Sprzątaczki: klienci boją się, że roznosimy wirusa
– Straciłyśmy połowę klientów i nie wiadomo, czy kiedykolwiek ich odzyskamy – narzekają sprzątaczki, których na skutek pandemii klienci nie chcą wpuszczać do swoich domów, bo boją się, że mogą roznosić koronawirusa. Twierdzą, że gdyby nie oszczędności, to ledwo wiązałyby koniec z końcem.
12.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 20:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Anna z Warszawy sprzątaniem zajmuje się od czterech lat. Z dwiema koleżankami założyła małą agencję sprzątającą, która miała świadczyć kompleksowe usługi na wysokim poziomie. – Zależało nam, by stworzyć firmę, która od A do Z dba o porządek w mieszkaniach, głównie zamożnych klientów, u których do utrzymania w czystości są duże powierzchnie – opowiada Anna. – Ponieważ jesteśmy dobre w tym, co robimy, nasz kalendarz wypełnił się błyskawicznie. Po paru miesiącach musiałyśmy zatrudnić kilka kolejnych pań, żeby obsłużyć wszystkich zleceniodawców. Zwłaszcza że większość naszych klientów zlecała nam usługę stałą.
Jak opowiada Anna, jej firma nie odczuła znacząco wiosennego lockdownu. – Przez trzy miesiące siedziałyśmy w domu, ale w maju nasi klienci bili się o każdy wolny termin – wspomina kobieta. – Niestety jesienna druga fala okazała się dla nas zabójcza. Nasi klienci boją się nas wpuszczać do domu, bo sądzą, że skoro bywamy w wielu mieszkaniach, to oczywiste jest, że spotykamy wiele osób.
– Tymczasem, gdy sprzątamy, nasi klienci wychodzą z domu. Dodatkowo zachowujemy wszelkie rygory sanitarne – pracujemy w rękawiczkach, nosimy maski. Nic to nie daje. Mam poczucie, że popełniłam raz błąd, odwołując sprzątanie u klientki, mówiąc, że jedna z naszych dziewczyn jest przeziębiona i została w domu. To był ten klocek domino, który uruchomił lawinę. Nasi klienci, którzy kiedyś sobie nas polecali pocztą pantoflową, w ten sam sposób rezygnowali z naszych usług – załamuje ręce Anna.
Jak podkreśla Krzysztof Inglot, prezes spółki Personnel Service, specjalizującej się w rekrutacji pracowników, rynek usług związanych ze sprzątaniem zmniejszył się o ok. 25 procent. – Te zmiany dotyczą nie tylko gospodarstw domowych, ale też biur i galerii handlowych, które są pozamykane na skutek pandemii. W efekcie pracownicy zajmujący się sprzątaniem pracują w zmniejszonym wymiarze godzin, co wiąże się ze zmniejszeniem ich zarobków. Obecnie godzina pracy osoby sprzątającej to od 13 do 20 zł.
Kobiety w kryzysie cierpią bardziej
Zdaniem socjolożki Pauli Pustułki z Uniwersytetu SWPS kryzys w gospodarce odbija się na gospodarstwach domowych bardzo wyraźnie. – Socjologicznie to jest układanka wielopoziomowa – mówi dr Pustułka. – Kryzys na poziomie makro, spowodowany przez pandemię i skutkujący recesją, przed którą nie ma ucieczki, operuje na kolejnych poziomach. To, co dzieje się w gospodarce i polityce przechodzi bardzo płynnie do gospodarstw domowych. A te, tak samo jak kryzysy, w dużym stopniu są upłciowione, czyli recesja w nierównym stopniu dotyka mężczyzn i kobiet. Te ostatnie znacząco bardziej odczuwają jej skutki.
Jak podkreśla badaczka, wiąże się to z sektoryzacją, czyli koncentracją w pewnych sektorach zawodowych określonych cech demograficznych. W tym wypadku chodzi o sektoryzację ze względu na płeć, bo branża pomocy domowych jest niezwykle sfeminizowana. – I problem polega na tym, że takie branże mają gorzej już na wejściu, a co dopiero w kryzysie – mówi dr Paula Pustułka.
– Wynika to ze wciąż pokutujących stereotypów; kiedyś uważano, że kobieta pracuje na swoje szpilki, więc utrata przez nią pracy i tym samym wynagrodzenia w żaden sposób nie wpływa na sytuację finansową rodziny. Mimo że to mit, to wciąż jest żywy i w związku z tym mamy społeczne przyzwolenie, żeby branże sfeminizowane, takie jak pomoc domowa czy beauty, ale też niezwykle kluczowe środowisko pielęgniarskie, traktować po macoszemu.
Sprzątaczka wylatuje pierwsza
Stanisława Rytel jest już na emeryturze i sprzątaniem dorabia do skromnych dochodów. – Niestety, gdy do domów zagląda kryzys, to sprzątaczka jest pierwszą, którą wywala się na zbity pysk – mówi kobieta i opowiada, że połowa jej klientów zrezygnowała ze stałego sprzątania raz w tygodniu.
– Wiele osób przestało chodzić do biura całkowicie, dzieci siedzą w domu. To także przyczyna, dla której rezygnuje się z pomocy domowej. To praca, którą można wykonać rękami członków rodziny. A poza tym przecież jak się nie posprząta porządnie raz w tygodniu to nic się nie stanie. Na dodatek to oszczędność znacząca, bo to przecież kilkaset złotych miesięcznie. Gdy ludzie boją się utraty pracy, wolą oszczędzać na takich wydatkach.
Potwierdzają to ustalenia dr Pustułki. – Trzeba mieć świadomość, że to nie jest tak, że w gospodarce i polityce ktoś steruje sznureczkami, które prowadzą do szczególnego kryzysu w branżach, które są sfeminizowane, bo to także dzieje się oddolnie – wyjaśnia.
– Jeśli w gospodarstwie domowym zaczyna robić się ciężko, wszyscy pracują lub uczą się zdalnie, nad rodziną wisi widmo choroby lub pojawiają się trudności ekonomiczne, to naturalne jest szukanie oszczędności czy unikanie kontaktów ze światem zewnętrznym. To są strategie, które mają tę rodzinę ochronić – dodaje. I podkreśla, że w takiej sytuacji najpierw rezygnuje się z pomocy domowej, sprzątaczki, ogrodnika, co powoduje, że ludzie zatrudnieni w tym sektorze bardzo mocno odczuwają skutki kryzysu, jaki spowodowała pandemia.
Szczepionka to nie jest czarodziejska różdżka
Zdaniem Anny, powrót do stanu sprzed pandemii może zagwarantować szczepionka. Innego zdania jest prezes Personnel Service. Zdaniem Krzysztofa Inglota, taki powrót nigdy nie nastąpi. – Kryzys związany z koronawirusem doprowadził do tego, że część firm zrezygnowała z powierzchni biurowej na stałe. Myślę, że to na co możemy liczyć to rynek o 15 proc. mniejszy od tego z czasu sprzed pandemii – mówi Inglot.
Również zdaniem dr Pustułki sytuacja nie wygląda zbyt optymistycznie. – Wychodzenie z kryzysu to jest zawsze proces długotrwały – mówi socjolożka. – Oczywiście szczepionka stanowi jakieś światełko w tunelu, ale nie działa ona na gospodarkę jak czarodziejska różdżka. Powrót do wcześniejszego układu ekonomicznego i do poziomu zarobków zajmie dużo czasu.
Zwłaszcza że w Polsce ciągle mamy poczucie, że pomoc domowa to jest dobro luksusowe. –Jeśli spojrzymy na statystyki, to widzimy, że pomoce domowe zatrudniają członkowie klasy średniej i średniej wyższej w dużych miastach, a w mniejszych – elity. To są grupy, które mają etos akumulacji kapitału i dopóki nie będą miały poczucia bezpieczeństwa finansowego, to do tych praktyk luksusowych nie będą wracać – kończy.