Prof. Bogdan Jerzy de Barbaro o sytuacji na polskich ulicach. "Jak gniew będzie narastać, będą ofiary tej spirali"
Pandemia koronawirusa wywołała lawinę lęku, depresji i stresu. Sytuację pogarsza także to, co obecnie dzieje się na ulicach. - Są żywioły społeczne, są politycy ukąszeni bakcylem władzy, silne perturbacje w życiu kulturowym, to wszystko tworzy energię gniewną – mówi w rozmowie z WP Bogdan Jerzy de Barbaro, profesor zwyczajny UJ.
15.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 21:12
Anna Podlaska: Kolejne miesiące będziemy żyć w "stagnacji". Wiceminister zdrowia mówił wczoraj, że restrykcje – czyli maski, izolacja, praca zdalna, brak imprez –najprawdopodobniej będą obowiązywać aż do lata. Tymczasem ludzie już teraz doświadczają trwałego obniżenia nastroju i braku sił witalnych, a na forach internetowych szukają środków uspokajających. Do czego to doprowadzi?
Bogdan Jerzy de Barbaro, lekarz psychiatra i terapeuta, profesor nauk medycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego: Jedni sobie radzą dobrze, dla niektórych obecna sytuacja jest inspiracją do rozwoju. Drudzy popadają w stan lękowo-depresyjny. To jest bardzo szerokie spektrum reakcji, które zależą od tego, jakie mamy zasoby i po jakie zasoby sięgamy.
Ja, jako psychoterapeuta, zawsze mam kłopot w odpowiedzi na pytanie oczekujące uogólnienia. Gabinet jest obszarem doświadczeń osobistych i i indywidualnych. A więc dla jednych pandemia jest źródłem cierpienia i stagnacji, a dla innych rozwoju. Między tymi biegunami jest szeroka gama ludzkich reakcji na to, co jest nadzwyczajne, niespotykane. Trudno o uogólnienie.
Skupmy się na osobach, dla których pandemia jest źródłem lęku. Czy poszukiwanie w sieci lekarstw na napięcie i stres jest dobrą drogą?
Ja bym najpierw szukał ukojenia i poradzenia sobie z cierpieniem w samym sobie. Wprawdzie dobre rady dawane "na odległość" i to osobom, których nie znam, są ryzykowne, ale moje doświadczenie jest takie, że wielu z nas ma odpowiednie możliwości i zasoby, aby poradzić sobie z obecną sytuacją.
Pandemia mogłaby być bodźcem do szukania w tej trudnej i niecodziennej sytuacji takich spraw, które mogą być źródłem rozwoju intelektualnego, duchowego, emocjonalnego. To może być pogłębianie relacji z bliskimi, przypomnienie sobie, co w praktyce oznacza być ojcem, czy matką, synem czy córką. To może być namysł nad innymi i namysł nad samym sobą. Jestem świadom, że pandemia jest przyczyną wielu cierpień, często tych najbardziej dramatycznych i głębokich. Ale w pewnym stopniu od nas będzie zależało, czy się tym cierpieniom poddamy, czy będziemy z nimi walczyć.
W XXI wieku łatwo poddajemy się medykalizacji własnego życia i w tabletce widzimy jedyne rozwiązanie. Uważam, że to jest czasami niezbędna droga, ale niekoniecznie zawsze jedyna i słuszna. Czasami można poradzić sobie za pomocą własnych zasobów.
U części osób problemy z obniżeniem nastroju pojawiły się właśnie w pandemii. Czy zatem kiedy się skończy, to nastrój wróci do normy czy pozostanie ślad w psychice?
Na ogół głęboka trauma żyje w nas nawet wtedy, kiedy jej źródło już nie działa. Powstaje pytanie, czy dysponujemy umiejętnością pokonania traumy niegdysiejszej. Nie chodzi o zatarcie śladów, ale mądrą archiwizację traumy. Gdybym miał się domyślać przyszłości, to trauma, której dziś doświadczamy, gdy minie będzie wymagała refleksji, przepracowania i takiego jej wykorzystania, żebyśmy po niej byli mądrzejsi i bardziej dojrzali. Jeśli nam się to uda, to trauma będzie dla nas źródłem impulsu rozwojowego.
