Blisko ludziPrzez oszustów organizujących fałszywe zbiórki najbardziej cierpią chore dzieci. Wiktoria jest jednym z nich

Przez oszustów organizujących fałszywe zbiórki najbardziej cierpią chore dzieci. Wiktoria jest jednym z nich

Izabela dostała taką wiadomość: "I co naciągacze? Już kiedyś wpłaciłam pieniądze z dobrego serca i okazało się, że to oszustwo. Nigdy więcej nie wpłacę pieniędzy, nic nie udostępnię". To efekt ostatniej fałszywej zbiórki, na którą dały się nabrać nie tylko gwiazdy, ale też inni darczyńcy. Wszyscy ci, którzy zwyczajnie chcieli pomóc. Część osób już zaczęła odwracać się od tych, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy.

Przez oszustów organizujących fałszywe zbiórki najbardziej cierpią chore dzieci. Wiktoria jest jednym z nich
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

11.07.2017 | aktual.: 11.07.2017 16:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Na początku miesiąca na portalu Siepomaga.pl pojawiło się ostrzeżenie przed akcją "Boję się ciemności" i zbiórką pieniędzy na portalu Zrzutka.pl. Akcja zorganizowana w lutym cieszyła się sporą popularnością i zaangażowało się w nią wiele znanych osób. Internauci mieli pomóc Antosiowi Rudzkiemu, który chorował na siatkówczaka. Problem w tym, że wszystko okazało się oszustwem.

Codziennie w sieci pojawia się inna zbiórka. Kiedy ostatnio widzieliście powiadomienie o kolejnej? Pewnie nie tak dawno temu. No właśnie. Tu pojawia się problem. Bo jak w gąszczu tych historii wyłapać tę, która nie jest prawdziwa?

Nikt nie chce być oszukany. Izabela doświadczyła tego na własnej skórze. Już dzisiaj dostaje wiadomości od internautów, którzy nie mają dłużej zamiaru ich wspierać.

Bóg dał, że żyje

Ma 35 lat. Mieszka w Toruniu razem z mężem i córką. Przeszła już w życiu wiele. Ktoś powie nawet, że za dużo.
Jednego syna straciła w wypadku. Drugiego - poroniła. To był piąty miesiąc. Izabela mówi, że to się stało, bo wyniszczał ją stres. Sześć lat temu dowiedziała się, że jest w ciąży. Dziewczynka.

Wiktoria urodziła się w 32. tygodniu jako wcześniak. Miesiąc walczyła w inkubatorze o życie. - Bóg dał, że żyje - mówi jej mama. Ale lekarze zdążyli im powiedzieć, że mają nastawić się na najgorsze.

- Potem były wszystkie badania. Wiadomo było, że w głowie rozwija się już nowotwór, tylko nie wiedzieliśmy jaki. Wiki miała rok, gdy pojechaliśmy do neurologa. Miała białe plamki na ciele. Okazało się, że cierpi na chorobę Recklinghausena. Do tego doszły później glejaki nerwów wzrokowych. Nowotwór, przez którego moje dziecko straci wzrok - opowiada.

Szpital i chemia - dwa rzeczowniki, z którymi związało się życie Izy. Wiktoria miała rok i 5 miesięcy, gdy przyjęła pierwszą dawkę. Wytrwała do dwudziestej. - Było z nią bardzo źle. Lekarze chcieli kontynuować podawanie chemii, ale ja się nie zgodziłam. Widziałam, jak umiera moje dziecko. Dążyliśmy do tego, by skonsultowali córkę lekarze z Warszawy. Uszkodzenia wewnętrzne były tak duże, że nie można było podawać Wiki chemii. Po roku glejak wrócił. Teraz od kilku miesięcy zaczęliśmy leczenie od nowa - wspomina.

Ale wzroku jej córki nie da się już uratować. Dziewczynka z każdym tygodniem widzi coraz słabiej. Nowotwór można spowalniać, ale nie można całkowicie uratować wzroku. Pewnie za kilka lat nie będzie widziała na prawe oko. To jeszcze doliczcie niedowład w jednej nodze, codzienną rehabilitację.

