Blisko ludziRelacje rodzinne po pandemii. Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska: "To test i próba dla małżeństw"

Relacje rodzinne po pandemii. Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska: "To test i próba dla małżeństw"

Relacje rodzinne po pandemii. Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska: "To test i próba dla małżeństw"
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Strozyk, REPORTER
Dominika Czerniszewska
17.04.2020 15:30, aktualizacja: 18.04.2020 15:39

– Czas pandemii może polepszyć relacje międzyludzkie, jeśli taki jest założony cel. Więc albo będziemy brali się za łby, albo zaczniemy się uczyć i szukać sposobu na to, aby znaleźć szansę na coś dobrego – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska.

Pandemia jeszcze się nie zakończyła, a psychicznie mamy już dość reżimu epidemicznego. Sytuacja jest dynamiczna jak rzadko kiedy. Zaczynamy myśleć o świecie bez izolacji. Ale czy ten świat i relacje rodzinne po koronawirusie będą takie same? A może miłość w czasach zarazy zmieniła nas na dobre? Pytanie zatem, w którą to wszystko pójdzie stronę...

Dominika Czerniszewska, WP Kobieta: Jak ukształtują się relację rodzinne po pandemii?

Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholog: Bilans ogólny mówi, że będą lepsze. Wprawdzie ta wspólna obecność jest wymuszona. Może nie taka wieloosobowa, rodzinna, ale przynajmniej ta w ramach jednego miejsca zamieszkania. To ci domownicy muszą się dotrzeć, bo gdyby nie mogli, to już dochodziłoby do ekscesów. I gdzieniegdzie zdarzają się wybuchy.

Wybuchy?

Ostatnio jak wyprowadzałam psa, zobaczyłam pana, który wynosi śmieci. Kiedy wychodził z furtki, to z czwartego piętra wychyliła się kobieta odziana w koszulę nocną i krzyknęła do niego: "A to?" i rzuciła za nim torebkę plastikową pełną resztek jedzenia. Mężczyzna uskoczył przed spadającymi śmieciami, więc te resztki rozsypały się po chodniku. Spojrzał w stronę kobiety i zaklął. Ona się schowała, a on zobaczył pobojowisko i je zostawił. Mężczyzna miał wyrysowaną wściekłość na twarzy, mamrotał coś pod nosem. Pomyślałam wtedy – Boże, nie zazdroszczę.

Zamiast czule rano przytulać się, pieścić, rozmawiać, jest przejaw frustracji. Ludzie nie potrafią wytrwać w tej izolacji. Z tej sytuacji wyciągnęłam wnioski, że są partnerzy, którzy na co dzień mają złe stosunki i one nie naprawią się same w obliczu pandemii.

Czyli pandemia nie poprawi stosunków rodzinnych?

Teoretycznie jest szansa na naprawienie stosunków, ale trzeba mieć tego świadomość. Po pierwsze, trzeba do tego dążyć. Należy mieć postawę – "o to się z tobą pokłóciłam, to zależy mi na tym, aby się z tobą pogodzić". Po drugie, wystarczy jednak spojrzeć na stosunek władzy i części obywateli. Dążenie nie jest takie, aby się pojednać, tylko wręcz przeciwnie. Zrobić wszystko, żeby udowodnić swoją przewagę, władzę i widzimisię. Jeśli nie zrezygnujemy z takich dążeń, to nic z tej poprawy nie będzie. Po trzecie, sama rzeczywistość pandemii nie sprzyja, by człowiek był w nastroju pogodnym i koncyliacyjnym. Taki nastrój trzeba samemu wypracować.

Niektórzy nawet spekulują, że pandemia przyczyni się do wzrostu liczby rozwodów. Myśli pani, że tak się rzeczywiście stanie?

Tak niektórzy prorokują. I to nie tylko w Polsce. To test i próba dla małżeństw. Dlaczego robi się przerwy w klasach szkolnych? Ponieważ dzieci skakałyby sobie po głowach. Nie ma co porównywać szkoły do małżeństwa, ale każdy człowiek potrzebuje przestrzeni i komfortu. Są osoby łatwe we współżyciu, które łatwiej dostosowują się do drugiej połówki. Na przykład jeden z partnerów lubi głośną muzykę, więc druga osoba cierpliwie czeka. A są tacy, u których gula rośnie w gardle, bo coś jest nie po ich myśli.