Mówiąc o nadziei, energii nie chcę lekceważyć tych, którzy cierpią, przeżywają dramaty przez COVID, śmierć bliskich, strach przed chorobą. Osoby, które są bezradne, powinny sięgać po pomoc lekarską czy psychoterapeutyczną.
Jeszcze jakiś czas temu myśleliśmy, aby pożegnać ten 2020 rok i zacząć coś "nowego", lepszego. Już dziś wiemy, że to się tak nie skończy. Do tego święta i Nowy Rok mamy spędzić w najbliższym gronie, bez "fajerwerków". Część osób będzie ucztować w samotności, bo będzie na kwarantannie.
Mam nadzieję i myślę, że nie jestem w tym naiwny, że nadchodzący rok, a przynajmniej jego druga połowa, będzie lepsza. Wierzę, że będziemy wydobywać się z pandemii.
Jeżeli chodzi o zwyczaje i rytuały bożonarodzeniowe, to warto je docenić i - na ile to możliwe - pielęgnować. One mają znaczenie głębokie. Fakt, że nie będzie można zebrać się przy wspólnym stole, kolędować i poczuć "rodzinną wspólność”, może być źródłem bólu, frustracji i smutku. Rzecz w tym, aby się temu nie poddać i przetrwać wszystko z nadzieją, że następna Wigilia będzie lepsza. To jest merytorycznie uzasadnione i ma sens psychologiczny.
W radzeniu sobie z brakiem nadziei i lękami pomaga podobno też planowanie.
Wierzę w to, że nasze dziś współkształtowane jest przez jutro. Od tego jak myślimy o przyszłości, zależy to, jak nam dzisiaj jest. W tym sensie zgadzam się z tą tezą. Na ogół jesteśmy przyzwyczajeni do przekonania, że ukształtowała nas przeszłość. Ale to, jak wyobrażamy sobie przyszłość także wpływa na nasze samopoczucie, zachowanie. Przygotowanie do atrakcyjnej podróży już jest atrakcyjne. Przygotowanie do sensownego wydarzenia, już jest sensowne.
Aby jednak tak było, nasza myśl powinna być sprawcza, nie może być takim listkiem na wietrze. Za tą myślą i nadzieją musi iść działanie.
Chcę jeszcze zapytać o dzieci. One mają zupełnie inne poczucie czasu. Dla nich tydzień to wieczność. Już teraz najmłodsi odczuwają brak motywacji. Jak im pomóc w tej społecznej izolacji?
Psychologia przeżywania czasu jest interesująca. Jeżeli chodzi o dzieciństwo, to jego jakość i krajobraz się zmienia. Ja żyłem w czasach, kiedy posiadanie dwóch zabawek i kolorowych klocków było czymś nadzwyczajnym. Dzisiaj krajobraz dziecka jest wyposażony w inne atrakcje i inne zagrożenia. Co rodzic ma z tym zrobić? Myślę, że jedną z największych pułapek dla zmęczonego rodzica jest pokusa oddania swego dziecka komputerowi.
Na koniec zapytam o nas, jako o społeczeństwo. W jakim kierunku idziemy?
Moje odczucie jest takie, że jesteśmy na etapie uzewnętrzniania wcześniej tłumionego gniewu. Jak dobrze pójdzie to gniew zostanie przepracowany, wyniknie z tego coś dobrego. Jak gniew będzie narastać, to będziemy ofiarami spirali gniewu, któremu niedaleko do nienawiści. Są żywioły społeczne, są politycy ukąszeni bakcylem władzy, są silne turbulencje w życiu kulturowym. To wszystko tworzy energię gniewną.
Myślę, że walka polityczna przenika się z fundamentalnym sporem kulturowym. Dla mnie ten drugi aspekt dzisiejszego napięcia to zderzenie konserwatyzmu i krypto-patriarchatu z liberalizmem. I to się dzieje w przestrzeni gniewu, który rozumiem jako sprzeciw kobiety na odwieczną, często ufundowaną na przemocy władzę mężczyzny. A jednocześnie mamy do czynienia z buntem wobec władzy, która ma taki bagaż przewinień, że sama grzecznie nie ustąpi, zwłaszcza, że prawdopodobnie część władających wierzy, że ma rację. To nie jest więc tylko gniewny spór światopoglądowy, ale jest to też spór o władzę i o to, jaka ona ma być. I to połączenie, sporu kulturowego i politycznego utrudnia wróżenie o przyszłości.