Blisko ludziPolska mentalność szlachecko-niewolnicza. Chcesz być wolny? Musisz dać się zniewolić

Polska mentalność szlachecko-niewolnicza. Chcesz być wolny? Musisz dać się zniewolić

"Ja mam prawo, jestem wolnym człowiekiem!" – gdybym za każdym razem, gdy czytam to zdanie w dyskusji internetowej, dostawał złotówkę, to byłbym już bogatym człowiekiem. Sęk w tym, że o ile rzeczywiście jesteś wolnym człowiekiem, to trochę prawdopodobnie tej wolności oddałeś. I musisz o tym pamiętać.

Polska mentalność szlachecko-niewolnicza. Chcesz być wolny? Musisz dać się zniewolić
Źródło zdjęć: © PAP

11.10.2018 | aktual.: 12.10.2018 22:57

Nasza domniemana wolność obowiązuje w wielu aspektach. Jestem wolny, więc sam decyduję gdzie parkuję. Jestem wolny, więc sam decyduję czy przestrzegam limitów prędkości. Jestem wolny, więc sam decyduję o tym, czym palę w piecu. O ile rozumiem takie podejście ze strony korwinistów (trudno wymagać od 12-latka, by rozumiał reguły społeczne), o tyle jeśli chodzi o dorosłych ludzi, to czas na zrozumienie pewnej dość smutnej rzeczy – mnóstwo Polaków żyje ciągle mentalnością niewolniczo-szlachecką. Cóż to za karkołomna konstrukcja? Już tłumaczę.

Mentalność szlachecka

Kochamy odniesienia do szlachty. Każdy Polak właściwie czuje się szlachcicem, choć z drugiej strony bardziej prawdopodobne jest, że pochodzi z chłopstwa. Ale jakie to ma właściwie znaczenie? To tak duża różnica czy jego pradziad karmił kury z szablą u boku, czy bez niej? Chodzi oczywiście o wolność. "Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie!". No właśnie. Na zagrodzie.

Całkiem spora część Polaków nie rozumie, że decydując się na mieszkanie w pewnej społeczności, oddajesz część swoich praw i część swojej wolności na rzecz reguł, które dana społeczność ustaliła. To właściwie kluczowe jeśli chodzi o codzienne życie.

Kiedy pięciu studentów wprowadza się do wspólnego mieszkania i ustala zasady, że myjemy kibel i zmywamy po sobie naczynia, to twoja wolność nie ma tu nic do gadania. To jest dość krótka piłka – jeśli nie będziesz przestrzegać wspólnie ustalonych zasad, prędzej czy później wylecisz na pysk.

Jeśli ktoś decydował się mieszkać w grodzie, to nie mógł nagle zdecydować, że wytnie sobie dziurę w murze obronnym, bo będzie łatwiej chodzić mu na grzyby. Nawet jeśli jego dom do niego przylegał. Won do lasu. Tam będziesz prawdziwie wolny.

I to widzimy ciągle, choćby podczas głośnej obecnie dyskusji o szczepionkach. To nie Wielka Władza zmusza cię do czegoś. To reguły, które ustalamy WSPÓLNIE jako społeczeństwo. I ty, jako część tego społeczeństwa, masz psi obowiązek się do nich stosować. Jeśli ci nie pasuje – wypad na bezludną wyspę. Tam możesz być prawdziwie wolny.

Oczywiście są pewne granice ustaleń tego co można, a czego nie można i o tych granicach można dyskustować. Sytuacja z Korei Północnej, gdzie wszyscy muszą nosić takie same fryzury, jest absurdalna i patologiczna. Ale równie patologiczne jest żądanie skasowania wszelkich reguł społecznych, BO JESTEM WOLNY. Jesteś, ale masz podporządkować się regułom.

Mentalność niewolnicza

I kiedy patrzę sobie tak na Polaków, którzy ciągle nie są w stanie tego pojąć, którzy ciągle łamiąc prawo myślą, że "chwalebnie oszukali system", mam wrażenie, że to nasza niewolnicza mentalność. Ukształtowana niestety właśnie przez lata niewoli. Bo przecież i podczas zaborów, i podczas drugiej wojny, czy późniejszych czasów PRL, wykiwanie władzy było czymś chwalebnym. Było obejściem narzuconego systemu. Niestety ćwierć wieku po odzyskaniu wolności, nadal mamy z tym problem. Wystarczy spojrzeć na kraje o dojrzałych demokracjach, gdzie poszanowanie dla własności wspólnej jest na zupełnie innym poziomie. Wspólne, czyli nasze. U nas? Wspólne, czyli niczyje.

Na jednym z młodych warszawskich osiedli występuje permanentny problem z parkowaniem. Część mieszkańców parkuje w sposób niezgodny z przepisami czy zajmuje miejsca przeznaczone dla gości. Wszyscy mają podziemne parkingi, ale czasem tak jest łatwiej. Na osiedlowym forum wojna. Bo druga część ma czelność zgłaszać ich do straży miejskiej. Konfidenci! Kapusie! Nawet pod moim filmem o parkowaniu znalazł się jegomość tłumaczący mi, że donoszenie na źle zaparkowany samochód to donosicielstwo. Naprawdę? A donoszenie na sąsiada bijącego żonę? A na sąsiada bijącego dzieci? A na złodzieja rowerów? Czy to tak trudne zrozumieć, że społeczeństwo rządzi się pewnymi zasadami, a ich przestrzeganie jest konieczne do jego funkcjonowania?

Dlatego pamiętaj – jeśli żyjesz w społeczności, oddajesz część swojej wolności, bo rządzi się ona swoimi prawami. Dziś wyjazd jest dość prosty – zmień kraj, zmień kontynent. Albo choćby zostań pustelnikiem. Liczba praw, do których musisz się stosować, drastycznie się zmniejsza. Że niewygodnie? Coś za coś.

Pamiętaj też, że zabory się skończyły. Wojna też. Kradzież owoców to nie jest "szaber", oszukanie innych osób to nie jest spryt, a cwaniactwo, powiadomienie zaś organów o wykroczeniu czy tym bardziej przestępstwie nie jest "donosicielstwem". Jest obowiązkiem.

PS. W bonusie dostajemy coraz częstszy syndrom sztokholmski. Coraz więcej osób nie pozwala krytykować niczego, co polskie czy w Polsce, BO TO POLSKA JEST! Tymczasem bez krytycznego spojrzenia na pewne sprawy, nie ma postępu. Czym innym jest mówienie "Polska jest do dupy", a czym innym "W Polsce nie działa to i to".

Aż mi się przypomina słynny cytat z "Rejsu", który dedykuję tym właśnie osobom:

"Każdy może, prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczanie do krytyki panie, to nikomu… Mmmm… Tak, nie… Nie podoba się. Więc dlatego z punktu mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było. Tylko aplauz i zaakceptowanie".

Śledz aktywność autora na Facebooku lub YouTube

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (69)