Przeszła długą drogę do macierzyństwa. Pierwszy raz poroniła i nie boi się o tym opowiadać
Fani serialu "Teoria wielkiego podrywu" znają Melissę Rauch jako kujonkę Bernadette. Mało osób wie jednak, przez co przeszła w życiu prywatnym. Aktorka pochwaliła się właśnie informacją, że spodziewa się dziecka. Przy okazji jednak opowiedziała o tym, jak straciła poprzednie.
Traumatyczne przeżycie
Ból, poczucie niesprawiedliwości, niemoc, głęboki żal i bezgraniczny smutek – kobiecie, która traci dziecko, towarzyszy szereg skrajnych uczuć. Utrata nienarodzonego dziecka to dla kobiety i jej partnera przeżycie traumatyczne. Mało kto jest w stanie otwarcie o tym porozmawiać. Kobiety, które poroniły, zgodnie twierdzą, że nie da się o tym zapomnieć – ale trzeba nauczyć się z tym żyć. Do tego samego wniosku doszła aktorka.
Zdążyć przed plotkami
– Melissa oczekuje pierwszego dziecka. Jest bardzo szczęśliwa, ale jeśli mam być szczera, po poronieniu czuje też przerażenie, że to się stanie jeszcze raz. Nawet dziwnie jest jej mówić o tym, bo tak naprawdę wolałaby pochwalić się dzieckiem, dopiero gdy będzie wiedziała, że jest całe i zdrowie, a najlepiej to jak będzie ono kończyło już college. Dzieli się jednak tą wiadomością teraz, zanim fotoreporterzy nie wtargną do szpitala w trakcie porodu – zaznacza z przymrużeniem oka jej menadżerka.
Zobacz też: Poroniłam 3 razy. Dlaczego w Polsce to wciąż tabu
Czemu te płodne, beztroskie kobiety są takie szczęśliwe?
Pod opowieścią Melissy podpisałaby się pewnie niejedna kobieta. Aktorka opowiada: - Po poronieniu przeżywałam głęboką żałobę, miałam problemy z płodnością, a każda wesoła wzmianka o czyjejś ciąży była jak dźgnięcie prosto w serce. To nie tak, że nie cieszyłam się szczęściem tych wszystkich znajomych. Myślałam sobie jednak: "Dlaczego te piękne, beztroskie, płodne kobiety są takie szczęśliwe i tak łatwo dostają od życia coś, czego ja nie mogę dostać?". Potem było mi źle z tym uczuciem zazdrości. Zawsze byłam z tych, którzy pilnują swoich spraw i nie wtykają nosa w czyjeś. Ale jeśli chodzi o posiadanie dziecka, było to dla mnie wyzwanie.
Żal, poczucie winy i depresja
Melissa przez miesiące walczyła z poczuciem winy. Czuła, że to ona zawiniła. – Poronienie było najgorszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła. Wpadłam w depresję, która mnie kompletnie przytłoczyła. Cały czas mam przed oczami ten sam obrazek – widok mojego dziecka, którego serce przestało bić, które pokazano nam w gabinecie ginekologa. A jeszcze dwa tygodnie wcześniej wpatrywaliśmy się w monitor i podziwialiśmy, z jaką siłą bije serce naszego dziecka. Dzień, który miał być moim najszczęśliwszym, stał się dniem, w którym pogrzebano moje marzenia o byciu mamą – wspomina Rauch na łamach "Glamour".
Tylko kobieta to zrozumie
- Możesz wziąć urlop, możesz przeżyć żałobę, ale to nie wymaże uczucia, że odebrano ci właśnie coś najcenniejszego. Potem przychodzi poczucie winy. Wiedziałam przecież, że to nie moja wina. Wiedziałam, ale i tak wyrzucałam sobie, że może mogłam zrobić coś inaczej. Termin "poronienie" powinien być wpisany na listę słów, które ranią najbardziej i niosą za sobą ogromne poczucie winy. Są tacy, którzy od razu uważają, że to wina kobiety. Nie dałaś rady donieść ciąży. Pier… to. Tylko kobieta zrozumie, jak potworne jest to uczucie – opowiada.
Jak sobie z tym poradzić?
Melissa przyznaje, że najtrudniej jest zrozumieć, że nie można całe życie trwać w żałobie. W końcu przychodzi taki moment, że kobieta nie jest w stanie dalej się obwiniać. – Zrozumiałam, że ból trzeba przepracować. W te lepsze dni, gdy nie byłam dla siebie dupkiem, powtarzałam sobie: "Dobrze, że nie jest OK. Pozwól sobie źle się z tym wszystkim czuć" – mówi Melissa. – Lubimy sobie powtarzać, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Ale tak nie jest. To zwyczajnie przerażająca sytuacja. Trzeba zaakceptować rzeczywistość taką, jaka jest – dodaje.