Prześladowani, bici i dyskryminowani
Nie ma danych , które pozwoliłyby określić, ile osób LGBT żyje w Polsce. Orientacyjne dane, wskazują na 5 proc. społeczeństwa. Trudno wśród tych 5 proc. znaleźć kogoś, kto nie doświadczył przemocy ze względu na orientację i tożsamość seksualną.
Piotr, 32 lata, Kartuzy
Przez długi okres czasu byłem prześladowany przez chłopaka z mojego osiedla. Dowiedział się, że jestem gejem i zaczął mnie wyzywać. Wyzywał mnie od ciot, pedałów, patologii, itp. Starałem się zawsze zachować spokój. Z jego powodu przeprowadziłem się nawet do innej części miasta. Znalazł mnie. Kiedyś przyszedł do szpitala, gdzie pracuję. Wywiązała się awantura, kopnął mnie w plecy. Poszedłem na policję, sąd wymierzył mu karę 14 miesięcy pozbawienia wolności (z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na 4 lata) oraz grzywnę w wysokości 2 tys. zł. Dodatkowo orzeczono wobec niego obowiązek zapłaty zadośćuczynienia w wysokości tysiąca zł. Co powiedział sędziemu? Jak usprawiedliwiał swoje ataki? Powiedział, że tak go wychowano w domu.
Iwona, 28 lat, Warszawa
W moim rodzinnym mieście bywam rzadko, pojechałam w tym roku na święta wielkanocne. Rodzice niespecjalnie akceptowali moją orientację, ale zgodzili się, żebym przyjechała z dziewczyną. Zostałyśmy wyzwane już na dworcu przez dresiarzy. Ale to był dopiero początek. W moim rodzinnym domu mój zięć przy świątecznym śniadaniu mówił, że nie uznaje lesbijek, że lesbijki to niewy……e baby. Wstałam od stołu i wyszłam. Poszłam się przejść, a kiedy wróciłam Iga - moja dziewczyna, siedziała z kompresem z lodu przy głowie. Zięć ją uderzył, bo ubzdurał sobie, że ona popchnęła jego krzesło, kiedy przechodziła obok. Mówił, że na pewno zrobiła to specjalnie, żeby go sprowokować. Tego samego dnia wróciłyśmy do Warszawy.
Według mnie to właśnie jedna z najgorszych sytuacji, jakie mogą się zdarzyć, kiedy oprawcą jest rodzina i człowiek ma opory, czy go pozwać do sądu. Czy wtedy własna matka i ojciec kiedykolwiek by się do mnie odezwali? Boję się ich bezmyślności i jestem zła na ich bezradność.
Zobacz także: Coming out po polsku
*Oleg, 40 lata, transseksualista, Szczecin *
Paradoksalnie mój największy wróg najbardziej mi pomógł. Moja żona, od niedawna była żona, coś musiała czuć. Może nieświadomie, a może świadomie negatywnie wypowiadała się o gejach, lesbijkach, transseksualistach, itp. Myślę, że chciała w ten sposób jakoś mnie zniechęcić albo wystraszyć. Bała się o naszą córkę, chciała, żeby Paula miała normalną rodzinę. Tłumiłem w sobie przez wiele lat prawdziwą tożsamość. Pracowałem w administracji rządowej, nie mogłem sobie pozwolić na fanaberie. Byłem poważnym człowiekiem. Kiedy miałem 40 lat, nie było już w co uciekać, alkohol i narkotyki miałem za sobą. Poszedłem do terapeuty. Powiedziałem żonie. To był mój coming out. Biła mnie i krzyczała, a ja płakałem, płakałem pierwszy raz od wielu lat. Uderzyła mnie ciężką metalową ozdobną klamką. Miałem rozcięty łuk brwiowy, cztery szwy. Do dziś dostaję od niej smsy, że jestem zerem, clownem, że daje mi ostatnią szansę. Zrezygnowałem z pracy, wyprowadziłem się z domu. Jeszcze nie wiem, co dalej.
Tomasz, 34 lata
Urodziłem się jako Alina. Trudno wytłumaczyć, jak się człowiek dowiaduje albo skąd wie. To przypomina więzienie. Nigdy nie lubiłem nosić się jak dziewczyna. Najgorzej wspominam okres dojrzewania. Długo ze sobą walczyłem, jak nietrudno się domyślić. Po studiach zdecydowałem się na operację. Wybrałem nowe imię. Musiałem załatwić w sądzie sprawy z rodzicami, kwestie prawne są bardzo ważne. Rodzice nie akceptują mnie takim, jakim jestem. Czasem dzwoni mama i mówię jej: odpuście mi, wybaczcie, zaakceptujcie, będzie nam wszystkim lżej. Ale oni są uparci, sprawdzają tylko, czy żyję raz na pół roku. Dopiero niedawno powiedziałem im o swoim „wypadku”. Zostałem pobity przez grupkę gówniarzy. Takich, których teraz na ulicach jet wielu. To prawicowi, małoletni bandyci. To była pierwsza i jedyna sytuacja, kiedy ktoś mnie bił. Poczułem się strasznie upokorzony. Zgłosiłem sprawę na policję. Czekam na sprawę sądową. Wiem, że mogą co najwyżej dostać „zawiasy”. Ale ja już nie jestem dzieckiem, nie boję się, mogą mnie pobić, proszę, pobili, ale ja ich podam na policję. Nie wstydzę się tego, kim jestem. Kiedy moi znajomi opowiadają o zaczepkach, o tym, jak są opluwani, wyzywani i bici, gotuje się we mnie. Jeśli nie będziemy tego zgłaszać, nic się nie zmieni. Na wszystkich zawsze krzyczę, że mają iść na policję. Trochę się mnie boją. Skąd we mnie tyle odwagi? Jak cię rodzina opuści, jak się ojciec na sali sądowej ciebie wyrzeknie, to można już chyba znieść wszystko. A z drugiej strony jestem szczęśliwy, mam kobietę, wspaniałą, dobrą, mądrą. Jest dla kogo żyć.
Lukrecja, 47 lat, Chodzież
Nie lubię mówić o trudnościach. One zdarzają się codziennie, nawet dziś, gdy przechodziłam obok stacji benzynowej, ktoś do mnie krzyczał. Nawet się nie odwróciłam, olewam takie zachowania. Ludzie czasem nie wiedzą, jak zareagować, w pewnym sensie trzeba im pomóc, pokazać, że wszystko jest ok. A jak trzeba, to wytłumaczyć im to, czego nie wiedzą, a co budzi ich stres, lęk. Mówiąc tylko o swoim cierpieniu, o swoich negatywnych doświadczeniach robimy złą robotę, nie wszyscy będą nam współczuć. A niektórzy noszą w sobie ból, o którym nawet nie wiemy. Jestem przeciwna takiemu skupianiu się na sobie.