Blisko ludziRodzice ofiarami przemocy. Maria musiała założyć zamek w drzwiach do sypialni

Rodzice ofiarami przemocy. Maria musiała założyć zamek w drzwiach do sypialni

Maria nie była w pokoju syna od kilkunastu miesięcy. Nie chce wchodzić mu w drogę, bo widzi, że może być zdolny do wszystkiego. Już raz groził jej kuchennym nożem. "Zniszczyłam dziecku życie, jestem nieudolną matką. Może nigdy nie powinnam nią zostać" – skarżyła się.

Rodzice ofiarami przemocy. Maria musiała założyć zamek w drzwiach do sypialni
Źródło zdjęć: © 123RF
Klaudia Stabach

Przemoc domowa w każdym przypadku jest dramatem całej rodziny. Ofiarami najczęściej są kobiety, a sprawcami dorośli mężczyźni. Jak wynika z policyjnych statystyk w ubiegłym roku odnotowano 73 654 osób podejrzanych o przemoc domową, z czego aż ponad 67 tys z nich stanowili dorośli mężczyźni. Niestety zdarzają się też domy, w których to nieletni wchodzi w rolę kata. W 2018 roku policja odnotowała 303 tego typu przypadki. O takiej przemocy mówi się szczególnie niechętnie. Bici rodzice traktują ją jako życiową porażkę i bez wahania biorą na siebie całą winę.

Życie na tykającej bombie

Maria przez kilkanaście lat tkwiła u boku mężczyzny, który znęcał się nad nią na wszystkie możliwe sposoby. Po trzydziestce kobieta zaszła w ciążę, ale narodziny dziecka nie zmieniły agresywnego męża. Jedyne co uległo zmianie, to liczba jego ofiar. Oprócz żony regularny łomot dostawał również syn. Przerażona kobieta spakowała się w jedną torbę i uciekła z domu, gdy Damian miał 11 lat. Definitywnie odcięła się od przeszłości i próbowała budować z synem lepszą rzeczywistość w małym mieszkanku socjalnym, kilkaset kilometrów od ich oprawcy.

Starania kobiety na nic się zdały. Okazało się, że uciekła z piekła do piekła. Po niecałych pięciu latach Damian zaczął powielać zachowania ojca. Najpierw w niewybredny sposób obrażał słownie swoją matkę. Zwrot "ty kur.." słyszała częściej niż "dzień dobry". Do tego dochodziło wyśmiewanie i poniżanie: "Jesteś nikim, nic nie osiągnęłaś, przez ciebie jesteśmy biedni". Ale to Maria wstydziła się bardziej. Wstydziła się syna, którego kochała nad życie i który nigdy nie doświadczył z jej strony złego traktowania.

Teraz, z perspektywy czasu, kobieta twierdzi, że już nawet nie zauważa, gdy syn wyzywa ją od najgorszych, ponieważ w ich domu rozgrywają się o wiele bardziej przerażające sceny. Damian nie ma oporów przed pobiciem matki. Regularnie okłada ją po całym ciele, szarpie i popycha. Drobna kobieta nie jest w stanie uchronić się przed atakiem wysokiego, krępego 16-latka.

Będąc w mieszkaniu, kobieta czuje się, jakby siedziała na tykającej bombie. Nigdy nie wie, w którym momencie syn przyłoży jej pięść do twarzy. Damianowi nie potrzeba konkretnego powodu. Podchodzi, przyciska Marię do ściany i wymierza cios. Maria zazwyczaj osuwa się na ziemię i cicho płacze. Na tym kończy się jej reakcja.

Kobieta nie była w pokoju syna od kilkunastu miesięcy. Nie chce wchodzić mu w drogę, bo widzi, że może być zdolny do wszystkiego. Już raz groził jej kuchennym nożem. Lęk towarzyszy Marii nieustannie i do tego stopnia, że zamontowała suwak po wewnętrznej stronie drzwi swojej sypialni. Teraz jest w stanie chociaż zasnąć.

Kobieta popadła w depresję i nie widzi szans na zmiany. Po ucieczce z rodzinnej miejscowości straciła kontakt z bliskimi, ale nawet gdyby byli obok, to nie chciałaby opowiadać o wyczynach syna. Pierwszą osobą, która usłyszała, co dzieje się w jej domu, była konsultantka Niebieskiej Linii. Maria przyznała się jej, że uwierzyła w słowa Damiana i zaczęła obarczać się winą za całą sytuację. "Zniszczyłam dziecku życie, jestem nieudolną matką. Może nigdy nie powinnam nią zostać" – mówiła drżącym głosem do słuchawki. Dobijające myśli ciągle kotłują się w jej głowie. Już raz spróbowała odebrać sobie życie.

– Rodzice, którzy doświadczają przemocy ze strony dzieci, często czują się odpowiedzialni za całą sytuację i traktują ją jako swoją wychowawczą porażkę. To tabu, o którym mało kto ma odwagę mówić – tłumaczy Psycholog Ewelina Nęcka w rozmowie z WP Kobieta.

Konsultantka, do której odważyła się zadzwonić Maria, zdradza mi, że to bardzo świeża sprawa. – Dopiero niedawno ruszyła procedura Niebieskiej Karty – mówi.

W białych rękawiczkach

Przemoc nie jest wyłącznie przywarą rodzin, w których alkohol i bieda grały pierwsze skrzypce. To demokratyczne zjawisko. Niezależnie od wieku, płci czy pochodzenia każdy może jej doświadczyć lub być osobą, która ją stosuje.