Istnieje szansa, aby te osoby, które potrzebują więcej przestrzeni, doszły do jakiegokolwiek kompromisu?

Aby ci ludzie się zżyli, muszą być odpowiednie cechy osoby. Celowo mówię osoby, a nie osobowości - te się kształtuje. Niektórzy nauczą się, jeśli ta nauka będzie przebiegała w sposób korzystny. Ktoś może sobie nie wyobrażać, jak można mieszkać na 34 mkw. w 5 osób. Natomiast są osoby, które nigdy nie miały innych warunków, lecz są na tyle dobrze wychowane, że nie wyżywają się na otoczeniu, gdy przeżywają frustrację. Tylko np. liczą do 10, patrzą przez okno, modlą się czy medytują. Różne są techniki, nawet w tych ekstremalnych warunkach. A czasami ludzie mieszkający w wielkiej willi – są dla siebie wrogami.

Jak takie małżeństwo "mieszkające w wielkiej willi" może sprawdzić, czy jest jeszcze co ratować?

Do tego niekonieczny jest koronawirus. Małżonkowie sami powinni o tym porozmawiać — co każda ze stron uważa w ich związku za przeszkodę na przyszłość. I jeżeli da się tę przeszkodę usunąć, to trzeba postawić kolejne pytanie, czy obie strony są gotowe do rozpoczęcia na nowo układania swego związku. Może w tym pomóc mediacja lub terapia obojga małżonków.

Co jeszcze – obok mediacji lub terapii małżeńskiej – może być pomocne?

Ludzie, którzy mają za sobą dobrą kindersztubę, dbają o swoje relacje, prawdopodobnie nauczą się również stosować poczucie humoru w niedogodnych sytuacjach. Będą się wspierać i rozumieć. Jeśli ktoś ma gorszy dzień, to będą chodzić na paluszkach, rozmawiać i przytulać. A jeśli są to osoby nieokrzesane, o bezdusznym podejściu do innych, egoistyczne, myślące o tym, że to im ma być dobrze – to nie. Mogłoby się wydawać, że jak jest nieszczęście, to z ludzi powinno emanować samo dobro. Niestety tak się nie dzieje. Nie zawsze wyzwala to miłość bliźniego.

Z kolei relacje małżeńskie często wymagają pogodzenia dodatkowej roli. Rodzice – dzielący pracę zawodową z opieką nad dziećmi, ich lekcjami online i obowiązkami domowymi – są przemęczeni, krzyczą, puszczają im nerwy. Jaki to może mieć wpływ na relacje rodzinne? Czy rodzic straci autorytet?

Gdy puszczają nerwy, może dochodzić do przemocy słownej lub nawet fizycznej. Byłoby to bardzo niedobrym skutkiem ubocznym koronawirusa. Zarówno dzieci, jak i dorośli — ale dorośli przede wszystkim — powinni potrafić panować nad nerwami. W każdym razie unikać zachowań, które dokuczają innym. Od dzieci można wymagać szacunku dla pracy dorosłych, ale od dorosłych możemy wymagać, aby nie nadużywali swojej władzy czy siły. W końcu to dorośli są wzorem dla młodych, a nie odwrotnie.

To wszystko zależy od tego, jak podejdziemy do sprawy. Zacznijmy rozmawiać – słuchajcie dzieci, teraz będziemy cały czas razem w domu. Chodźcie, usiądźcie, zastanówcie się, co chcecie, żebym ja robiła albo czego nie robiła, żebyście wy czuły się dobrze, a nie zdenerwowane. Teraz ja wam powiem, o co was proszę. Ile mam odbyło takie rozmowy? Ile rodzin odbyło takie rozmowy?

Zapewne niewiele. Mogę się założyć, że większość osób siedzi z telefonem przyklejonym do ręki. A dzieci chłoną świat wirtualny.

Może tak być, jeżeli dzieci są zostawione same sobie z komputerem, w dodatku na nieograniczoną ilość czasu. Lepiej to monitorować. Zajęcia szkolne online trwają najwyżej kilka godzin, a więc do tego powinno ograniczać się korzystanie z urządzeń ekranowych. Nad tym powinni dorośli czuwać, wtedy dzieci nie uzależnią się od internetu.

