Stracili rodziców na służbie. Dzisiaj mało kto interesuje się ich losem
– Zobaczyłam kruchą kobietę, która wykazuje się heroiczną postawą. Zaczęłam myśleć, jak wyglądałoby moje życie w takiej sytuacji. Nie wiem, czy podołałabym, będąc na jej miejscu – opowiada Marta Rowicka z fundacji wspierającej dzieci osób, które poległy na służbie.
Fundacja Dorastaj z Nami działa ponad podziałami. Wsparcie dostają nie tylko dzieci poległych żołnierzy czy strażaków, którzy przegrali z ogniem, ale również sieroty ratowników górskich oraz pracowników ośrodków pomocy społecznej.
Klaudia Stabach, Wirtualna Polska: Ryzyko wpisane w zawód żołnierza czy policjanta jest zrozumiałe, ale co może grozić urzędnikowi?
Marta Rowicka, Fundacja Dorastaj z Nami: Wydaje się, że taka osoba jedynie siedzi i przerzuca papiery, jednak mało kto zdaje sobie sprawę, że to do niej często ludzie mają pretensje o swój los. Małgorzata Kowalczyk była pracownicą ośrodka pomocy społecznej i została w nim brutalnie podpalona. Jeden z petentów wtargnął do pokoju, oblał ją benzyną i podłożył ogień. Kobieta osierociła dwóch nastoletnich synów.
W jaki sposób chłopcy wspominają mamę?
Na naszej wystawie "Dla Ciebie zginął żołnierz, strażak, policjant, a dla mnie tata" jedna z plansz przedstawia historię pani Małgorzaty. Na uroczyste otwarcie wystawy w Sejmie RP zaprosiliśmy jej synów – Tomka i Huberta. Po premierze trochę żałowałam decyzji. Chłopcy na widok zdjęcia i opisanej historii nie mogli opanować emocji. Chociaż niedługo minie pięć lat od śmierci ich matki, to widać było głębokie poruszenie. Miałam wyrzuty sumienia i poczucie, że za bardzo naruszyliśmy ich prywatność.
Mieli do pani pretensje?
Następnego dnia postanowiłam zadzwonić do ich babci i dopytać, jak się czują. Na szczęście ona mnie uprzedziła i łamiącym się głosem podziękowała. Chłopcy nie mogli uwierzyć, że ktoś poza ich rodziną nazwał ich mamę bohaterką. Do tej pory nikt tego nie zrobił.
Jakie Polacy mają podejście do ludzi, którzy zginęli na służbie?
Gdy w pożarze ginie strażak to przez jakiś czas jest bardzo głośno. Pojawiają się kondolencje od władz kraju czy zbiórki pieniędzy. Jednak szybko następuje cisza, a otoczenie, w którym żyją bliscy zmarłego, nie wie, jak się zachować. Babcia Tomka i Huberta przyznała, że sąsiedzi wolą przejść na drugą stronę ulicy niż porozmawiać. Być może chodzi im o odszkodowanie, które dostali albo o pieniądze ze zbiórki. Ludziom wydaje się, że to jest nie wiadomo jak wielka kwota, a przecież wychowanie dwóch nastolatków kosztuje.
Jaki rodzaj pomocy jest najbardziej potrzebny takim dzieciom?
Wsparcie psychologiczne. Trauma po śmierci rodzica może pojawić się nawet kilka lat od wydarzenia. Może również powrócić w najmniej spodziewanym momencie.
Mam wrażenie, że nagła śmierć bliskiej, zdrowej osoby jest najtrudniejsza do zaakceptowania. Czy da się pogodzić z taką stratą?
Ciężko. Często dzieci zadają mi pytanie, czy ich rodzic na pewno ich kochał, skoro poszedł do pracy, gdzie mógł w każdej chwili zginąć. Czasem mają też pretensje do drugiego rodzica, za to, że zgodził się na taki zawód partnera. Z kolei niektórzy zupełnie odcinają się od przeszłości lub usilnie szukają sposobów, aby metafizycznie być bliżej zmarłego rodzica.
Czyli postanawiają zostać policjantem czy strażakiem, tak samo jak zmarły tata?
Tak. Myślę, że około 20 proc. z naszych podopiecznych idzie tą ścieżką. Jednak nie zawsze jest to dobry wybór. W Fundacji Dorastaj z Nami mamy podopieczną, którą tata tuż przed wyjazdem na misję poprosił o zaopiekowanie się mamą i młodszą siostrą. Po jego śmierci dziewczyna za wszelką cenę chciała wypełnić wolę ojca i poszła do wojska, żeby być taka, jak on. Niestety psychika nie wytrzymała. Po pół roku dopadł ją stres bojowy i wylądowała w szpitalu psychiatrycznym.
Co pani odpowiada nastolatkowi, który chce iść w ślady ojca?
"Ok, próbuj". Wiem, że dla wielu jest to forma terapii. Poznając, co było ważne dla rodzica, możemy lepiej go zrozumieć i spróbować oswoić się z myślą o jego śmierci. Jednak, żeby uniknąć przykrych zdarzeń, nasi doradcy zawodowi starają się ukierunkowywać ich w taki sposób, żeby mieli poczucie satysfakcji, ale jednocześnie, żeby sami siebie nie zniszczyli. Syn jednego ze zmarłych żołnierzy chce zostać informatykiem… w wojsku.
Pomaga pani osobom, których rodzice wykonywali niebezpieczny zawód. Takie zajęcie z pewnością również nie jest łatwe. Jak sobie pani radzi, wysłuchując tylu traumatycznych historii?
Jest ciężko. Nie da się wyjść z biura i zostawić myśli za drzwiami. Jestem matką czwórki dzieci i często zastanawiam się, co ja bym zrobiła. Ostatnio ujęła mnie postawa wdowy po żołnierzu, który zginął w wypadku, wracając z pracy. Przed spotkaniem czułam, że to będzie trudna rozmowa, kobieta została sama z piątką dzieci. Żałowałam, że nie mieszkają gdzieś na drugim końcu Polski, bo wtedy nie musiałabym spotykać się z nią osobiście.
I rzeczywiście rozmowa okazała się trudna?
Nie tyle trudna, co poruszająca. Zobaczyłam kruchą kobietę, która wykazuje się heroiczną postawą. W tym całym swoim nieszczęściu i potrzebie przeżycia żałoby stara się myśleć przede wszystkim o dzieciach. O tym, żeby mogły w miarę normalnie funkcjonować. Zaczęłam myśleć, jak wyglądałoby moje życie w takiej sytuacji. Nie wiem, czy podołałabym, będąc na jej miejscu.
Żałuje pani podjęcia się tak trudnej pracy?
Nie raz myślałam sobie, że może lepiej dla mojej psychiki byłoby, gdybym poszła przebierać truskawki albo została maszynistą metra. Jednak relacje, które nawiązuję z dzieciakami czy ich matkami, oraz satysfakcja z niesienia pomocy, są bezcenne.
Wasze wsparcie jest nieocenione, ale jak można was wesprzeć?
Prosimy o wpłaty poprzez naszą stronę internetową lub bezpośrednio na konto numer 29 1030 1508 0000 0008 1545 4006. Zapraszamy także do współpracy firmy, które chciałyby pochylić się nad tak ważnym społecznie tematem. Bardzo zachęcamy do polubienia i udostępniania naszego fanpage'a. Im głośniej będzie na nasz temat, tym więcej zdziałamy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl