Rozwiedli się. Po latach ich uczucie ożyło na nowo
Kiedyś bardzo się kochali, jednak ich związki nie przetrwały próby czasu. Mimo dzieci, wspólnego mieszkania i kredytu, wielu łączących ich przeżyć i doświadczeń, postanowili się rozstać. Po latach ich uczucie ożyło na nowo. Czy związek z byłym partnerem lub partnerką ma szanse przetrwać?
18.02.2022 | aktual.: 18.02.2022 14:37
Jak podaje "Family Court Review", czasopismo dla specjalistów prawa rodzinnego, nawet od 10 do 15 proc. wszystkich rozwiedzionych par godzi się i decyduje na ponowny związek z byłym partnerem lub partnerką. Specjaliści przebadali grupę 2484 rozwodzących się Amerykanów, którzy musieli wziąć udział w obowiązkowych warsztatach dla rodziców sprawujących opiekę nad dziećmi po rozwodzie.
Ankietowanym zadawano pytanie, czy widzą możliwość uratowania małżeństwa po wzięciu udziału w terapii par. Jedna na cztery osoby wyraziła przekonanie, że ich małżeństwo można jeszcze uratować, a w jednej na dziewięć par taką wiarę mieli oboje partnerzy. Trzy spośród 10 osób były zainteresowane pomocą psychologa.
Co najczęściej skłania byłych małżonków do powrotu? Jak podaje uznany amerykański serwis poświęcony zdrowiu psychicznemu Verywell Mind, najczęściej są to doświadczenie osobistego rozwoju. Do ponownego zejścia się byłych partnerów mogły doprowadzić więc umiejętność wybaczania partnerowi lub partnerce i świadomość, że wciąż jest się zakochanym w byłej żonie lub byłym mężu. Nie bez znaczenia są także pozytywne relacje z rodziną swojego byłego, świadomość, że samotne życie jest niesatysfakcjonujące i trudne, a także że rozwód nastąpił pod wpływem impulsu, a powody, dla których do niego doszło, były w rzeczywistości błahe i głupie.
"Oboje klniemy jak szewcy"
Ewelina pamięta, że zaczęło się od tego, że ich córce Mai zepsuł się komputer. Robert twierdzi, że znacznie wcześniej: gdy okazało się, że ich dawni znajomi, małżeństwo uznawane za idealne, rozpadło się. Ta wiadomość tak ich zelektryzowała, że zaczęli o tym plotkować przez internetowy komunikator.
– Robert mówi, że tak świetnie nam się gadało, że poczuł się znowu jak w domu – opowiada Ewelina, 46-letnia dziennikarka. Z Robertem rozstali się 14 lat wcześniej, a sąd orzekł ich rozwód równo 10 lat temu. – On wtedy jeszcze był w związku z Bożeną, partnerką, z którą spędził siedem lat. Wiedziałam jednak od dzieci, że nie układa im się dobrze, a Bożena, która miała problem z alkoholem, po kilku kieliszkach wina mówiła do dzieci, gdy te odwiedzały Roberta, że niedługo wróci do mamusi. Czyli do mnie. Nikt nie podejrzewał, że to, co mówi pijana babka, okaże się prawdą – Ewelina śmieje się pod nosem.
Ewelina i Robert byli razem siedem lat. Rozstali się, gdy dzieci były małe: Maja miała cztery lata, a Michał dwa. Zdaniem Eweliny to właśnie rodzicielstwo i podział obowiązków stały się zarzewiem konfliktu w małżeństwie.
– Byłam potwornie zmęczona, bo od urodzin Mai miałam poczucie, że jestem samotną matką. Wszystko było na mojej głowie – wspomina kobieta. – Robert nie chciał zajmować się dziećmi, moim zdaniem uciekał w pracę, zostawiając cały dom na mojej głowie. Chyba decydując się na dwójkę dzieci, nie mieliśmy świadomości, jak bardzo skomplikowanym logistycznie, wyczerpującym fizycznie i emocjonalnie zadaniem jest bycie rodzicami. Wzajemne pretensje, żale, niespełnione oczekiwania narastały cały czas.
