Rodzice nie dają mi żyć. "Albo ślub kościelny, albo pożegnaj się z kasą"
Straszą, że nie wezmą udziału w uroczystości. Grożą, że nie udzielą obiecanego wcześniej wsparcia finansowego, jeśli młodzi nie ulegną ich żądaniom. Rodzice kontra ich dorosłe dzieci, które nie chcą ślubu kościelnego. To forma przemocy i manipulacji - twierdzą specjaliści.
21.01.2022 14:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dominika pamięta, jak niedzisiejszym i śmiesznym wydawał się jej wątek ze słynnej polskiej komedii "Nie ma mocnych": Pawlak (grany przez Wacława Kowalskiego) nie pozwala na ślub i wesele swojej wnuczki Ani (Anna Dymna), bo ona i jej narzeczony Zenek nie chcą wziąć ślubu kościelnego. – To był zawsze jeden z ulubionych filmów w naszym domu, zawsze siadaliśmy razem do jego oglądania – wspomina 33-letnia Dominika, ratowniczka medyczna z Warszawy. – Miałam wrażenie, że moich rodziców także śmieszą rozterki bohaterów. Jednak nic bardziej mylnego. Gdy przyszło do mojego ślubu, rodzice zachowują się podobnie. Kategorycznie nie godzą się na ślub cywilny. Grożą, że jeśli nie weźmiemy kościelnego, to nie tylko nie przyjdą do urzędu stanu cywilnego, ale także nie dołożą złotówki do wesela.
Paweł, narzeczony Dominiki, jest na trzecim roku ze specjalizacji na anestezjologii. Na razie mało zarabia, jak to początkujący lekarz. – Liczyliśmy na pomoc rodziców, ale mama Dominiki, która jest osobą głęboko wierzącą i zaangażowaną w działalność na rzecz Kościoła, jest nieugięta – mówi Paweł. – Stosuje szantaż emocjonalny, płacze, mówi, że tego nie przeżyje. W efekcie Dominika jest gotowa zgodzić się na ten ślub w kościele, chociaż oboje jesteśmy niewierzący. Na dodatek oboje mamy bardzo mocno krytyczny stosunek do instytucji kościelnych. W ogóle sobie tego nie wyobrażam.
- Ślub przełożyliśmy kolejny raz – mówi smutno Dominika. – Dwa razy z powodu pandemii, a teraz z powodu oporu rodziców. A sytuacja jest patowa. Kocham rodziców i chcę, by byli ze mną w tym ważnym dniu. Już pal licho ich pomoc finansową - najwyżej zrobimy skromny obiad dla rodziny i balangę na świeżym powietrzu dla znajomych. Ale nie mogę się zgodzić na to, by rodzice mówili nam, jak mamy żyć. By nie byli w stanie uszanować wyborów swoich dorosłych dzieci.
Zdaniem psycholożki i terapeutki Magdaleny Piotrowskiej, takie traktowanie swoich dorosłych dzieci to ingerowanie w ich życie przy zastosowaniu różnych, często manipulacyjnych metod. – Nawet jeśli trudno jest się pogodzić z wyborami dzieci, które idą w zupełnie inną stronę, także w sprawach światopoglądu czy religii, to warto mieć świadomość, że to są ich wybory i to one będą ponosić ich konsekwencje – mówi psycholożka. – Wymuszanie określonego zachowania za pomocą groźby nieudzielenia pomocy finansowej, którą - jak rozumiem - wcześniej rodzice młodym obiecali, jest formą przemocy ekonomicznej.
"Mama namawia mnie na egzorcyzmy"
Maria i Radek znają się od trzech lat, mają już dwie córeczki: 2,5-letnią Matyldę i półtoraroczną Mariannę. – Zaszłam w ciążę miesiąc po tym, jak się poznaliśmy – opowiada 31-letnia Maria, która prowadzi niewielką szkołę językową na zachodzie Polski. – Nie zmartwiło mnie to, chciałam mieć dziecko. Radek, choć zaskoczyła go ta wiadomość, powiedział, że też się cieszy. Choć mieliśmy obawy, bo krótko się znaliśmy, postanowiliśmy spróbować być rodzicami i przede wszystkim być razem.
- Gdy mama Marii dowiedziała się o ciąży, niemal trzeba było wezwać pogotowie. Żyła w przekonaniu, że jej córka jest dziewicą i na pewno nie rozpocznie współżycia przed ślubem – ironizuje Radek, który prowadzi ze swoim ojcem zakład samochodowy. – Bardzo naciskała na ślub, oczywiście kościelny, co w moim wypadku nie wchodzi w grę. Jestem zatwardziałym ateistą i antyklerykałem.
