GotowaniePrzepisyPolska Wielkanoc - dużo i treściwie

Polska Wielkanoc - dużo i treściwie

Niegdyś, wszystkie wielkanocne stoły uginały się pod jadłem. Nawet w tych uboższych domach.
Bo i tam za honor miano jak największe – na swoją miarę i możliwości – stosy
jadła. Na stoły stawiano mięsiwa wszelakie - od dziczyzny po drób, napitki wyśmienite i inne, tłuste smakołyki, które miały wynagrodzić biesiadującym 40 dni ciężkich wyrzeczeń i umartwień brzucha i przełyku.

Polska Wielkanoc - dużo i treściwie
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

Niegdyś, wszystkie wielkanocne stoły uginały się pod jadłem. Nawet w tych uboższych domach. Bo i tam za honor miano jak największe – na swoją miarę i możliwości – stosy jadła. Na stoły stawiano mięsiwa wszelakie - od dziczyzny po drób, napitki wyśmienite i inne, tłuste smakołyki, które miały wynagrodzić biesiadującym 40 dni ciężkich wyrzeczeń i umartwień brzucha i przełyku.

Wielkanocnym zwyczajem...

Wielkanoc: rezurekcja i już można się radować! Msze rezurekcyjne odbywały się kiedyś o północy z Wielkiej Soboty na niedzielę Wielkanocną, ale w drugiej połowie XVIII w. uroczystość liturgii Zmartwychwstania przeniesiono na niedzielny wczesny poranek. Końcu mszy towarzyszyły dzwony, dzwonom armaty, armatom moździerze, moździerzom strzelby i pistolety, a w ogóle co kto miał pod ręką. Hałasu i huku było co niemiara. Radość objawiała się bardzo głośno. A po wyjściu z kościoła na wiejskich drogach i miejskich ulicach odbywała się wielka gonitwa. Wyścigi, kto pierwszy dopadnie stołu ze święconką. Ba, żeby to tylko ze święconką...

Łukasz Gołębiowski (1773-1849), jeden z pierwszych polskich ludoznawców, należący do tych, którzy położyli podwaliny pod etnografię w Polsce, autor wydanego w 1830 r. dzieła „Lud Polski", badacz tzw. starożytności słowiańskich oraz zwyczajów i obyczajów ludu polskiego tych współczesnych mu i dawniejszych, tak oto opisywał wielkanocny stół świąteczny za czasów Władysława IV na magnackim dworze wojewody Sapiehy w Dereczynie (na podstawie zachowanych z tamtych czasów źródeł), gdzie zjechało mnóstwo panów z Korony i Litwy.

Szlachetne specjały

„Na samym środku był baranek wyobrażający Agnus Dei z chorągiewką, calutki z pistacjami; ten specyjał dawano tylko damom, senatorom, dygnitarzom i duchownym. Stało 4 przeogromnych dzików, to jest tyle, ile części roku.

NASZE JADŁO:

Inne potrawy... Potrawka z dzika obowiązkowa

Każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, alias: szynki, kiełbasy, prosiątka. Kuchmistrz najcudowniejszą pokazał sztukę w upieczeniu tych odyńców. Stało tandem 12 jeleni także całkowicie pieczonych z złocistymi rogami, całe do admirowania: nadziane były rozmaitą zwierzyną, alias: zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. te jelenie wyrażały 12 miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jest 52, całe cudne placki, mazury, żmudzkie pirogi, a wszystko wysadzane bakaliją. Za niemi było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku. Każde było adorowane inskrypcjami, floresami, aż niejeden tylko czytał, a nie jadł. Co zaś do bibendy: było 4 puchary (exemplum 4 pór roku), napełnione winem jeszcze od króla Stefana [to znaczy wino pochodziło z czasów króla Stefana Batorego – przyp. MAK].

Wina nie mogło zabraknąć

Tandem 12 konewek srebrnych z winem po królu Zygmuncie [czy chodzi o Zygmunta III Wazę, ojca panującego wtedy Władysława IV, czy o któregoś z ostatnich Jagiellonów? – przyp. MAK]; te konewki exemplum 12 miesięcy.

Tandem 52 baryłek także srebrnych in gratiam 52 tygodni; było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. dalej 365 gąsiorków z winem węgierskim, alias tyle gąsiorków, ile dni w roku. A dla czeladzi dworskiej 8760 kwart miodu, to jest tyle, ile godzin w roku". Naturalnie w nie tak zasobnych domach stoły nie były aż tak do przesady obfite, ale wszystkie uginały się pod jadłem. Nawet w tych uboższych domach. Bo i tam za honor miano jak największe – na swoją miarę i możliwości – stosy jadła.

NASZE JADŁO:

Inne potrawy... Wygłodniali po Wielkim Poście

Zrozumiałe, że ludzie wygłodniali po Wielkim Poście – a poszczono wtedy rzetelnie, prawdziwie – biegli czym prędzej z rezurekcji do zastawionych stołów, wręcz na wyścigi, by odbić sobie 40 dni ciężkich umartwień brzucha i przełyku. Ale kto mógł zjeść chociaż cząstkę tego, co przygotował na swoim dworze wojewoda Sapieha? Nawet jeśli przewalał się tam tłum gości? Lecz opisy historyczne nie pozostawiają wątpliwości: jak ktoś siadał do stołu, to pochłaniał gargantuiczne ilości jedzenia. Inne żołądki mieli ci ludzie?

Ale pewien znajomy, lekarz i historyk w jednej osobie, wyjaśnił mi to. Oni – przypomniał – ciągle przebywali na świeżym powietrzu, jedni (chłopi, rzemieślnicy, czeladź) ciężko pracowali, inni (szlachta, magnaci) dużo podróżowali. Jakbyś tak cały dzień ciężko tyrał, albo utrząsł się na koniu przez pół dnia i tak prawie codziennie, to byś wołu pochłonął. A w ogóle wszyscy zażywali dużo ruchu, co też miało znaczenie na pobudzenie apetytu i możliwości pochłaniania monstrualnych, wedle naszych wyobrażeń, ilości jadła. Wiedli bardziej zdrowy tryb życia.

Toteż zdaje mi się, że w porównaniu z naszymi przodkami sprzed kilku wieków jesteśmy cherlakami, nędzną imitacją człowieka, który, jak zje hamburgera, to już czuje się niesamowicie najedzony. Dlatego, ponieważ nie mamy treningu, nie przesadzajmy i nie naśladujmy naszych przodków. By nie nadwątlić naszego słabego zdrowia.

NASZE JADŁO:

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)