W ogóle nie umieliśmy detonować tych bomb, którymi zaminowane było nasze życie. Ciągle się kłóciliśmy. Na dodatek dostałam wtedy świetną pracę, doskonale zaczęłam zarabiać, wynajęłam opiekunkę. Zaczęłam się zastanawiać: na co mi ten facet, który w niczym mi nie pomaga, nie zajmuje się dziećmi, całymi dniami jest nieobecny i jeszcze ma do mnie o wszystko pretensje. Kazałam Robertowi się wyprowadzić. I on to zrobił. Nie było żółtej kartki, rozmów, co możemy zmienić, jak pracować nad naszym związkiem, żeby było lepiej. Koniec to koniec. Po czterech latach wystąpił do sądu z pozwem o rozwód. Jego nowa partnerka tego zażądała - opowiada Ewelina.
Zobacz także
Zdaniem psycholożki i terapeutki Magdaleny Piotrowskiej, przyjście na świat dzieci to bardzo trudny moment dla związku. – Okazuje się, że para, która wiodła do tej pory beztroskie życie, w którym ich obowiązki ograniczały się tylko do spraw służbowych, a jedyna istotą, którą się musieli opiekować, są oni sami, wywraca się do góry nogami całkowicie – mówi Piotrowska.
– Jeśli partnerzy nie umieją odnaleźć się w tej sytuacji, wzajemnie się wspierać i rozwiązywać na bieżąco problemów, bardzo łatwo o zawiedzione oczekiwania i frustrację. Często za tę trudną sytuację obwiniają partnera lub partnerkę i skupiają złość na tej drugiej osobie. A to niestety droga donikąd.
Co sprawiło, że Ewelina i Robert postanowili znowu być razem? – Mimo upływu lat okazało się, że nadal bardzo się lubimy – mówi Ewelina.
– Nawet po rozwodzie mieliśmy dobry kontakt. Gdy emocje opadły, zaczęliśmy się normalnie komunikować, znacznie lepiej niż wtedy, gdy byliśmy razem. Nie żywiliśmy do siebie pretensji, nigdy nie walczyliśmy o dzieci; paradoksalnie po rozstaniu Robert zaczął się nimi znacznie więcej zajmować. Zdaliśmy sobie sprawę, że łączy nas bardzo dużo. Mamy podobne poczucie humoru, oboje klniemy jak szewcy, łączą nas wspólne zainteresowania.
- Co ważne, wyznajemy podobny system wartości, zgadzamy się w stu procentach co do tego, kto powinien, a kto nie powinien rządzić w naszym kraju. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale oboje chyba bardzo dojrzeliśmy i dzięki temu wiemy, na czym, a właściwie na kim nam zależy. Paradoksalnie, to trudna sytuacja dla naszych prawie dorosłych dzieci. Przyzwyczaiły się, że mama i tata są osobno, a teraz mają nas oboje na miejscu i chyba nie do końca umieją się w tym odnaleźć - zauważa Ewelina.
Tęsknota za domem
Paweł i Eliza rozstali się po 20 latach małżeństwa. – Okazało się, że wspólne życie, kredyt, dzieci tak bardzo nas wyczerpały, że nie mamy siły być dłużej razem – opowiada 53-letni ekonomista.
– Eliza nie chciała rozstania, ale ja miałem dosyć związku bez seksu, czułości i bliskości. Ona mówiła, że nie ma czasu na takie głupoty, bo dom, dzieci, praca pochłaniają ją tak bardzo, że na nic więcej nie ma siły. A ja chciałem w końcu pożyć, zwłaszcza, że nie musieliśmy już na wszystkim oszczędzać, mogliśmy podróżować, spotykać się z ludźmi, odbić sobie lata harówki. A ona wolała siedzieć w domu i oglądać seriale. W ten sposób odpoczywała, relaksowała się. Bardzo przytyła. Nasze drogi rozeszły się zupełnie. Zaczęliśmy spędzać czas osobno, mijać się, nie rozmawialiśmy tygodniami. Koniec końców wynająłem sobie mieszkanie i oznajmiłem jej, że odchodzę. Nie powiedziała ani słowa.
