Polski Bond w spódnicy. 65 lat temu zmarła Krystyna Skarbek
W "Casino Royale" James Bond zakochuje się w pięknej Vesper Lynd. Podobno pierwowzorem postaci stworzonej przez Iana Fleminga była Polka, Krystyna Skarbek. Podobno, bo tak naprawdę to ona była Bondem. Jej niezwykłe działania spowodowały, że jeszcze za życia stała się legendą. Właśnie mija 65. rocznica śmierci Krystyny Skarbek.
Wielu historyków przyznaje, że była jednym z najlepszych szpiegów drugiej wojny światowej. Respektowali ją wysocy rangą żołnierze, Churchill miał nazywać ją swoją ulubioną agentką, a sztuczki, których nauczyła się przez lata w wywiadzie, mogłyby zainspirować niejednego twórcę filmów szpiegowskich. Gdy tragicznie zmarła, wszyscy jej kochankowie zawarli pakt milczenia tak, by prawda o jej bujnym życiu erotycznym nie przysłoniła jej dokonań. Dla jednych stała się bohaterką, dla innych zdrajczynią.
Nikt nie spodziewał się, że mała Krystyna będzie kiedyś odważnym żołnierzem gotowym na wszystko. Urodziła się w 1908 roku w Warszawie jako drugie dziecko hrabiego Jerzego Skarbka. Matka, Stefania Goldfeder, była Żydówką - Jerzy poślubił ją właściwie tylko dla pieniędzy. Rodzinny majątek Goldfederów miał uratować jego podupadające interesy.
- Dorastała w cieplarnianych warunkach, ale ze względu na żydowskie pochodzenie matki, nie była w pełni akceptowana przez polską śmietankę towarzyską - mówi Clare Mulley, autorka książki "The Spy Who Loved".
Nieustraszona rozwódka
Krystyna była typową córeczką tatusia. Z synem Jerzy nigdy nie miał dobrego kontaktu. - Był rozczarowany synem Andrzejem, który zdawał się pozbawiony jego męskiej krzepy i żądzy życia. Co zapewne najgorsze, Andrzej nie palił się do jazdy konnej i chował się za spódnicę matki na sam odgłos zbliżających się koni. Nie wiadomo, czy większym lękiem napełniało go pojawienie się konia, czy jeźdźca - pisze Mulley w swojej książce.
A dziewczynka wręcz przeciwnie. Uwielbiała konie, kochała wspinaczkę. Wszystkie jej wybryki traktowano z przymrużeniem oka, nawet wtedy, gdy podczas mszy świętej podpaliła sutannę księdza. Podobno chciała sprawdzić, jak mocna jest jego wiara. Rzuci się ją ugasić czy dokończy mszę? Niedługo później jej słodkie dzieciństwo się skończyło. Ojciec zaczął chorować na gruźlicę, a remedium na problemy ze zdrowiem znalazł w jednym z sanatoriów. Związał się z inną kobietą i zostawił rodzinę.
Skarbek przeniosła się z matką do stolicy, gdzie znalazła swoje miejsce wśród artystów i pisarzy. Ona sama pisywała do plotkarskich gazet. Mężczyźni ją uwielbiali. Była prawdziwą pięknością, co postanowiła wykorzystać, startując w konkursie Miss Polonia. Doszła aż do finału, ale korony nie zdobyła.
W tym czasie poznała Gustawa Gettlicha właściciela fabryki firanek. Miała 22 lata, gdy się pobrali. Ich miłość trwała wyjątkowo krótko, bo nie minął rok, a Skarbek była już rozwódką. W Zakopanem, gdzie brała udział w wyborach Miss Nart, poznała dyplomatę Jerzego Giżyckiego. W 1938 roku Krystyna ponownie stanęła na ślubnym kobiercu. Niedługo później wyjechali razem do Kenii. Właśnie tam dowiedziała się o tym, że czołgi Hitlera wtoczyły się do Warszawy.
