Restauratorzy mają dość. "Nie miejsca są problemem, tylko ludzie"
Od kilku dobrych miesięcy restauracje świecą pustkami, a właściciele lokali stracili już cierpliwość: jedni zapraszają na "rekrutację", drudzy na "warsztaty". Karczma na Krupówkach nie ukrywa, że chętnie przyjmuje turystów. "Nie mieliśmy za co żyć, ponieśliśmy ogromne straty" - mówi w rozmowie z WP Kobieta Stanisław Gut, kierownik sali restauracji.
15.02.2021 14:27
W samej stolicy jest co najmniej kilka restauracji, które przyjmują gości. W ramach akcji #otwieraMY powstała specjalna mapa, na której zostały zaznaczone miejsca, które wzięły udział w tej inicjatywie. Do większości z nich nie można wejść z ulicy, trzeba wcześniej dokonać rezerwacji na konkretną godzinę.
Co ciekawe, wiele z tych miejsc nie ogłasza wszem i wobec, że są otwarci dla klientów stacjonarnie. Mimo to restauracyjne podziemie ma się świetnie. Informacje o tym, które lokale gastronomiczne są otwarte można uzyskać też na różnych grupach w mediach społecznościowych.
Podziemie restauracyjne ma się świetnie
Lokal w samym centrum Warszawy, w normalnych warunkach oblegany, czasem trudno było o stolik. W sytuacji pandemicznej właściciele zdecydowali, że będą działać mimo zaleceń rządu. Postanowiłam sprawdzić, jak to działa w praktyce. Wykonałam telefon, a minutę później miałam zarezerwowany stolik, choć wcale nie poszło tak łatwo. Obłożenie było spore, a pani z obsługi mogła mi zaoferować tylko jeden termin.
Wizyta w lokalu miała odbyć się pod pretekstem rekrutacji. Na miejscu okazało się, że każda osoba musi wypełnić formularz na jakie stanowisko aplikuje, podać swoje imię i nazwisko oraz dane kontaktowe. Potem wszystko przebiegało jak zazwyczaj. Do stolika podeszła kelnerka, przyjęła zamówienie, a następnie podała je do stolika. Na koniec można było zapłacić tylko gotówką. W obecnej sytuacji płatność kartą nie była możliwa. Prawdopodobnie dlatego, aby nie było dowodów, że lokal normalnie działa.
Obsługa miała maseczki na twarzy przez cały czas. Na wejściu można zdezynfekować ręce, a na ścianach powieszono plakietki z prośbą o zachowanie odstępów. Restauracja jest bardzo duża, a kelnerki usadzały gości co drugi stolik. Goście przy stolikach nie mieli na sobie maseczek, a na wejściu nikt nie mierzył temperatury.
Inny warszawski lokal zaprasza do siebie gości pod pretekstem warsztatów kulinarnych. Modne miejsce na warszawskim Żoliborzu również funkcjonuje z zachowaniem reżimu sanitarnego. Między stolikami zachowane są odpowiednie odstępy, goście mogą skorzystać z płynów do dezynfekcji rąk. Aby wziąć udział w warsztatach, należy podpisać zgodę na uczestnictwo w zajęciach. W rzeczywistości klienci zamawiają to, co jest w ofercie lokalu. Tutaj również trzeba dokonać telefonicznej rezerwacji, ponieważ jest sporo chętnych na "warsztaty" w gronie znajomych. Liczba miejsc w lokalu jest ograniczona, ponieważ kelnerzy usadzają co drugi stolik.
Przypomnijmy, że rząd nie zaleca spożywania posiłków w lokalach gastronomicznych. Restauracje i bary mogą funkcjonować tylko z opcją "na wynos".
- Z punktu czysto medycznego, epidemiologicznego, otwieranie restauracji, otwieranie hoteli, a także siłowni czy też branży fitness powoduje – to są naprawdę twarde badania naukowe – zwiększoną liczbę zakażeń – podkreślił w wywiadzie w Programie Pierwszym Polskiego Radia wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.
Polityk zauważył, że w restauracji trudno przestrzegać reżimu sanitarnego, bo klienci nie pozostają cały czas w maseczkach, spotykają się ze znajomymi i przebywają w lokalach dłużej niż 15 minut. – Transmisja wirusa jest tutaj zdecydowanie większa – zaznaczył.
Jedyna otwarta restauracja na Krupówkach
W mediach społecznościowych ludzie wymieniają się nazwami lokali, które są czynne i przyjmują gości na miejscu. Padają pytania o konkretne miasta i polecenia. Część osób nie przejmuje się zaleceniami rządu.
"Hej, wyjeżdżam z przyjaciółką do Zakopanego na weekend. Czy wiecie, jakie restauracje są otwarte, żeby można było zjeść na miejscu?" – napisała jedna z internautek.
