Nie godzi się na model kubański w związku. "Naprawdę mam dość"

Nie godzi się na model kubański w związku. "Naprawdę mam dość"

Podział finansów to dla wielu par spory problem - zdjęcie ilustracyjne
Podział finansów to dla wielu par spory problem - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | Yuri Arcurs peopleimages.com
Agnieszka Woźniak
08.11.2023 06:00, aktualizacja: 08.11.2023 08:14

Iga twierdzi, że jej mąż zjada ogromne ilości jedzenia. W szybkim tempie pustoszeje nie tylko jej lodówka, ale również portfel, bo koszty zakupów spożywczych dzielą po połowie. - Zakupy za 250 zł znikają w trzy dni - wyznaje. Większość par w Polsce stosuje kubański model podziału finansów.

Wspólne marzenia, plany na przyszłość, codzienne życie i wspólne posiłki. Wszystko brzmi pięknie, dopóki nie pojawia się "wspólne konto". Dla wielu par to prawdziwa droga przez mękę, szczególnie w sytuacji, gdy płacą po równo, a jedna ze stron korzysta dużo więcej. Tak jest często w przypadku zakupów spożywczych.

"Mój mąż pochłania ogromne ilości jedzenia"

- Do tej pory płaciliśmy za wszystko po połowie. Niestety nie jest to uczciwe rozwiązanie. Ja i partner trenujemy, więc liczymy wszystkie kalorie. Ja mam dietę 1500 kcal, a on 3500. Zaproponowałam mu, żeby rozliczać się na zasadzie 2/5 albo 1/3, to mnie wyśmiał. Stwierdził, że to absurd, że chcę wyliczać mu jedzenie. Ale różnica w naszym zapotrzebowaniu energetycznym jest ogromna i miesięcznie jestem stratna nawet kilkaset złotych - wyznaje Edyta.

Podobny problem ma Iga. Przyznaje jednak, że choć nie odważyła się wypomnieć partnerowi, że za dużo je, pogarsza to jej sytuację finansową. - Gdy byłam studentką, wydawałam miesięcznie na zakupy spożywcze około 500-600 zł. Teraz pewnie wydawałabym maksymalnie 700 zł. Niestety przy moim mężu oszczędzanie na jedzeniu nie jest możliwe. Zakupy za 250 zł znikają w maksymalnie trzy dni. Mój mąż pochłania ogromne ilości jedzenia. W efekcie idzie na to prawie połowa całego naszego budżetu.

Zakupy za ponad 250 zł starczają Idze i jej partnerowi na maksymalnie trzy dni
Zakupy za ponad 250 zł starczają Idze i jej partnerowi na maksymalnie trzy dni© arch. prywatne

Z kolei Ilona twierdzi, że zakupy, które starczyłyby jej na co najmniej tydzień, jej partner zjada w dwa lub trzy dni. - Naprawdę trudno mi planować budżet domowy. Odkąd zamieszkaliśmy razem, wydajemy ogromne ilości na jedzenie. Niestety on uważa, że koszty mamy dzielić po równo i ani mu się widzi płacić więcej, adekwatnie do tego co je. Pewnego razu postanowiłam podzielić półki w lodówce. Połowę zakupów dałam na jego stronę, a połowę na moją z zastrzeżeniem, że nie może mi podbierać. Stwierdził, że oszalałam i zrobił awanturę. Naprawdę mam tego dosyć.

Liczył każdy plaster sera

Działa to również w drugą stronę. Magda mieszkała kiedyś z partnerem, który liczył każdy grosz. - Sam zaproponował, żeby za zakupy spożywcze płacić po połowie. Założyliśmy wspólne konto. Problem zaczął się już na pierwszych zakupach. Oglądał każdą rzecz, którą wkładam do koszyka. Pytał, dlaczego to jest takie drogie lub czy na pewno potrzebuję kawę ziarnistą, a nie rozpuszczalną.

Nie lepiej było w domu. - Raz stwierdził, że za szybko ubywa nam sera, bo jeszcze wczoraj 'było 10 plasterków'. Mówił, że mamy na kolację 'po jednej bułce, bo dwie muszą zostać na rano'. Gdy kupiliśmy trzy litry mleka, wyliczył, po ile szklanek możemy maksymalnie pić dziennie, by starczyło na tydzień. Rozumiem chęć oszczędzania, ale to już przechodziło granice absurdu.

