Polacy na all inclusive. Rezydentka z Grecji podsumowała krótko
Adrianna pracuje jako rezydentka i pilotka wycieczek w Grecji. W rozmowie z Wirtualną Polską odsłania kulisy swojej pracy. Czy turyści na all inclusive są najgorsi? - Nie, oczywiście, że nie. Wychodzę z założenia, że każdy wybiera pakiet dostosowany do swoich potrzeb - twierdzi.
Joanna Lorenc, Wirtualna Polska: Jak zaczęła się twoja przygoda z branżą turystyczną? Jak zostałaś rezydentką akurat w Grecji?
Adrianna Bartnicka: Zaczęło się już w liceum, gdy wybrałam klasę o profilu turystyczno-lingwistycznym. Potem łączyłam naukę na studiach magisterskich i doktoranckich z pracą w biurze podróży, żeby od razu pogodzić teorię z praktyką. W pracy, jak to zawsze na początku bywa, jeździłam w konkretne miejsca, by poznać destynacje, lokalne hotele i z wszystkich lokalizacji to Grecja okazała się w moim przypadku strzałem w dziesiątkę. Finalnie po kilku latach postanowiłam zamienić pracę biurową na terenową i zostałam rezydentką właśnie tam.
I zaczęłaś dzielić życie między Polskę i Grecję.
Tak, pół roku lub siedem miesięcy w Grecji, reszta w Polsce, choć niektórzy moi koledzy i koleżanki nie wracają do domów, ale wybierają od razu zimowe kierunki, jak Meksyk, Kuba, Dominikana czy w ostatnim czasie Wenezuela. Inni z kolei np. włoskie regiony narciarskie. Ja zdecydowanie potrzebuję pobyć w domu i na szczęście dotychczas mogłam to łączyć z prowadzeniem zajęć na uczelni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak wygląda praca rezydenta? Trzeba być "pod telefonem" 24 godziny na dobę?
W pewnym sensie tak. Zawsze może się coś wydarzyć i zadzwonią np. w nocy. Jednak uspokajam, nie dzieje się tak często. Nikogo codziennie nie wyrywa się telefonami ze snu, ale wybierając pracę rezydenta, będącego pośrednikiem pomiędzy turystami, lokalną obsługą a organizującym wyjazd biurem podróży, trzeba być na to gotowym. Poza tym rezydent odpowiada za realizację zamówionego serwisu, dba o jakość usług, aranżuje gościom czas, podpowiada, co warto zobaczyć, jak zorganizować transport.
Czasem na ostatnią chwilę.
Tak, zdarzają się nagłe pomysły turystów. Miałam grupę, która najpierw dotarła na jedną z wysp, a później dzwoniła, żeby im pomóc zarezerwować samochody, choć mówiłam, że powinni to zrobić wcześniej. Mimo szczytu sezonu udało się, ale do teraz zastanawiam się jak. Później zresztą przegapili ostatni prom i pomagałam im znaleźć inny, ale wszystko skończyło się dobrze i byli bardzo zadowoleni.
Czyli rezydent dopasowuje plan pobytu do oczekiwań gości.
Tak, w niektórych biurach rezydentów nazywają reżyserami wakacji, stawiając na pasjonatów, którzy doskonale znają konkretne miejsca, potrafią zarazić tą miłością turystów, co ułatwia wychodzenie naprzeciw potrzebom klientów. Rezydent może podpowiedzieć, jak ułożyć pobyt w logiczną całość.
Daj mi człowieka, a ułożę mu plan na wakacje.
Trochę tak, ale to najprzyjemniejsza część pracy. Szczególnie gdy później ludzie dzwonią i dziękują za pomoc, bo udało im się plan zrealizować.
Rezydenci są zwykle na pierwszej linii frontu, zderzając się też z frustracjami turystów.
Oczywiście, zdarzają się nerwowe sytuacje. Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz i jak będzie okazywał negatywne emocje, których czasem nie brakuje, bo ludzie przyjeżdżają na wakacje w różnych stanach psychofizycznych. Wystarczy, że coś się wydarzy w samolocie, jest opóźnienie lub maszyna krąży nad lotniskiem, bo nie może wylądować, robi się nerwowo, więc jak wysiądą, pierwsza frustracja uderza w rezydenta. Trzeba być na to gotowym i zareagować empatycznie. Zresztą po czasie nabiera się doświadczenia i dystansu do takich sytuacji.
Masz jakiś typ turysty, którego nie lubisz?
Nie, staram się nie kategoryzować ludzi i ich zachowań w ten sposób. Zdarza się, że między rezydentami rozmawiamy na ten temat i dostrzegamy pewne powtarzalności, jednak jestem otwarta na każdego człowieka i nie przekreślam go np. przez nerwowy początek urlopu. Jak mówiłam, zdaję sobie sprawę, że ludzie przyjeżdżają na wakacje z różnymi obciążeniami i moim zadaniem jest, by jednak się rozluźnili. Choć fakt, nie przepadam, gdy w grupie pojawia się ktoś zmuszony do wyjazdu, bo ciężko taką osobę zainteresować czymkolwiek.
