Mąż co miesiąc zostawia sobie 800 zł. Oto co z nimi robi
Co 10. osoba ma długi, o których nie wie partner lub partnerka. – Słyszę od kobiet, że gdy rozmawiają z partnerem o zarobkach, to on odpowiada, że nie pamięta, ile zarabia. Moim zdaniem to bzdura i kłamstwo – mówi Olga Kozierowska, założycielka fundacji Sukces Pisany Szminką.
– Pieniądze może już nie są tematem tabu, bo coraz częściej o nich rozmawiamy, ale dalej pozostaje to temat bardzo trudny – uważa Olga Kozierowska.
Potwierdzają to badania przeprowadzone w ramach kampanii "#CoZTąKasą – jak rozmowy o kasie wpływają na relacje" - wspólnej inicjatywy Sukcesu Pisanego Szminką oraz Banku BNP Paribas. Wnioski? Dwie na pięć osób w Polsce, myśląc o pieniądzach, odczuwają strach o przyszłość. Pieniądze kojarzą nam się przede wszystkim z zakupami, wydatkami, opłatami i rachunkami (wskazuje na to ok. 1/5 respondentów). Niemal co 10. badana lub badany jako pierwsze skojarzenie z pieniędzmi podaje dobrobyt. Prawie połowa (48 proc.) deklaruje, że pieniądze zdecydowanie dają im poczucie bezpieczeństwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wydatki "na boku"
Prawdziwe kłopoty zaczynają się jednak, gdy w grę wchodzą finanse w związku. Potwierdza to Olga Kozierowska: – Rozmawianie o pieniądzach to dla większości duże wyzwanie, zwłaszcza gdy dochodzą do tego różnego rodzaju emocje oraz zażyłość. O pieniądzach z partnerem często nie chcemy rozmawiać. Czasem ukrywamy przed drugą osobą swoje zarobki, wydatki, a nawet długi.
Wyniki badań #CoZTąKasą:
- Co 10. osoba ma długi, o których nie wie partner lub partnerka.
- Co 10. osobie zdarzyło się zakończyć kiedyś związek przez konflikt o pieniądze.
- Co czwarta osoba przyznaje, że ma wydatki, o których partner lub partnerka nie ma pojęcia.
- Co druga respondentka albo respondent jest zdania, że dysproporcja zarobków w związku może być powodem frustracji i obniżenia się satysfakcji z relacji.
- Ponad połowa osób uczestniczących w badaniu przyznaje, że zdarzyło im się w przeszłości pokłócić z partnerką lub partnerem z powodu pieniędzy.
- Ponad połowa badanych deklaruje, że w obecnym związku pieniądze są powodem kłótni bardzo rzadko lub nigdy, a 20 proc. wskazuje, że rzadko.
Kobietom dość często zdarza się odkryć wydatki partnera "na boku". Zazwyczaj nie są one zbyt znaczące, ale bywa też inaczej. – Mój mąż zostawia sobie co miesiąc 800 zł na swoim koncie. Nie ingeruję w to. Chodzi na bilard z kolegami, lubi gadżety elektroniczne. Okej. Niestety, moja przyjaciółka odkryła, że jej narzeczony wydaje spore pieniądze na zakłady bukmacherskie, z czego większość przegrywa. Zataił to – mówi Hanna. Na pytanie, czy sama ukrywa przed mężem swoje wydatki, odpowiada: – Zdarza mi się czasem skłamać np. w kwestii ceny butów czy fryzjera. Faceci nie pojmują, jak fryzjer może kosztować 200 lub 300 zł.
Olga Kozierowska uczula, żeby z ukrywaniem wydatków albo długów przed partnerem bardzo uważać – i lepiej tego nie robić.
– Tutaj nie chodzi nawet o komunikację w związku, a o kłamstwo. Bo gdy prawda wyjdzie na jaw, druga strona może nie być w stanie sobie z nią poradzić, poczuje się oszukana. Zwłaszcza w przypadku długów sprawa może zakończyć się różnymi nieprzyjemnościami. Otwierasz drzwi, a tam komornik, który zabiera ci to, co masz w mieszkaniu, albo wręcza wezwanie czy dokument, że twoje mieszkanie jest zagrożone. Wówczas rzeczywiście można przeżyć szok i mogą być to dla kogoś trudne do udźwignięcia konsekwencje – zaznacza Kozierowska.
Na własnej skórze przekonała się o tym Kasia. Jej mąż prowadził dużą firmę. Powodziło im się, ale o szczegółach jej nie mówił. – W pewnym momencie stał się bardzo nerwowy. Zamknął się w sobie, był płochliwy. Nie chciał nic mówić. Dopiero, jak go przycisnęłam, przyznał, że w firmie są problemy, zapewnił mnie jednak, że przejściowe. Aż któregoś dnia otworzyłam drzwi – byłam wtedy w domu z dziećmi – a tam dwóch podejrzanych gości rzekomo do mojego męża. Weszli, rozejrzeli się po mieszkaniu. Na końcu powiedzieli, żebym przekazała mężowi, żeby odbierał telefon. Myślałam, że umrę z nerwów – wspomina Kasia.