Maria opowiada, że najpierw udawało im się mamę zwodzić. Że wezmą ślub, jak się urodzi Matylda. Potem, gdy Maria zaszła w drugą ciążę, mówili, że muszą poczekać na narodziny kolejnego dziecka. – To był błąd – przyznaje kobieta. – Moja mama, która jest fanatyczką religijną, czekała na dzień, w którym ochrzcimy dzieci i złożymy przysięgę małżeńską przed księdzem. A ten dzień nie nastąpi… W efekcie, mama zatruwa mi życie, dzwoniąc do mnie po kilka razy w tygodniu i namawiając na powrót do Boga, namawiając na egzorcyzmy, nawet na porzucenie Radka. Jej zdaniem odeszłam od Boga po tym, jak go poznałam. A to nieprawda. Od dawna nie wierzę i nie chodzę do kościoła. Kolejny błąd polegał na tym, że jak przyjeżdżałam do rodziców na niedzielny obiad, to szłam z nimi karnie na mszę. Nigdy im nie powiedziałam, że jestem niewierząca. Dla świętego spokoju trzymałam ten fakt w tajemnicy.
Maria przyznaje, że dla jej mamy gorszy od widma ślubu cywilnego jest brak chrzcin wnuczek. – Nie jest w stanie tego przeżyć, twierdzi, że nasze dzieci żyją w grzechu, że skazujemy je na wieczne potępienie – mówi smutno Maria. – Jest to dla mnie potwornie smutna sytuacja, ponieważ kocham mamę i widzę, że moje odejście od Kościoła jest dla niej prawdziwym dramatem. I nie wiem, czy istnieje tu jakieś dobre rozwiązanie.
- Sytuacja, w której znalazła się ta rodzina, jest z pewnością bardzo trudna – przyznaje Piotrowska. – Wydaje się, że interesy różnych stron są bardzo trudne do pogodzenia. Myślę, że ważne jest, by w takich sytuacjach zastanowić się, co jest dla nas ważne, w którym miejscu możemy iść na kompromis, a w którym nie. Warto jest też podjąć decyzję co do planów, podzielić się nimi z rodziną i postawić granicę. Sytuacja zawieszenia, a mam takie poczucie, że tutaj mamy z nią do czynienia, nikomu nie służy. Warto powiedzieć mamie w takiej sytuacji: to jest moja i mojego partnera decyzja, proszę uszanuj ją. Ona nie jest podjęta po to, by cię ranić, ale by żyć w zgodzie z naszymi wartościami. Rozumiem, że one są diametralnie różne od twoich, ale takie wyznajemy. I uprzedzić mamę, że jeśli będzie dzwoniła po to, by namawiać swoją córkę do zmiany decyzji, to ta nie będzie z nią na ten temat rozmawiać. Warto też zapewnić rodziców o swojej miłości i przywiązaniu.
"Uszanujcie nasz wybór"
Adam Jarczyński, partner w Polskiej Akademii Protokołu i Etykiety, który zawodowo zajmuje się m.in. etykietą biznesową i savoir-vivre, radzi by rozmowę z rodzicami na temat planów ślubnych rozpocząć z odpowiednim wyprzedzeniem. - Jeżeli rozważalibyśmy skorzystanie z wiedzy związanej z savoir-vivrem do (ujmując biznesowo) taktownego zarządzania całym procesem, to warto wziąć pod uwagę następujące kwestie:
Zobacz także
Czas. Im wcześniej podejmiemy temat i jasno określimy swoje stanowiska, tym zyskamy więcej czasu na oswojenie rodziców z naszym podejściem i planem. To z kolei stwarza przestrzeń do rozmów. Istnieje ryzyko, że osoby, które nie uznają innego wyjścia niż ślub kościelny, mogą nie dopuszczać innego (niż ich) zdania. Niemniej zaskakiwanie rodziców na ostatnią chwilę nie daje im możliwości przemyślenia, przyjęcia argumentów.
Forma. Sposób rozmowy o religii wymaga niezwykłej delikatności. Nie bez przyczyny jest to jeden z kilku tematów, którego nie poleca się w ramach small-talku z nieznajomymi. Rozmawiając z rodzicami jesteśmy w o tyle lepszej sytuacji, że ich znamy, choć to oczywiście nie przybliża nas do konsensusu. Forma to sposób, w jaki rozmawiamy, a więc taktownie będzie przedstawić sytuację, w której są dwa zdania, nie tylko nasze. Można powiedzieć: "drodzy rodzice, szanujemy wasze zdanie. Rozumiemy, że każdy może mieć własny pogląd na kwestie religijne, w związku z tym również prosimy, by uszanować także nasze decyzje. To przede wszystkim nasza uroczystość, jedyna w życiu i bardzo nam zależy, aby wyglądała tak, jak zaplanowaliśmy. Chcemy, by odbyła się zgodnie z naszymi przekonaniami i będziemy szczęśliwi, jeżeli to uszanujecie i weźmiecie w niej udział". W żadnym wypadku nie należy twierdzić, że nasze podejście jest tym jedynym, najlepszym i słusznym.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!