Blisko ludzi"Rosły 14-latek codziennie nam zagraża". Adam ze względu na agresję nie został przyjęty do szpitala psychiatrycznego

"Rosły 14‑latek codziennie nam zagraża". Adam ze względu na agresję nie został przyjęty do szpitala psychiatrycznego

- Jak się okazuje, nasz syn nie zasługuje na pomoc, bo jest za bardzo zaburzony. Jego stan to wyłącznie nasz prywatny problem, a jeśli w tym stanie zrobi komuś krzywdę, to też będzie nasza odpowiedzialność – pisze mama Adama.

"Rosły 14-latek codziennie nam zagraża". Adam ze względu na agresję nie został przyjęty do szpitala psychiatrycznego
Źródło zdjęć: © Getty Images
Anna Podlaska

01.07.2021 09:14

Adam (imię zmienione) ma autyzm i niepełnosprawność sprzężoną. Agresywne zachowania wynikające z jego choroby spowodowały, że w kryzysie zdrowia psychicznego znalazła się cała czteroosobowa rodzina. Rodzice 14-latka czują się pozostawieni sami sobie i są na skraju wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Obydwoje pracują i jedyne czego chcą to dotrzeć do władz krajowych i lokalnych z apelem o pilne systemowe rozwiązania. Publikujemy fragmenty emocjonalnego wpisu matki chłopca.

Kiedy Adam wpadnie w szał?

Trudne zachowania chłopca są codziennością w tej rodzinie, w której wychowuje się jeszcze 10-letni brat Adama.

"Demolowanie przestrzeni, agresja wobec rodziców w domu, w czasie dowozu do szkoły i na ulicy, w stosunku do brata, zwierząt domowych. Ucieczki, natręctwa, przymus wykonywania dziwnych czynności po kilkadziesiąt razy (np. oglądanie chodnika czy zamykania drzwi), głośne krzyki do późnych godzin nocnych, kiedy się denerwuje. Syn potrafi mówić prostymi zdaniami, ograniczając się do podstawowych potrzeb życiowych, ale nie umie czytelnie komunikować swoich potrzeb. Nie wiemy, czy go coś boli, co mu konkretnie przeszkadza, czy jesteśmy w stanie coś zmienić, żeby poprawić jego komfort i samopoczucie" – pisze mama chłopca.

Dodaje, że pogorszenie jego kondycji psychicznej zaczęło być widoczne z tygodnia na tydzień od rozpoczęcia pandemicznej izolacji w marcu 2020 r.

"Brak zajęć, terapii i szkoły spowodował regres i coraz większe trudności w zachowaniu i codziennym funkcjonowaniu. W bardzo krótkim czasie stało się to nie do zniesienia. Ciągłe poczucie zagrożenia, lęku, czy i kiedy Adam wpadnie w szał – wpłynął destrukcyjnie na całą rodzinę. A przecież jednocześnie musieliśmy z mężem pracować" – tłumaczy.

Kobieta pisze, że sama jest pod opieką psychiatry. Mimo leków, nasiliły się u niej problemy z sercem. "Objawy przypominały atak serca: duszności, kołatanie serca, kłucia w klatce, trudności z oddychaniem, mdłości, zawroty głowy, nieustanny niepokój i wyczerpanie. Nie byłam w stanie wchodzić po schodach ani jeździć autem. Nie byłam w stanie pracować. Mąż także zaczął odczuwać silne napięcie nerwowe, które za skutkowało dotkliwą pokrzywką cholinergiczną, pojawiającą się w czasie silnego stresu. Brat Adama zaczął przejawiać objawy nerwicowe; w najgorszych momentach nieustanie zamykał i otwierał drzwi do swojego pokoju, musiał korzystać z pomocy psychologa. Chorowaliśmy wszyscy, bardzo poważnie" – wyjaśnia.

Nie ma pomocy

Matka chłopca pisze, że ten stan poprawił się kiedy Adam wrócił po przerwie do szkoły. W marcu 2021 roku niestety nastąpił niespodziewany nawrót silnych agresji. Kulminacją była sytuacja, w której Adam wpadł w taki szał, że zdemolował mieszkanie. Rodzina wezwała karetkę.

"Przy kolejnym ataku, który trwał ponad 2,5 godziny, wezwaliśmy karetkę. Przyjechała po blisko godzinie. Do tego czasu syn był tak wyczerpany, że się uspokoił. Poinformowaliśmy ratowników, co się stało i co się dzieje codziennie. Medyk zadał mi pytanie, jaka była intencja wezwania karetki, skoro pacjent jest spokojny. Po dłuższej rozmowie, w której musieliśmy przekonywać, że rosły czternastolatek codziennie zagraża naszemu bezpieczeństwu i że nie wiemy już, co robić, usłyszeliśmy, że obsługa karetki nie może zrobić nic poza dowiezieniem pacjenta do szpitala dyżurującego z dziecięcym odziałem psychiatrycznym" – pisze w poście matka 14-latka.

"Po sześciu godzinach oczekiwania na przyjęcie na SOR mąż dowiedział się, że nasze dziecko nie może być przyjęte, bo nie ma miejsc. W szpitalu przebywa wielu pacjentów po próbach samobójczych i taki trudny pacjent jak nasz syn może poprzez swoje zachowania (krzyki, skakanie, agresję itp.) zaburzać im proces zdrowienia. Dramat tamtych pacjentów jest bez wątpienia straszny, ale i my – czteroosobowa rodzina – też od wielu lat przeżywamy swoją tragedię i też oczekujemy pomocy" – pisze kobieta.

"Wypisano skierowanie "na cito" do innego miasta z oddziałem dziecięcym. Następnego dnia, kiedy tam zadzwoniłam, "cito" oznaczało styczeń 2022 r. Po wypytaniu mnie, z jakiego powodu dziecko trafiło na SOR, usłyszałam, że Adam może nie zostać przyjęty na oddział ze względu na agresję, bo utrudniałby pobyt innym. Załamana i zdenerwowana zapytałam, co mamy zrobić w tej sytuacji" – pisze załamana mama Adama.

Kończąc wpis dodaje, że czują z mężem bezsilność, wściekłość i frustrację.

"Stan psychiatrii dziecięcej jest tragiczny, a pandemia jeszcze bardziej go pogorszyła. Psychiatria środowiskowa, fachowe wsparcie psychologiczne i psychiatryczne blisko miejsca zamieszkania – to, jak widać, nawet w stolicy marzenie ściętej głowy. Po raz kolejny nam, rodzicom, dano do zrozumienia, że takie trudne dzieci jak nasz syn nie są warte żadnego wsparcia. Państwo postawiło na nich krzyżyk, równocześnie przekreślając ich bliskich. Jesteśmy wykluczeni" – kwituje kobieta.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (45)