Paweł miesiąc po wyprowadzce poznał Dominikę, młodszą i atrakcyjną kobietę, która samotnie wychowywała córkę. – Przede wszystkim była przeciwieństwem Elizy. Szczupła, wysportowana, rozrywkowa – wspomina Paweł.
– Szybko wpadłem w wir zabawy, spotkań, wyjazdów, koncertów z gronem jej licznych znajomych. Zamieszkaliśmy razem. Jednak ileż można balować? Gdy nasze życie ze stanu wiecznej fiesty przeszło w stan – tak mi się wtedy wydawało – stagnacji – zatęskniłem za domem, za dziećmi, z którymi po wyprowadzce kontakty bardzo mi się rozluźniły. Na dodatek w moim nowym związku pojawiły się te same problemy, co w starym. Chyba wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest kwestia jednej czy drugiej partnerki, tylko moja, że ja też odpowiadam za to, co się dzieje między nami. Jakkolwiek idiotycznie to brzmi, ale dopiero po pięćdziesiątce doszedłem do tych, jakże dla mnie rewolucyjnych, wniosków.
Związek Pawła z nową partnerką rozpadł się, m.in. dlatego, że nie chciał rozwieść się z żoną. - Ona uznała, że skoro nie mogę się formalnie rozstać z Elizą, to chyba nie traktuję poważnie relacji z nią – opowiada Paweł. – Nie dziwię się jej teraz. Nie oferowałem jej niczego chyba też dlatego, że coraz bardziej tęskniłem za Elizą. Na szczęście, jak się później okazało, ona za mną też.
- Myślę, że powiedzenie, że pewne rzeczy docenia się dopiero wtedy, gdy się je straci, ma tutaj jak najbardziej zastosowanie – uważa Magdalena Piotrowska. – Czasami potrzebujemy tego, by wyjść z jakiejś sytuacji, stanąć z boku, by zobaczyć ją na nowo. Gdy jesteśmy w środku, nie widzimy wszystkich aspektów. Paradoksalnie odejście od żony czy męża może się okazać jedynym sposobem na docenienie związku, osoby, z którą się spędziło kawał życia, zbudowało dom. Rozstania czasami są dla pary szansą na zbudowanie od nowa relacji, lepszej, pełniejszej i dojrzalszej.
Jak to się stało, że Paweł i Eliza znowu są razem? – Zadzwoniłem do żony i powiedziałem, że chcę spotkać się z nią na mieście i porozmawiać, bo mam ważną sprawę – wspomina mężczyzna. – Nie owijałem w bawełnę, choć najpierw upewniłem się, że Eliza nikogo nie ma. Powiedziałem, że rozstanie na parę lat uświadomiło mi, że ją kocham i że chce z nią być. I zapytałem, czy widzi szanse na nasz powrót. Ona tylko spojrzała na mnie i powiedziała: tak.
Chociaż powody ponownego małżeństwa są różne w zależności od pary, część osób, gdy gniew opada, a frustracja znika, zdaje sobie sprawę, że w rzeczywistości tęskni za byłym współmałżonkiem. – Dotyczy to zwłaszcza tych par, które spędziły ze sobą wiele lat – mówi Piotrowska. – Potem byli małżonkowie zaczynają się zastanawiać, co mogli zrobić inaczej lub czy małżeństwo można było uratować. Niektórzy ludzie, zwłaszcza dojrzali, zadają sobie pytanie, gdzie popełnili błąd. Dopiero uświadomienie sobie tego daje szansę na niepowtarzanie błędów i praca nad tym, co wcześniej nie działało.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!