył się manicure, gdzie na każdym paznokciu był inny kolor. Na pewno nie ozdobiłabym także płytki brokatem lub cyrkoniami.
Gdyby jeden manicure miałby ci wystarczyć do końca życia, na jakie paznokcie byś wówczas postawiła?
Pomalowałabym je na czerwono.
Rozmawiała Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl