Rodzina Simsów daje radę
Ta jesień nie jest szara. Jest zła, męcząca, mroczna, zimna, ale nie jest nudna. Bo jakże tu się nudzić, kiedy cały ranek musisz skupiać się na tym, żeby głowa nie spadła ze zmęczenia do talerza. A Jadźka? Cały czas jak nowonarodzona.
Wstajesz, ubierasz siebie i dziecko, jecie śniadanie, zawozisz do żłobka, pracujesz. Wracasz, robisz obiad, sprzątasz, bawisz się, jesz, zasypiasz. Szczególnie jesienią, kiedy pewne rzeczy robi się bardziej mechanicznie niż zwykle, czujesz się jak bohater gry. Taki Sim, który na czas musi zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, ale o tych innych już nikt nie ma czasu pamiętać.
Tak naprawdę chciałabyś nacisnąć off i pójść spać. Przespać tę jesień, ten huczący wiatr, siąpiący deszcz i zimno na zewnątrz. Zimna, wietrzna, ulewna jesień przeszła nasze oczekiwania. Pojawiła się niespodziewanie, po pięknym wrześniu, w październiku postanowiła pokazać swoje pazury. Za oknem grad, śnieg, wiatr wyrywający drzewa z korzeniami, a nad morzem spacerują tylko amatorzy mocnych wrażeń. Ostatkiem sił znoszę takie różnice w klimacie – w głowie mam jeszcze piękne lato.
Jesień to krótkie dnie, w czasie których na nic nie znajduję czasu. Ledwo otworzę oczy, już trzeba je zamknąć, bo świat zaległy egipskie ciemności. Zapracowani z Tatką, wiecznie mijamy się na schodach, kiedy jedno gdzieś musi lecieć, a drugie zostać z Jadźką. Na nocne Polaków rozmowy nie ma zazwyczaj czasu, nawet w łóżku każdy marzy o tym, żeby jak najszybciej zapaść w sen. Brrr. Zła ta jesień, zła.
Kiedy byłam w liceum, ktoś podrzucił mi grę The Sims. Reguły były nieco zawiłe, ale cel gry był prosty: opiekować się swoimi Simami, nie pozwolić umrzeć z głodu, dbać, aby ich potrzeby fizjologiczne mogły być załatwione, dbać o kontakty międzyludzkie. I ja z Tatką przez tę jesień tak się dzisiaj czujemy. Mechanicznie wykonujemy pewne podstawowe czynności. O szóstej rano budzi nas Jadźka i nie ma mowy o przedłużeniu spania.
Niczym zombie przygotowujemy śniadanie, ubieramy się, czasem zdążymy jeszcze obejrzeć jakoś bajkę (Jadźka ogląda, my dosypiamy na siedząco udając, że świetnie się bawimy przy kolejnym odcinku Clifforda). Potem każdy z nas zajmuje się swoimi sprawami – Tatka do pracy, Jadźka do żłobka, ja do pracy w domu. Machina pracuje dobrze, ale zupełnie beznamiętnie. Dzień podobny do dnia. Jedynym nieprzewidywalnym elementem naszego życia, którego nie da się w jakikolwiek sposób zaprogramować, wyliczyć ani wyłączyć, jest Jadźka.
Dzięki niej czujemy jeszcze, że żyjemy i że dożyjemy następnej wiosny i lata, czyli dnia, kiedy to słońce będzie naprawdę słońcem, a nie jakąś niegrzejącą atrapą zawisłą na niebie. I chociaż nieprzewidywalność Jadźki nie zawsze jest fajną sprawą, sprawia, że przynajmniej są w nas jakieś tętniące emocje. Weźmy chociaż taki przykład. Jest północ, Tatka i ja idziemy grzecznie spać. Jaga śpi już od dwudziestej, teraz my mamy szansę na rozkosze snu pod ciepłą kołderką. Na figle nie ma już sił, więc zasypiamy jak dwie kłody w minutę dziesięć sekund.
O drugiej w nocy z pokoju obok dochodzi do nas krzyk: „Tato, Mamo! Śpicie? Ja nie śpię! Już dzień jest. Gdzie są moje kapciuchy?”. Nietrudno sobie wyobrazić, jak wielką dozę przerażenia wywołuje takie zaskakujące stwierdzenie, że twoje dziecko o drugiej w nocy nie jest już senne. Adrenalina skacze do gardła i skupiasz się maksymalnie, aby zrobić wszystko, dosłownie wszystko, aby znowu spała grzecznie jak aniołek. Czołgasz się do jej pokoju, siadasz na łóżku, na którym siedzi już ona, całkiem zadowolona. I choć oczy takie jakieś lekko przymknięte i ciało jakieś takie bezwładne, to widzisz, że dziecko jest zdeterminowane, aby zacząć już się bawić.
„Dziecko, jest środek nocy. Mama śpi, wykończona kompletnie, Tata śpi – wykończony kompletnie. Jutro rano, jak będzie jasno, to się pobawimy. A teraz śpij ładnie, bo wszystkie dzieci, ptaszki, zwierzątka i nawet babcia Marysia śpią jeszcze w swoich łóżeczkach. „Dobla” - daje się wreszcie przekonać, sapiąc z niezadowolenia kładzie głowę na poduszkę i za kilka minut słyszę, że zasypia (czyli się nie wierci jak opętana). Kiedy tylko niebo zmienia kolor z czarnego na granatowy, Jadźka stoi już przy łóżku z kapciuchami. „Już jest dzień, mama! Wstawaj, Tata, jest zabawa!”.
I tak oto ta jesień nie jest szara. Jest zła, męcząca, mroczna, zimna, ale nie jest nudna. Bo jakże tu się nudzić, kiedy cały ranek musisz skupiać się na tym, żeby głowa nie spadła ze zmęczenia do talerza. A Jadźka? Cały czas jak nowonarodzona. Jesień czy lato – ona musi mieć jakieś inne geny niż my...