Szpieg Churchilla
Kiedy wojna rozgorzała na dobre, Skarbek i Giżycki byli już w separacji. Z Afryki wracali każde na własną rękę. On chciał zaciągnąć się do wojska, ona nie miała konkretnych planów poza tym, żeby dostać się do Anglii. Na miejscu poznała dziennikarza "Manchester Guardian", który współpracował z siatką szpiegowską w kraju. To właśnie on wprowadził ją w świat brytyjskich agentów.
Zaczęła pracować dla "Departamentu D", oddziału Kierownictwa Operacji Specjalnych utworzonego przez Churchilla, by zdobywać najważniejsze informacje z frontu. Krystyna, opisana jako doskonała dziennikarka i narciarka, była dla nich prawdziwym skarbem. Szkolenie ukończyła z wyróżnieniem. Nauczyła się posługiwać bronią i zabijać w walce wręcz.
Pierwsza misja, jaką jej zlecono, była wręcz samobójcza. Z Węgier miała przedostać się do okupowanej Polski, by szerzyć brytyjską propagandę. Droga wiodła przez zaśnieżone Tatry. Jej przewodnikiem był Jan Marusarz, słynny sportowiec. Skarbek mogła wreszcie wykorzystać swoje narciarskie umiejętności. Miała kontakty wśród górali, którzy znali wszystkie trasy przemytnicze. Ostatecznie udało jej dostać się do Warszawy.
Na miejscu po raz pierwszy zrozumiała, jak potężnych zniszczeń dokonali Niemcy. Nie było ulicy, która zachowałaby się w całości. Agentka chciała działać, ale jej zapał zdusili już na początku członkowie kształtującego się dopiero ruchu oporu. Korzystali z jej pomocy, ale kobieta szpieg nie była mile widziana w ich strukturach. Podlegała przecież nie pod polski wywiad, ale pod brytyjski. Pierwszą grupą oporu, która zaczęła z nią aktywnie współpracować, byli "Muszkieterowie" na czele ze Stanisławem Witkowskim. To właśnie oni przekazali jej dokumenty świadczące o ruchu wojsk Hitlera. Skarbek z kolei dostarczała im propagandowe ulotki i pomagała przerzucać polskich żołnierzy i lotników do Budapesztu. "Muszkieterów" Państwo Podziemne oskarżało o kolaborację z Niemcami, więc i Skarbek stała się wrogiem.
Była femme fatale polskiego wywiadu. Udało jej się zdobyć mikrofilm pokazujący przygotowywania nazistów do ataku na ZSRR, dzięki niej Wielka Brytania dowiedziała się o planie "Barbarossa". Podobno na ulicach w Polsce wisiały plakaty z jej podobizną z dopiskiem o nagrodzie "za żywą lub martwą".
Nagroda dla asa
Skarbek rolę szpiega odgrywała oscarowo. W styczniu 1941 roku razem z innym agentem i zarazem jej kochankiem, Andrzejem Kowerskim, została aresztowana w Budapeszcie przez Gestapo. Po kilku godzinach spędzonych na przesłuchiwaniach musiała znaleźć sposób, by się uwolnić. Ugryzła się w język, poczekała aż krew napełni usta i zaczęła kasłać, jak gruźlik. Twierdziła, że umiera. Niemcy wysłali ją do lekarza, który potwierdził diagnozę. Nikt na posterunku nie chciał mieć chorego, więc została zwolniona.
- Niebezpieczeństwo zawsze wyzwalało w Krysi adrenalinę, nie umiała bez niej żyć. To było całe jej szczęście. Pamiętam doskonale, jak podczas aresztowania w Budapeszcie miała minę, jakby szła na coctail party - wspominał Kowerski po latach.
Skarbek działała na Bałkanach i Bliskim Wschodzie, w sierpniu 1944 roku wróciła do Londynu. Chciała, by wysłano ją do Warszawy, by mogła pomagać rodakom ze stolicy. Na próżno. Gdy wojna się skończyła, Krystyna nie była już nikomu potrzebna. Polscy działacze uznali, że najpewniej współpracowała z Niemcami, bo to nie możliwe, że potrafiła tak wiele zdziałać. Brytyjczycy z kolei twierdzili, że jest zbyt polska, by móc dla nich dalej pracować. W kwietniu 1945 roku została zdemobilizowana i zwolniona do cywila. Skończył się dla niej jeden z najbardziej burzliwych etapów życia. Na pożegnanie dostała do szefów brytyjskiego wywiadu 100 funtów.
Wszystko z miłości
Co miała zrobić ze sobą kobieta, która przez lata podejmowała się samobójczych misji? Spokojne życie w cywilu nie było dla niej. Długo nie mogła znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Chciała wrócić do służby. Dzięki znajomemu spotkała się z Ianem Flemingiem, który znany był w środowisku wojskowym. W restauracji przy Charlotte Street w Londynie coś pomiędzy nimi zaiskrzyło.
- Dokładnie rozumiem, o co chodzi z tą Krystyną. Ona po prostu promieniuje wszystkimi cechami i talentami postaci literackiej. Jakże rzadko spotyka się takie osoby! Ta kolacja okazała się dla mnie bardzo inspirująca - pisał Fleming do ich wspólnego przyjaciela.
Podobno zostali kochankami, choć pisarz miał już wtedy żonę. Mówi się, że zapraszał Krystynę do swojej posiadłości Goldeneye na Jamajce. Nic dziwnego, że wielu biografów Fleminga sugeruje, że to właśnie Polka zainspirowała go do stworzenia Jamesa Bonda i Vesper Lynd. Obie panie łączy nie tylko silny charakter, ale też imię. Ojciec miał mówić na Krystynę "Vesperale", czyli "wieczorna gwiazdeczka".
Ich związek nie trwał długo, bo żona słynnego twórcy urodziła mu dziecko. Skarbek nie udało się wrócić do dawnego życia, więc zaczęła zupełnie nowe. Imała się różnych zajęć. Była pokojówką, pracowała w luksusowych butikach, ostatecznie zatrudniła się jako stewardessa podczas rejsów pasażerskich. Na transatlantyku "Ruahine" każdy z załogi musiał nosić swoje odznaczenia, a Krystyna miała ich sporo. Pozostali pracownicy zazdrościli jej przygód i dokonań. Był tylko jeden mężczyzna, która się za nią wstawiał, Dennis George Muldowney.
Była sama, więc nie chciała go odtrącać. Szybko uznał, że musi być w nim zakochana. Miał obsesję na jej punkcie, a ona zaczynała się go bać. Urządzał jej sceny zazdrości niemal na każdym kroku. O wszystkim Krystyna opowiedziała Kowerskiemu, który planował uwolnić ją od natręta. Nie zdążył. 15 czerwca 1952 roku znaleziono jej ciało w hotelu Shelbourne. Muldowney wbił jej nóż w serce po tym, jak powiedziała mu, że wyjeżdża. Mężczyzna nawet nie uciekł. Poczekał, aż przyjedzie policja. Nie stawiał się, gdy zakuwano go w kajdanki.
Morderca został skazany na śmierć przez powieszenie. Prosił sędziów, by wyrok wykonano jak najszybciej, bo wtedy będzie mógł połączyć się z ukochaną. - Zabić, to posiąść do końca - mówił.
Po śmierci Krystyny wiele osób próbowało dociec, jaka naprawdę była słynna agentka. Kilku jej kochanków założyło w związku z tym "Stowarzyszenie Obrony Dobrego Imienia Christine Granville" (tego imienia używała po wojnie). Postanowili, że żadna informacja dotycząca jej życia erotycznego nie wyjdzie na jaw.