Życie w takim układzie nie jest łatwe, czego doświadczyła też Kasia. - Mój były partner chciał rozliczać wszystko co do grosza. Robił zdjęcia paragonów, a następnie zakreślał rzeczy, które są moje i kazał mi przelać sobie na konto konkretną sumę. Dla mnie to było absurdalne! Zdecydowanie bardziej wolę układ na zasadzie 'raz ty płacisz, a raz ja.' A co jeśli np. poczęstuje się ode mnie jednym ciastkiem? Mam go za to policzyć? - pyta ironicznie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W Polsce dominuje model kubański

Podział finansów w związku to bardzo indywidualna sprawa. - W Polsce dominuje model kubański, czyli "co twoje, to moje". Dochody współmałżonków trafiają na wspólne konto. Oboje podejmują decyzje w kwestii wydatków, oszczędności i inwestycji - tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta Agnieszka Lisowska, ekspertka ds. edukacji finansowej, autorka bloga "Kobieta i finanse".

Nie jest to jednak jedyne rozwiązanie. Niektóre z par decydują się na model amerykański, w którym każdy z małżonków zarządza własnymi finansami. - Osoby te posiadają oddzielne rachunki oraz jeden wspólny, na który wpłacają połowę swoich dochodów. Z tego konta pokrywane są wspólne koszty życia - tłumaczy ekspertka.

Istnieje również model francuski, czyli zmodyfikowana wersja amerykańskiego. Małżonkowie posiadają oddzielne konta oraz jeden wspólny rachunek, na który wpłacają proporcjonalną, wyrażoną procentowo sumę swoich dochodów. Reszta pieniędzy pozostaje do swobodnej dyspozycji.

- Chodzi o to, żeby osoba, która zarabia mniej, nie była z tego powodu bardziej stratna. Przykładowo, gdy zarabiamy 2 i 5 tys. zł, a koszty wspólne wynoszą 4 tys., odkładanie po równo byłoby praktycznie niemożliwe - zaznacza Lisowska.

Trendy jednak powoli się zmieniają. - Są pary, które nie wyobrażają sobie życia - zwłaszcza w małżeństwie - bez wspólnego konta, ale coraz więcej związków, także małżeńskich, pozostawia dwa oddzielne rachunki bankowe - mówi w rozmowie z WP Kobieta finansistka i inwestorka Dorota Sierakowska, założycielka Girls Money Club.

Jedno pozostaje niezmienne - konflikty na tle finansowym. - Wynikają one z różnych stylów wydawania pieniędzy. Zdarza się, że wydatek kobiety na kolczyki jest traktowany jako "trywialny", a wydatek mężczyzny na bilet na mecz już nie - a przecież obie rzeczy to typowe zachcianki - zauważa ekspertka.

Finansowe randki, czyli porozmawiajmy o pieniądzach

- Rozmowy o finansach są jednym z najważniejszych fundamentów związku, dlatego nie można ich lekceważyć w nadziei, że brakiem rozmów unikniemy niepotrzebnych problemów - zaznacza w rozmowie z WP Kobieta Karolina Nowicka, znana w sieci jako "Pani od oszczędzania".

Podkreśla, że najwięcej sporów w kontekście finansów dotyczy sposobu wydawania pieniędzy. - Dostaję wiele wiadomości od moich obserwatorek i po dłuższej rozmowie z nimi okazuje się, że chcą one zmiany, ale zamiast porozmawiać z partnerem, boją się jego potencjalnie negatywnej reakcji i dla poczucia świętego spokoju unikają rozmowy.

Wyzwaniem są różne schematy finansowe. - Jedna osoba szanuje każdy grosz i woli odkładać na przyszłość, a druga "kupuje szczęście" i żyje dniem dzisiejszym. Ważna jest wtedy rozmowa i szukanie kompromisu - tłumaczy Agnieszka Lisowska.

Przypomina, że popadanie w skrajności nikomu nie służy. - Zastanawianie się, kto więcej zjadł, kto zużywa więcej prądu, a kto częściej tankuje, do niczego nie prowadzi. Chyba nie o to chodzi w relacji, żeby wyliczać każdą złotówkę? Ważne, by zasady były jasne i żeby korzystanie z tego budżetu było przyjemne dla obu stron.

Z kolei Dorota Sierakowska podkreśla, że największy problem tkwi w podejmowaniu tych poważnych decyzji finansowych. - Kobiety (niestety) wciąż często powierzają swoim partnerom największe inwestycje - czy to w nieruchomości, czy to na rynkach finansowych, mimo że same nierzadko zarządzają domowym budżetem na co dzień - stwierdza.

Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (858)
Zobacz także