Odpowiedzi posypały się natychmiast. W komentarzach przewijał się właściwie jeden lokal – karczma na Krupówkach. Właściciele nie prowadzą "rekrutacji" ani "warsztatów", rezerwacji telefonicznych też nie ma. Tutaj nikt nie ukrywa, że prowadzi normalną działalność. Już na miejscu nie sposób nie zauważyć tego lokalu, ponieważ kolejka do niego jest ogromna. Sama zresztą swoje odstałam w piątek 12 lutego – pierwszego dnia, kiedy legalnie można było pójść na stok i przespać się w hotelu. Wszystko po to, aby zobaczyć, jak to funkcjonuje w rzeczywistości.
Blisko 20 minut w kolejce na 10-stopniowym mrozie nie odstraszyło nikogo. Z minuty na minutę kolejka wydłużała się jeszcze bardziej. Trzypiętrowy lokal może pomieścić około 240 osób, większość stolików była zajęta. Gości do środka zapraszał jeden z pracowników, który wypuszczał jednych klientów i wpuszczał kolejnych. Kelnerki szybko dezynfekowały stoliki, większość z nich na twarzach miała maseczki. Jedzenie było podawane w ekspresowym tempie, aby obsłużyć jak największą liczbę klientów.
To jedyna czynna na "normalnych" zasadach restauracja na Krupówkach, druga w Zakopanem.
- Przychodzimy tu codziennie odkąd jesteśmy w Zakopanem. Po pierwsze jest taki mróz, że zanim doniesiemy do domu jedzenie na wynos, to zdąży wystygnąć. Poza tym nie rozumiem, dlaczego stoki, galerie handlowe są otwarte, a restauracje nie. Chcemy wspomóc właścicieli, a przy okazji zjeść na spokojnie w miłym otoczeniu – powiedziała jedna z pań oczekująca ze mną w kolejce. Na pytanie, czy wizyta w lokalu nie jest zbyt dużym ryzykiem, nie uzyskuję odpowiedzi.
"Nie mieliśmy za co żyć, ponieśliśmy ogromne straty"
Okazało się, że w sobotę po południu kolejka była znacznie dłuższa niż w piątek. W końcu weekend walentynkowy, a do stolicy Tatr zjechały się tłumy. Wieczorem oczekiwanie na stolik zajmowało około 30-40 min.
- Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, zmusiła nas do otwarcia pod koniec stycznia. Lokal powstał w lipcu 2020 r., w wakacje chwilę popracowaliśmy. Jesienią musieliśmy zamknąć restaurację i okazało się, że nie dostaniemy żadnego wsparcia finansowego, ponieważ przy składaniu wniosku trzeba porównać przychód z 2019 r. Nasza firma wtedy nie istniała. Doszło do tego, że ja i moi koledzy nie mieliśmy za co żyć, naciskaliśmy na nasze szefostwo, żeby otworzyli restaurację. Przez trzy miesiące ponieśliśmy ogromne straty. Rząd doprowadził nasze społeczeństwo do takiego upodlenia, jest to smutne, przerażające – mówi w rozmowie z WP Kobieta Stanisław Gut, kierownik sali restauracji na Krupówkach.
Mężczyzna zapewnia, że pracownicy przestrzegają wszelkich zasad, aby klienci czuli się bezpiecznie.
- Mamy pleksy, które założyliśmy w lipcu i które oddzielają stoliki, wyłączamy co drugi stolik. Oczywiście dezynfekujemy je, nosimy maseczki. Mieliśmy kontrole sanepidu, wizytę policji, na razie toczą się postępowania administracyjne. Chcą nam postawić zarzut narażania życia ludzkiego – dodał.
Stanisław Gut potwierdza, że zainteresowanie wizytą w lokalu jest duże. Zapytany o to, czy nie boi się, że naraża klientów na zarażenie koronawirusem, odpowiedział, że ryzyko istnieje zawsze.
- Ludzie są spragnieni normalności, chcą zjeść w godnych warunkach. Rząd robi na nas nagonkę, jesteśmy na świeczniku. Ryzyko zarażenia się zawsze jest. Nie neguję, że wirusa nie ma, nie jestem sceptykiem, który żartuje sobie z tej sytuacji. Ale równie dobrze idąc do sklepu czy galerii handlowej można się zarazić – kwituje.
Wirusolog profesor Włodzimierz Gut uważa, że wszystko jest w rękach ludzi, którzy powinni przestrzegać wszelkich zasad takich jak odstępy, noszenie maseczek i dezynfekcja.
- Nie miejsca są problemem, tylko ludzie. Wszyscy widzieliśmy, co dzieje się na Krupówkach, tłumy ludzi. Jeśli wszystko odbywa się zgodnie z zasadami, a do restauracji przychodzą ludzie odpowiedzialni, to nie będzie problemu. Natomiast jeśli ludzie nie zachowują się odpowiedzialnie, to wszędzie można się zarazić. Nie ma znaczenia, czy będzie to galeria handlowa, czy restauracja – powiedział w rozmowie z WP Kobieta.