Ania wychowywała się w rodzinie, której niejedna koleżanka skrycie jej zazdrościła. Ogromny dom, mnóstwo zabawek, fajny samochód taty i mama wykonująca zawód wzbudzający powszechny podziw. Idealne warunki na szczęśliwe dzieciństwo. Niestety nikt z jej rówieśników czy nauczycieli nie zdawał sobie sprawy, jak wyglądała rzeczywistość.

W domu władzę dzierżył ojciec. Mężczyzna agresywny i roszczeniowy. To on wydawał rozkazy i zarządzał budżetem domowym, który w zdecydowanie większym stopniu zasilała jego żona. Kobieta również robiła większą karierę zawodową, a to bardzo drażniło pana domu, w związku z czym była szarpana, popychana i bita każdego dnia.

Ania przez lata obserwowała brutalne zachowanie ojca i bierną postawę matki. Pod koniec nauki w gimnazjum nastolatka zaczęła naśladować zachowanie oprawcy. Schemat był podobny do tego stopnia, że matka słyszała z ust męża, jak i córki, dokładnie tak samo sformułowane wyzwiska: "Głupia, tępa s.ko". W biciu nastolatka niewiele odstawała od ojca. Szarpanie za włosy i brutalne popychanie szybko weszło jej w krew.

Któregoś dnia Ania zażądała pieniędzy na nowy telefon. Matka odmówiła i oberwała w tył głowy i plecy drewnianym krzesłem. Na szczęście dla niej ślady dało się zakryć ubraniami, więc godzinę później była już w pracy. Kobieta za wszelką cenę chciała ukryć rodzinny horror w obawie o utratę pozycji społecznej. Ludziom nawet nie przeszłoby przez myśl, że ludzie wykonujący powszechnie szanowany zawód mogą być traktowani w domu jak śmieci. I to przez własne dziecko.

Zresztą nie mogła pozwolić sobie na utratę pracy, bo była jedyną żywicielką. Mąż odszedł, gdy zauważył, że córka zaczęła odbierać mu naczelną pozycję domowego diabła. Dramat trwał przez dwa lata. Ania biła matkę, a matka wypierała z pamięci każdy cios. Wszystko wyszło na jaw w momencie, gdy nastolatka poszła do liceum i zaczęła opuszczać się w nauce oraz arogancko zachowywać wobec nauczycieli. To oni wzięli sprawy w swoje ręce i wystąpili z wnioskiem o kuratora, tym samym nieświadomie ratując życie matki Ani.

16-latka trafiła do jednego z zakładów poprawczych w Warszawie. Psycholog Anna Pasierbińska współpracowała z nią przez lata i przyznaje, że dziewczyna potrzebowała sporo czasu, zanim chociaż trochę zrozumiała swoje błędy. – Na początku tłumaczyła, że to wszystko wina matki, bo przecież pozwalała mężowi pomiatać sobą. Postrzegała ją jako nieudacznicę, której istnienie daje tylko jedną korzyść. Pieniądze – opowiada psycholożka.

Dziś Ania nie mieszka już w zakładzie poprawczym. Dziewczyna próbuje odnaleźć się w dorosłym życiu i stara się naprawić relacje z matką. Idzie jak po grudzie, ale zdaniem psycholożki widać poprawę. – Przestała się wstydzić za matkę. Teraz wręcz jest dumna z jej sukcesów zawodowych i zaczyna czuć szacunek – mówi pracownica zakładu.

Wychowywanie trwa krótko

Zdaniem psychologów rodzice muszą uświadomić sobie podstawową kwestię. Wychowanie ma ogromny wpływ na to, w jaki sposób dziecko postrzega świat, ale proces ten trwa pozornie krótko. Jasper Juul, duński terapeuta rodzinny i światowej sławy pedagog, dobitnie to tłumaczy. "Gdy dzieci kończą dziesięć lat, powoli wchodzą w wiek nastoletni. Cztery lata potem jest już za późno na wychowanie. Niestety, właśnie wtedy wielu rodziców próbuje w pośpiechu nadrabiać zaległości wychowawcze i naprawiać błędy. Takie turbowychowanie nie przynosi jednak spodziewanych rezultatów" – stwierdził w jednej ze swoich książek.

Psycholog Ewelina Nęcka w pełni podpisuje się pod tą teorią. – W okresie nastoletnim rodzice mogą wpływać na dziecko poprzez jakość ich relacji, jednak i tak bardziej nastolatków kształtuje np. środowisko rówieśników czy treści, które przyswajają w internecie – twierdzi w rozmowie z WP Kobieta. Ponadto nie każdy, kto doświadczył przemocy, będzie powielał schemat. Nie usprawiedliwiajmy zachowania trudną przeszłością.

W związku z tym nie można brać odpowiedzialności za zachowanie prawie już dorosłego dziecka. – Rodzice popełniają różne błędy wychowawcze, ale to nie oznacza, że mają być krzywdzeni – podkreśla Nęcka. – Zgłaszając sprawę np. na policję, nie można postrzegać tego przez pryzmat ukarania dziecka, ale jako próbę pomocy rodzinie. Nikt nie powinien tolerować przemocy, nawet gdy wymierza ją własne dziecko – dopowiada psycholożka.

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, zadzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (217)