Czyli legendarni "turyści na all inclusive" nie są najgorsi?
Nie, oczywiście, że nie. Wychodzę z założenia, że każdy wybiera pakiet dostosowany do swoich potrzeb. Jedni wolą spędzić urlop w basenie, popijając drinki, a inni stawiają na aktywność. Zresztą w ostatnim czasie zauważyłam, że np. Polacy chętnie decydują się na takie miejsca, w których mają tylko śniadania, a potem zwiedzają i korzystają z lokalnych tawern.
Już nie klapki i reklamówka z dyskontu?
Absolutnie, dawno nie widziałam siatek z dyskontów i skarpet w sandałach. To chyba też kwestia kierunków, ale częściej spotykam takich obcokrajowców, na których patrząc, myślę sobie, że my, Polacy, już tacy nie jesteśmy. Choć oczywiście zawsze pojawi się ktoś, kto o godz. 10 rano na spotkanie informacyjne przyjdzie z piwkiem. Ja tego nie rozumiem, ale skoro ma taką potrzebę, a później nie rozrabia za bardzo, szanuję ten wybór.
Są pewnie tacy, którzy jednak rozrabiają.
Tak, miewałam takie sytuacje, choć przez te kilka przepracowanych sezonów alkoholowych awantur nie było wiele. Pamiętam parę po nieudanych zaręczynach, faktycznie pojawiła się tam przemoc i wyzwiska, więc trzeba było interweniować. Była też 10-osobowa grupa 28- i 30-latków, którzy przyjechali na dwa tygodnie all inclusive i otwarcie mówili, że stosują tylko płynną dietę. W tym przypadku zdarzało mi się przemykać przez hotelową recepcję tak, żeby mnie menadżer nie zauważył i nie prosił po raz kolejny o pomoc.
W końcu powiedziałam obsłudze, że jeśli ponownie pojawią się skargi na to, że są głośni, po prostu proszę o wezwanie policji. Hotelarz wizerunkowo nie chciał tego robić, więc starał się to przerzucić na mnie. Panom też przekazałam, że po kolejnej nocnej imprezie może zostać wezwana policja. Klienci zawsze mogą zgłosić w biurze podczas rezerwacji, że lecą na wakacje, żeby się wyszaleć, to uda im się znaleźć taki obiekt, w którym będą mogli to swobodnie robić.
Czyli warto takie coś zaznaczać, kupując wycieczkę?
Tak, wystarczy powiedzieć i nie trafi się wtedy do hotelu dla rodzin z dziećmi, tylko tam, gdzie stawia się na imprezy i głośne zachowanie nikomu nie przeszkadza.
Jednak to nie tylko alkohol generuje trudne momenty podczas wyjazdów.
Nie, najbardziej bolesne sytuacje, których nie da się wyrzucić z pamięci, to te, gdy turyści nie wracają ze swoich wakacji. Zwykle rezydent ma niewiele do zrobienia w takim momencie, bo jest po prostu w kontakcie z odpowiednimi służbami - policją, prokuraturą i ambasadą. Jednak miałam taki przypadek, podczas wakacji na jednej z wysp, że to ja musiałam poinformować rodzinę o śmierci bliskiego, bo to grono było pod moją opieką. Zdecydowanie to było jedno z najcięższych przeżyć w mojej karierze, na szczęście jedyne. Częściej zmagam się z zapominalstwem i gapiostwem turystów, bo na porządku dziennym są np. zagubienia w jakichś miejscach, kradzieże czy ginące lub pozostawione w hotelowym sejfie dokumenty.
No właśnie, co zrobić, gdy zgubimy dokumenty? Jak wtedy wrócić do domu?
Teraz plusem jest aplikacja mObywatel, która nie jest honorowana jako dokument, ale pozwala potwierdzić tożsamość człowieka i wydać mu papiery zezwalające na powrót do Polski. Zgubione czy ukradzione dokumenty zgłasza się na policję i do linii lotniczej. Często rezydent jest też z gośćmi w trakcie odprawy, by potwierdzić, co się stało, dlatego nie ma obaw, że nie wróci się do domu. Plusem w tych przypadkach jest też to, że loty obsługują zamówione przez biuro czartery, a nie regularne linie, dlatego raczej wszystko udaje się załatwić.
Kończąc, zapytam, jakie jest twoje ulubione miejsce w Grecji? Co możesz polecić?
Zawsze w takich momentach odpowiadam, że Wyspy Jońskie, a najbardziej Kefalonia oraz Riwiera Olimpijska. Choć w to drugie miejsce polskie wycieczki jeżdżą już od lat 80. i 90., wciąż mam wrażenie, że nie jest to oczywisty kierunek podczas planowania wakacji w Grecji. Mocno zaangażowałam się też w jego promocję, bo sama osobiście na Riwierze Olimpijskiej czuje się jak u siebie.
Rozmawiała Joanna Lorenc, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl