Polska marka Pralines zauważona przez "British Vogue"
Powstały zaledwie dwa lata temu, a już zdążyły zaskarbić sobie rzeszę wiernych klientów. Ich ubranka coraz częściej noszą nie tylko mali miłośnicy mody z Polski, ale też z całego świata. Pralines - bo o nich mowa, to marka, która szyje ubranka dla dzieci w duchu slow fashion z miłością do paris chic i tego, co minęło. Choć w Polsce tego typu styl nie jest jeszcze zbyt modny, na Zachodzie bije rekordy popularności, a wszystko m.in. dzięki Kate Middleton, która swoje dzieci ubiera w stylu vintage. Nic więc dziwnego, że właśnie brytyjski "Vogue" dostrzegł polską markę i zaprosił ją do współpracy nad najnowszym numerem. Do kiosków na całym świecie (i z pewnością też do Pałacu Buckingham) trafił właśnie świeży numer "British Vogue", w którym wśród najlepszych marek modowych dla dzieci pojawiły się Pralines. Jak to się stało, że właśnie polska marka została dostrzeżona przez prestiżowy magazyn i dlaczego łatwiej jest Pralinkom na Zachodzie niż w rodzimym kraju, rozmawiam z Patrycją Bronk - założycielką marki.
Aleksandra Nagel: Polska marka w "British Vogue" – to wcale nie zdarza się tak często. Jak to było w przypadku twojej marki Pralines?
Patrycja Bronk: Dostałam maila od redaktorki, która zajmuje się wyszukiwaniem marek z całego świata. Napisała mi, że British Vogue jest zachwycony tym, co robię i chce pokazać Pralines w kolejnym w magazynie. Nie mogłam w to uwierzyć! Zapytałam, skąd dowiedzieli się o istnieniu mojej marki. Okazało się, że znaleziono mnie na Instagramie. Wtedy zrozumiałam, jak ważne jest to medium.
Rzeczywiście teraz, jeśli chcesz odnieść sukces, masz szansę na Instagramie?
Wiesz co? Ja naprawdę wkładam dużo pracy w instagramowe konto Pralines. Robię to, bo mi zależy, bo to lubię, ale nie sądziłam, że ma aż takie znaczenie. To tutaj zaczęła śledzić mnie zagraniczna konkurencja, tu wreszcie odkrywa mnie brytyjski "Vogue".
Czy to naprawdę jest wyróżnienie? Może takiego maila jak ty dostaje tysiące marek?
Zdążyłam się zorientować, że tak nie jest. Redaktorzy Vogue’a przesiewają internet i wybierają tylko te marki, które pasują do ich wizerunku, które są ciekawe, interesujące dla ich czytelnika. Dowiedziałam się też, że wiele polskich marek pisało do różnych wydań Vogue’a, ale prawie nigdy nie dostawali odpowiedzi. Ten mail to nie jest odpowiedź na innego maila. Na takiego maila się po prostu czeka.
Polska marka Pralines zauważona przez "British Vogue"
Dostałaś maila i co potem? Czy to jest promocja za darmo?
Nie, oczywiście, że nie, ale sam fakt, że zauważył mnie tak prestiżowy magazyn, który niedawno obchodził 100-lecie istnienia, to dla Pralines ogromne wyróżnienie. Gdy dostaniesz takiego maila, możesz odmówić. Powiedzieć: „nie mam pieniędzy, ani ochoty płacić wam za to, byście pokazali mnie w waszym magazynie”, ale – umówmy się – byłabym nierozsądna, gdybym z tego zrezygnowała. Moja znajoma powiedziała mi wprost: „Zrób to, bo wiele marek czeka na takiego maila wiele lat, a może nigdy go nie dostanie. Ty go dostałaś”. Potraktowałam to jako inwestycję i ogromne wyróżnienie dla mojej marki. Poza tym, to wyjątkowo profesjonalna współpraca, która jest bardzo jasna, klarowna i przyjemna. Wszystko jest dokładnie wyjaśnione, wszystko jest na czas, wiesz co i jak.
Wiesz, to interesujące nie tylko pod kątem twojego sukcesu, ale również tego, jak działają wielkie magazyny modowe. To profesjonalna, rozbudowana strategia, na którą mogą sobie pozwolić tylko najwięksi. "Vogue" nie czeka aż przyjdzie do niego klient, on idzie do wybranego przez siebie klienta, pasującego do jego wizerunku, strategii, targetu i mówi: „wybrałem ciebie, teraz możesz mi zapłacić”. To może być dla kogoś dziwne, ale w sumie jest fascynujące, jak wielką siłę ma ten magazyn! Jak myślisz, dlaczego wybrał właśnie Pralines?
Pralines to nie tylko ubrania, to cała ta otoczka, którą staram się tworzyć od samego początku. Od najmniejszego detalu (np. obrandowane guziczki) po pakowanie i małe słodkie upominki dla każdego klienta. To także i wyjątkowe zdjęcia naszych ubranek na radosnych dziewczynkach. Współpracuję z cudownymi i utalentowanymi fotografkami, ze wspaniałymi dziećmi i ich mamami. To wszystko przekłada się na całokształt. Tak jak wspomniałam, Pralines to coś więcej niż kawałek odzieży. To całe moje serce i pasja, które widać gołym okiem chociażby na instagramowych zdjęciach.
Polska marka Pralines zauważona przez "British Vogue"
Łatwiej ci jest zrobić karierę na Zachodzie niż w Polsce? W końcu tu nad Wisłą wciąż mało jest dzieci, które ubierane są tak, jak książę George czy księżniczka Charlotte…
Mamy coraz więcej klientek. Mamy są zachwycone naszymi ubraniami i wcale nie traktują ich jak sukienki na specjalne wyjścia. Jedna mama powiedziała mi nawet: „Moja Pola to w tej sukience chodzi do piaskownicy, zaplamiła ją już dżemem z malin i co? Nic się z nią nie dzieje! Proszę powiedzieć klientkom, że to sukienki, które naprawdę nie są tylko na wizytę u cioci”. Mimo wszystko na pewno na ten moment nie jesteśmy pionierem na rynku. Polska rozkochała się w dresie, a to nie jest moja estetyka. Ja chcę czegoś innego.
Czasami musisz wyjść na Zachód i dopiero potem z Zachodu wrócić, by docenił cię twój rodzinny kraj. Ja idę właśnie tą drogą, choć wierzę, że Polska również pokocha Pralines. Celuję na Zachód, ale zawsze podkreślam skąd jesteśmy. Nawet przygotowując opis do Vogue’a, chciałam, aby to było dobrze widoczne, że jesteśmy polską marką.
Polska marka Pralines zauważona przez "British Vogue"
Ty stawiasz na ponadczasowość, klasykę, paryski styl, vintage. Skąd wzięło się u ciebie zamiłowanie do takiej mody?
Wywodzę się z krawieckiej rodziny. Fastrygi, przymiarki, materiały – to był świat, w którym dorastałam. Zawsze marzyłam o tym, by zostać projektantką, ale ostatecznie na Akademię Sztuk Pięknych nie poszłam. To moja pięta Achillesa, choć z drugiej strony dyplom to nie wszystko.
Pojechałam do Paryża, gdzie byłam opiekunką do dzieci i mogłam zobaczyć na własne oczy, co znaczy ten legendarny paris chic. Sonia Rykiel, paryskie sieciówki dla dzieci, butiki. To we mnie zostało i chciałam to przenieść na polski grunt.
Nie było łatwo?
Cały czas wiatr w oczy. W Polsce króluje dresówka, choć widzę, że mamy coraz bardziej przekonują się do krojów, które my proponujemy. Wiele razy chciałam się poddać. Zachęcano mnie, żebym zaczęła szyć dresy, bo to jest łatwe i zawsze się sprzeda. Mówili, że Polska nie jest gotowa na taką modę. Miałam opory, ale też wiele wątpliwości. Moja mama wtedy bardzo mnie wspierała i mówiła: „Zobaczysz, jeszcze wszyscy będą nosić twoje sukienki!”. Dziś jestem bardzo szczęśliwa, bo to moją markę dostrzegł "British Vogue" – drugi magazyn modowy na świecie, który jest czytany na wszystkich kontynentach. To dla Pralines ogromna szansa, wyzwanie i szczęście!
Polska marka Pralines zauważona przez "British Vogue"
Przecierasz szlaki?
Zawsze chciałam iść własną drogą, jestem nonkonformistką. Nie ukrywam, że jest ciężej, bo pionierzy zawsze mają ciężej, ale też to daje wiele satysfakcji. Fajnie, że ludzie zaczynają mi ufać, a mamy są zachwycone sukienkami tak bardzo, że nie raz się pytają, czy nie moglibyśmy uszyć też czegoś dla kobiet.
*No właśnie, ja też bym chętnie nosiła waszą sukienkę! *
Na razie myślimy o małych rozmiarach, dla niemowlaków, ale nie wykluczam. Jak widać, w życiu wszystko jest możliwe!
**Więcej o Pralines i modzie dla dzieci przeczytacie na blogu OlaNagel.pl - Fashion Vintage Mama