Izolacja nie odbija się na psychice dziecka. One się adaptują. To dla dorosłych zamknięcie w domu jest trudne. Dziecko zawsze robi coś, bo musi. Ono samo nie podejmuje decyzji. Po prostu mama kazała chodzić do szkoły, a teraz każe uczyć się w domu. Jeśli nie są to patologiczne domy, to niektóre dzieci czują się nawet bardziej samodzielne. Obecnie dzieci uczą się studiować. A rodzice w domach dostrzegają, co ich dziecko lubi. To nowa możliwość.

Czyli, o ironio, rodzice w dobie pandemii poznają swoje dzieci?

Oczywiście, że ludzie lepiej się poznają, więcej przebywając ze sobą. A również dlatego, że nagle domowe sprawy rozkładają się między wszystkich domowników, łącznie z dziećmi. Warto to wykorzystać, robiąc wspólnie jak najwięcej rzeczy, np. gotowanie, sprzątanie, oglądanie tv czy granie w gry. Przebywanie razem zbliża ludzi.

Wspomniała pani wcześniej o patologicznych domach. Może izolacja stanie się bodźcem i zapadną w końcu decyzje, np. "odchodzę"?

Niestety, podczas wymuszonej współobecności, np. kwarantanny, ludzie raczej czują się niezbyt komfortowo. Wtedy konflikty potęgują się. Radziłabym z decyzjami poczekać do zakończenia tych najtrudniejszych ograniczeń. Również dlatego, aby zaprosić do ostatecznych rozmów mediatora lub kogoś życzliwego i doświadczonego.

Dobrze, a co z partnerami, których koronawirus rozdzielił? Oni muszą borykać się z innym problemem. Jak takie osoby mają ułożyć sobie życie po pandemii? Czy staną się dla siebie intruzami, a może wręcz przeciwnie – ta rozłąka ich zbliży?

Nie jest to normalna sytuacja, ale wystarczy spojrzeć na rodziny marynarzy. Zwłaszcza na wcześniejszą epokę, kiedy pływali statkami handlowymi i męża czy ojca rodzina widziała raz na rok, czy raz na dwa miesiące. I ludzie jakoś żyli.

Według pani to naturalne zjawisko?

To trudny do przeżycia sposób, ale czasami okoliczności zmuszają nas do tego. Wiele osób z Polski emigruje i mieszka z dala od małżonków, np. pielęgniarka jedzie w celach zarobkowych na trzy lata i odwiedza rodzinę raz w roku. Polska akurat należy do krajów, z których bardzo wielu ludzi wyjeżdża ze względów bytowych. No i się przyzwyczają. Rozmawiają przez Skype’a raz na tydzień. Także do tego wszystkiego można się przystosować.

To jak poradzić sobie z samotnością w tej sytuacji?

Poczucie samotności wynika nie tylko z fizycznej samotności czy nie-samotności. Tylko z możliwości dzielenia swoich przeżyć czy myśli. Wiele osób na płaszczyźnie intymności, bliskości ma duże deficyty. W przypadku pandemii podtrzymuje nas fakt, że jest to sytuacja przejściowa. Nie wiemy, jak długo i kiedy się ona zmieni, ale nikt nie zakłada, że tak już będzie zawsze. Trzeba wziąć pod uwagę, że zawsze po rozłące, półżartem, mówi się, że jest miesiąc miodowy. Ta przyjemność, radość z odnalezienia się na nowo, jest bardzo wzruszająca i piękna, ale czasami bardzo przelotna. Po krótkim czasie dochodzi do pierwszych spięć.

Czy można powiedzieć, że będąc w odosobnieniu, stajemy się większymi egoistami...

Tak, i to nie perfidnie, tylko po prostu mamy wszystko dla siebie. Ja decyduję, o której wchodzę do łazienki, ile czasu tam spędzam, czy robię sobie drzemkę w środku dnia. To wszystko jest niezależne od innych osób. A tu nagle ktoś zakłóca ten rytm życia. To wszystko zależy od tego, jak dane osoby potrafią z kulturą i taktem, z wyrozumiałością dbać zarówno o swoje potrzeby, jak i uwzględniać potrzeby tej drugiej osoby.

Czy to dobry czas na trudne rozmowy – o rozdzielności majątku, testamencie?

Świetna okazja. Ale można o takich sprawach rozmawiać również bez okazji. Dorośli ludzie powinni ustalać między sobą ważne sprawy. To jeden z aspektów odpowiedzialności i dojrzałości.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historie inspirujących kobiet

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (154)
Zobacz także