Skończyło się długami, sprzedażą firmy i mieszkania. – Przynajmniej odzyskaliśmy spokój – dodaje kobieta.
Olga Kozierowska: – Ukrywanie długów przez mężczyzn może w dużej mierze być spowodowane patriarchatem, w którym panuje przekonanie, że to mężczyzna jest głową rodziny i ma dostarczyć "zwierzynę do domu", czyli nie może okazać słabości, musi być dzielny i zaradny, a jednocześnie zarabiać pieniądze.
Trudne rozmowy o pieniądzach
Częsta jest też sytuacja, kiedy jedna ze stron nie wie, ile zarabia partner. Tak było u Kasi. I tak jest w wielu polskich domach. – Ważne, że nam wystarcza – komentuje jedna z kobiet, z którymi rozmawiam.
Jednak Olga Kozierowska jest wobec tego sceptyczna. – Według mojej oceny zbyt często to słyszę np. od swoich koleżanek. Mają z partnerem wspólne konto, na które on przelewa kwotę X i ona nie wie, ile pozostało mu na drugim koncie. Bo to przed nią ukrywa. W tym momencie najbardziej mnie zastanawia: po co? Jaki jest tego powód lub cel? Jeżeli jesteśmy w związku, powinniśmy być transparentni wobec siebie, prawda? - mówi.
I dodaje: - Słyszę również od kobiet, że gdy rozmawiają z partnerem o zarobkach, to on odpowiada, że nie pamięta, ile zarabia. Moim zdaniem to bzdura i kłamstwo. Jak można nie wiedzieć, ile się zarabia? Każdy wie. I tutaj znowu pojawia się pytanie do nas – jeżeli usłyszymy coś takiego, to co z tym zrobimy? Zatrzymamy się czy zamieciemy to pod dywan?
Dlaczego jest to ważne, Kozierowska tłumaczy na przykładzie: – Załóżmy, że ktoś zarabia 5 tys. zł miesięcznie, a jego partner/partnerka 10 tys. zł. Mają osobne konta i jedno wspólne. Ustalają, że każde z nich co miesiąc przelewa na wspólne konto 5 tys. zł. Efekt tego jest taki, że pierwsza osoba inwestuje we wspólne życie wszystko, co ma, podczas gdy druga osoba, która zarabia dwa razy tyle, odkłada. Jeżeli ten związek nie przerwa, to ta pierwsza osoba zostanie z niczym, a druga będzie miała oszczędności.
- Czy to sprawiedliwe? Uważam, że sprawiedliwe byłoby np. wpłacanie ustalonego procentu swojej pensji na wspólne konto przez obu partnerów, a nie konkretnej kwoty – podpowiada.
Sprawiedliwy podział, czyli jaki?
Wyniki badań #CoZTąKasą wskazują, że u 30 proc. respondentek i respondentów rachunki oraz wspólne wydatki opłacane są w ich związku po połowie, a blisko 24 proc. respondentek/respondentów reguluje je proporcjonalnie do swoich zarobków. Ponad połowa osób uczestniczących w ankiecie nie ma wspólnego konta z partnerem/partnerką, 27 proc. ma tylko wspólne konto, a 11 proc. posiada zarówno konto wspólne, jak i własne. Aż 86 proc. ankietowanych uważa, że wszelkie wydatki domowe powinny być ponoszone sprawiedliwie przez obie strony.
– U nas tak jest – mówi Hanna. – Natomiast konta mamy dwa, każdy swoje. Mój mąż zarabia więcej niż ja, więc zostawia sobie 800 zł, robi swoje opłaty i resztę mi przelewa. Ja z mojego konta robię zakupy, płacę rachunki, kupuję sobie i dzieciom rzeczy, ubrania, płacę za przedszkole, wycieczki szkolne, zajęcia dodatkowe. Nie rozliczamy się z mężem wzajemnie z każdej wydanej złotówki. Myślę, że bardzo ważna jest w tym przypadku kwestia zaufania - dodaje.
Z badań #CoZTąKasą wynika ponadto, że według co trzeciej osoby wraz ze wzrostem wynagrodzenia rośnie czas, który trzeba poświęcić pracy. Co 10. osoba uczestnicząca w badaniu deklaruje, że wraz ze wzrostem zarobków rośnie jego/jej poczucie zaniedbania obowiązków domowych. Ponad 1/3 badanych jest zdania, że partnerka albo partner pozostający w domu (np. z powodu opieki nad dzieckiem) powinien otrzymywać stałe wynagrodzenie od pracującego partnera/partnerki.
Dla Wirtualnej Polski Ewa Podsiadły-Natorska