- Bardzo wierzymy w Boga. Modlimy się codziennie za córkę. Mam nadzieję, że pan Bóg mi pomoże, bo nie mogę stracić kolejnego dziecka. Dla mnie ona jest wszystkim - mówi Iza.

Nie chcę żebrać o pomoc

Część rodziny odwróciła się od nich, gdy dowiedzieli się o chorobie Wiktorii. Iza może polegać na narzeczonym i dziadkach. Finanse? - Mieliśmy kiedyś przed Wiktorią dużo swoich rzeczy. Taka kanapa stała w mieszkaniu… Trzeba było sprzedać i przerzucić się na materac. Dzisiaj większość wydatków związanych z leczeniem pokrywa Fundusz Zdrowia. Zostają wydatki na dojazdy do lekarzy - opowiada mama dziewczynki.

Wiktoria i jej rodzina dostają dziś pomoc ze strony Hospicjum Nadzieja w Toruniu. Są też podopiecznymi Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą".

- Narzeczony pracuje od rana do wieczora. Ja jestem na zasiłku. Wolałabym iść do pracy, ale przy chorej córce nie mam możliwości. Nie chcę żebrać o pomoc - przyznaje. To między innymi dlatego nie zdecydowała się skorzystać z pomocy internetowych zbiórek. Jest subkonto fundacji, na które można wpłacać pieniądze dla Wiktorii, ale o zbiórce takiej jak np. na siepomaga.pl Iza nie chce myśleć. Już kilka razy oferowano jej pomoc w zbieraniu pieniędzy na leczenie. Oszuści lubią żerować na czyjejś tragedii.

Iza opowiada o "wolontariuszkach", które w jej imieniu prosiły internautów o wsparcie. - Te kobiety, które nam próbowały pomóc, pisały teksty w stylu: "Wiktorii pomóc w cierpieniu". Potem to ja byłam nazywana oszustką. Ludzie mówili, że wyciągałam pieniądze - wspomina.

Jak potwierdza prawnik rodziny, przed sądem będą toczyły się odpowiednie postępowania w tej sprawie. O szczegółach nie mogą jeszcze rozmawiać.

- Zanim ktokolwiek wpłaci jakieś pieniądze, niech dobrze sprawdzi dane fundacje i to, jak pomagają. W wielu organizacjach jest tak, że rodzice wiedzą, ile pieniędzy udało się zebrać na danym subkoncie. W takich sytuacjach trudno oszukiwać. Ale są miejsca, które wyciągają pieniądze od darczyńców i rodzice chorych dzieci nic z tego nie dostają - mówi Iza.

I dodaje: - Trzeba udowodnić wszystkim, że dobrze jest pomagać i cały czas warto to robić. Ci, którzy próbowali mnie oszukać, którzy naciągali zmyśloną historią o tym chorym chłopcu, oni zniechęcili ludzi do pomagania. Darczyńcy zaczęli się wycofywać - też w naszym przypadku. W życiu nie spodziewałam się, że coś takiego może się zdarzyć.

- A pani, ile już razy słyszała, że historia Wiktorii jest nieprawdziwa? - pytam.

- Cały czas pojawiają się jakieś komentarze. Mamy dokumenty medyczne, które publikujemy na stronie. Codziennie piszemy, co dzieje się u córki. Można wejść na stronę i przeczytać, jak wygląda nasze życie. Może popełniam błąd, że publikuję takie informacje? Ale chcę, żeby rodzice innych dzieci wiedzieli, że nie są sami. Wiem, co czują rodzice tych dzieci, o których przeczytać można w internecie. Maluchy po wypadkach, z nowotworem, innymi chorobami… Wsparcie? Dla mnie najważniejsze jest to duchowe. Dzięki ludziom, którzy obserwują stronę Wiktorii, ja się jakoś trzymam - mówi Iza.

- Wiktoria dostaje listy. Czasem jej czytamy do snu. Wie pani, jaka to jest radość? Ludzie są z nią i z nami. Nie czujemy się w tym wszystkim samotni - dodaje.

Komentarze (42)