Przeżył rosyjski obóz jeniecki. Jego dzieci trafiły do Rosji

Jewhen, były ukraiński żołnierz z Mariupola, jest rozwiedziony i ma troje dzieci: 12-letniego Matveya, 7-letnią Światosławę i 5-letnią Aleksandrę. Na początku inwazji rodzina przez miesiąc ukrywała się przed rosyjskim ostrzałem, a następnie została przymusowo ewakuowana. Jewhen został ostatecznie umieszczony w obozie jenieckim w Ołeniwce, a jego dzieci wysłano do Rosji. Tam niemal trafiły do rodziny zastępczej - ostatecznie udało się je uratować.

Ukrainiec ujawnił, co Rosjanie robią z dziećmi jeńcówJewhen i Matwiej opowiedzieli o tym, co spotkało ich z rąk Rosjan
Źródło zdjęć: © East News
oprac.  DFR

W wywiadzie ze Swietłaną Mertową dla niezależnego portalu "Meduza" mężczyzna ujawnił, że 7 kwietnia do miejsca, w którym ukrywał się razem z dziećmi i innymi ludźmi, weszli żołnierze Donieckiej Republiki Ludowej. "Powiedzieli, że wkrótce do naszego schronu przybędą oddziały czeczeńskie, by przeprowadzić akcję porządkową" – relacjonował.

Dostali pół godziny na ewakuację. Na posterunku, do którego ich zabrali, zostali przeszukani. Wtedy Rosjanie odkryli, że Jewhen jest byłym wojskowym. Rozdzielili go z dziećmi i zawieźli do bazy wojskowej. Mężczyzna był wielokrotnie brutalnie przesłuchiwany.

Kiedy wyszedł z obozu, dzieci nie było. Zabrano je do Rosji

Jewhen trafił do obozu w Ołeniwce. Przez 10 dni siedział w celi karnej z 56 osobami. Strażnicy zmuszali ich m.in. do śpiewania hymnu DRL i filmowali to, a kiedy ktoś odmawiał, bili go.

W sumie mężczyzna spędził w obozie 45 dni. Kiedy wyszedł i wrócił do Doniecka, okazało się, że jego dzieci tego samego dnia zostały zabrane do Rosji. "Zabrali nas ze szpitala, około 30 dzieci, tego samego dnia, w którym wyszedł tata. Mężczyzna z opieki społecznej oddał nas opiekunom i wszyscy pojechaliśmy wielkim autobusem do Rostowa na lotnisko" - opisywał w wywiadzie Matwiej. Dzieci trafiły do obozu w Polanie pod Moskwą.

Mogły trafić do adopcji w Rosji. Ojciec dokonał niemożliwego

Jewhen skontaktował się ze służbami, które informowały go, że dzieci są bezpieczne i pojechały tylko na konsultację lekarską. Postanowił więc wrócić do domu, do Mariupola. "Miasto śmierdziało. Były ludzkie szczątki na ulicach i psy obgryzające ręce i nogi. Widok psa biegnącego z ręką w pysku jest bardzo przerażający. Zadzwoniłem do znajomych mieszkających poza miastem i przyjęli mnie do siebie" - relacjonował.

Niespodziewanie zadzwonił do niego Matwiej. - Tato, masz maksymalnie pięć dni, żeby nas odebrać, inaczej nas adoptują - alarmował chłopiec. Jewhen skontaktował się z opieką społeczną, ale oni zaprzeczyli słowom chłopaka. Mężczyzna jednak za wszelką cenę chciał odebrać dzieci. Udało mu się skontaktować z rosyjskimi wolontariuszami, którzy wysłali po niego samochód. Dotarł do punktu kontrolnego w Nowoazowsku. Udało mu się przekroczyć granicę, pojechać do Taganrogu, a stamtąd pociągiem do Rostowa i dalej do Moskwy.

- Wolontariusze napisali list do Putina. Kiedy byłem w drodze do Moskwy, skontaktował się ze mną przedstawiciel rosyjskiego Rzecznika Praw Dziecka i powiedział: "Wywołałeś takie zamieszanie w całym kraju!" - opowiadał mężczyzna. Trafił do obozu w Polanie. W wywiadzie z Mertową porównuje to miejsce do więzienia.

- Karmiono ich czymś w rodzaju zielonych pigułek i przeszli badania lekarskie - opowiadał. Wszyscy zaprzeczali, że dzieci miałyby być adoptowane. Inaczej wspomina to Matwiej. - Niektórym powiedziano, że ich rodziny będą tymczasowe, a niektórym powiedziano, że będzie to trwałe. Wiele osób zostało adoptowanych - ujawnił.

Mężczyźnie udało się zabrać dzieci z powrotem. Dzięki pomocy wolontariuszy nie wrócili do Mariupola, ostatecznie wyjechali do Rygi. - Nie wiem, co przez cały ten czas dawało mi siłę - wyznał Jewhen w rozmowie z Mertową.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Przed Ukrainą bardzo trudna zima. Awaryjne wyłączenia prądu w Kijowie. "Władze nie chcą siać paniki"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Posadź tę roślinę. Odporna na ślimaki i łatwa w uprawie
Posadź tę roślinę. Odporna na ślimaki i łatwa w uprawie
"Mówię stanowcze 'nie'". Architekt z programu Szelągowskiej grzmi
"Mówię stanowcze 'nie'". Architekt z programu Szelągowskiej grzmi
Maść z apteki za 7 zł. Jak żelazko na zmarszczki
Maść z apteki za 7 zł. Jak żelazko na zmarszczki
Stanęła na ściance w sukni z rozcięciem. Flesz zrobił swoje
Stanęła na ściance w sukni z rozcięciem. Flesz zrobił swoje
Nowy trend w randkowaniu. Czym jest "shrekowanie"?
Nowy trend w randkowaniu. Czym jest "shrekowanie"?
Joanna Krupa zasiadła na kanapie "DDTVN". Tylko spójrzcie na jej stopy
Joanna Krupa zasiadła na kanapie "DDTVN". Tylko spójrzcie na jej stopy
Kiedy po deszczu pojawią się grzyby? Tyle musisz odczekać
Kiedy po deszczu pojawią się grzyby? Tyle musisz odczekać
Pokazał się z żoną na ściance. Zaliczył małą wpadkę
Pokazał się z żoną na ściance. Zaliczył małą wpadkę
Tak przyszła do "PnŚ". Na stopach najmodniejsze buty sezonu
Tak przyszła do "PnŚ". Na stopach najmodniejsze buty sezonu
Róż na wojskowej uroczystości. Tak ubrała się żona Kosiniaka-Kamysza
Róż na wojskowej uroczystości. Tak ubrała się żona Kosiniaka-Kamysza
Przed śmiercią spotkała się z lekarką. Wiadomo, co jej powiedziała
Przed śmiercią spotkała się z lekarką. Wiadomo, co jej powiedziała
Nagminnie zalewają łazienki. Hotelarze na Podhalu wieszają ostrzeżenia dla turystów
Nagminnie zalewają łazienki. Hotelarze na Podhalu wieszają ostrzeżenia dla turystów