Rozczesywanie dziecka to koszmar? Może mieć rzadką przypadłość
Cara i Tom McGowan długo próbowali rozczesać włosy swojej małej córeczki Taylor. W końcu poddali się. Cara nagrała filmik, w którym opowiada o diagnozie: ich córka ma syndrom włosów nie dających się rozczesać. Na świecie jest około stu przypadków opisanych przez naukowców.
"Mam włosy nie do rozczesania". "Czesanie włosów to dla mnie katorga" – skarżą się dziewczyny na forach internetowych, polecają maseczki i jedwab do włosów. "Katorga" to słowo, które często przychodzi na myśl również rodzicom małych dzieci, którzy próbują odstawić dziecko do przedszkola w przyzwoitym stanie, bez kołtunów i szopy na głowie.
A co na to naukowcy? Diagnozują Pili trianguli et canaliculi! Tak, to łacińskie określenie czegoś, co można nazwać zespołem włosów nie dających się rozczesać, a dosłownie: włosy trójkątne i kanalikowate. Włosy takie mają nietypowy, bo trójkątny przekrój z bruzdami – są więc zawsze jasne, błyszczące i... sterczą na wszystkie strony. Nie da się ich w żaden sposób ułożyć. Syndrom pojawia się w wieku kilku lat i z czasem włosy "uspokajają się". Po raz pierwszy zjawisko opisano we Francji w latach 70. XX wieku.
Chociaż zjawisko to nie powoduje żadnych stwierdzonych komplikacji, opisywane jest jako "schorzenie". Do tej pory zakładano, że dziedziczone jest recesywnie (to znaczy, że może się ujawnić w którymś pokoleniu i nie trzeba od razu oskarżać żony o zażyłość z listonoszem). Jednak zespół naukowców pod wodzą Reginy Betz z uniwersytetu w Bonn wie od niedawna coś więcej: wyodrębniono geny, które odpowiadają za "nierozczesywalność" włosów. Mutacja jednego z trzech genów: PADI3, TGM3 albo TCHH może sprawić, że nasze dziecko na przedszkolnej akademii nigdy nie zaprezentuje idealnej grzywki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl