Ruszają kontrole w sklepach. Kasjerki mówią, jak dzisiaj wygląda sytuacja

Katarzyna i Weronika zawsze pracują z założoną maseczką, ale widzą, że Polacy coraz bardziej lekceważą przepisy. Kasjerki cieszą się, że w końcu policja weźmie sprawy w swoje ręce, bo one same mają już dosyć wysłuchiwania wulgarnych komentarzy.

Za brak maseczki grozi 500 zł kary
Za brak maseczki grozi 500 zł kary
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach

03.08.2020 16:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Przed weekendem Łukasz Szumowski, w rozmowie z Money.pl, ostrzegł Polaków, którzy bagatelizują rozporządzenia rządu i nie przestrzegają zasad, że niedługo mogą częściej spotkać ich za to kary. Minister potwierdził swoje słowa w poniedziałkowy poranek i tym samym wywołał ogromne poruszenie w sieci. "W kwestii noszenia maseczek nie ma wymówek. (..) Niestety, trzeba przypomnieć ludziom, że jest to obowiązujące prawo" – powiedział na antenie Polskiego Radia.

Kontrole będą przeprowadzane przez policję oraz służby sanitarne, a sprawdzani mają być nie tylko klienci ale również personel sklepu. Za brak maseczki w sklepie grozi mandat 500 złotych, a do tego w szczególnych przypadkach grzywna nawet do 30 tys. zł.

Zapytaliśmy pracowników supermarketów oraz mniejszych sklepów o ich zdanie na temat kontroli, oraz czy robiący zakupy rzeczywiście coraz rzadziej zasłaniają usta i nos.

Odgórny zakaz

Katarzyna P. z woj. opolskiego pracuje w sieci sklepów Dino i cieszy się, że ministerstwo postanowiło sprawdzać i karać osoby bez masek. – My nie mamy prawa tego zrobić, bo taki mamy odgórny przykaz. Centralna zabroniła nam upominać klientów. Stwierdzili, że nie możemy tego robić, żeby nie trafić na kogoś chorego, kto może poczuć się urażony uwagą i tym samym zniechęcić się do robienia u nas zakupów – wyjaśnia.

Katarzyna nie kryje poirytowania, widząc rozluźnienie wśród klientów. – Na początku było dobrze. Ludzie dezynfekowali ręce na wejściu, zakładali rękawiczki. Teraz nie zwracają uwagi na płyn, biorą bułki gołymi rękami, pchają się na siebie w kolejce – wylicza.

Takie zachowanie irytuje kasjerkę i jej starszą koleżankę, która czasem nie wytrzymuje i zwraca uwagę na niewłaściwe zachowanie. – Pani Basia ma 60 lat i cierpi na cukrzycę, więc nie dziwię się, że boi się zachorowania. Ostatnio zwróciła uwagę młodemu chłopakowi, że nie ma maseczki. Mogłaby być jego babcią. A on zaczął wrzeszczeć i wyzywać ją używając najgorszych przekleństw – wspomina Katarzyna. – Stanęłam w jej obronie, ale inni klienci w ogóle nie zareagowali. Stali i się patrzyli. Pani Basia mocno to przeżywała. Ma już swoje lata i męczy ją taki brak szacunku – dodaje.

Kasjerka zauważyła, że najbardziej roszczeniowe są trzy grupy osób. – Młodzież, damusie po pięćdziesiątce oraz panowie z brzuszkiem, dla których setka żołądkowej to priorytet – mówi. – Dobrze, że policja będzie ich upominać i karać. My wytrzymujemy w maseczkach, regularnie dezynfekujemy ręce i wszystko dookoła – podkreśla.

Wojna między klientami

Arogancją klientów jest zmęczona również 29-letnia Weronika S. Kobieta pracuje w małym sklepie w centrum Gdańska i z każdym dniem zauważa, że ludzie coraz bardziej się radykalizują. – Ostatnio wyszła awantura, bo klientka w maseczce upomniała drugą bez maseczki. Zaczęły się kłócić i trzeba było je uspokajać, no ale rację miała ta pierwsza pani – wspomina.

Weronika dostała przykaz od przełożonego, który boi się kar finansowych, aby zwracać uwagę każdej osobie, która wejdzie na teren sklepu z odsłoniętą twarzą. Często w odpowiedzi 29-latka słyszy agresywne odzywki. – To irytuje, ponieważ ja noszę maseczkę 45 godzin tygodniowo. Często źle się czuję, bo sklep mamy w piwnicy i bez klimatyzacji. Zdarza się, że jest mi bardzo duszno i kręci mi się w głowie, ale jakoś daję radę. Dlatego tym bardziej nie rozumiem osób, które mają problem, żeby założyć maskę na 10 minut – tłumaczy poirytowana.

Sprzedawczyni twierdzi, że jej 8-letnia córka ma wyrobione lepsze nawyki. – Nosi maseczkę w kieszonce i naturalnie wyciąga ją, gdy gdzieś wchodzimy i nie marudzi – mówi Weronika, która od razu dodaje, że dla niej noszenie maseczek ma sens ze względu na uchronienie się przed kolejnym lockdownem, a nie stricte przed wirusem.

– Gdy wybuchła pandemia, mój tata trafił do szpitala po udarze. Przez to całe zamieszanie nie zrobili mu zabiegu i otarł się o śmierć. Teraz żyje jak na tykającej bombie. Każda kolejna fala epidemii może znów doprowadzić do tego, że nie będzie leczony na czas. Nosząc maskę, myślę o takich osobach. Czy ja sama wierzę w wirusa? Ciężko mi powiedzieć. Nie znam nikogo, kto zachorował ani nikt z moich znajomych nie zna, ale obawiam się powtórki z tego, co było wiosną, czyli zamknięte szkoły, zakłady pracy, ludzie na bezrobociu, bieda – mówi.

Weronika popiera kontrole w sklepach, bo liczy, że dzięki temu ludzie zaczną sami się kontrolować i przestaną wymawiać się nieistniejącymi chorobami. – Oby tylko to nie odbijał się na pracownikach. Ostatnio byłam świadkiem sytuacji w piekarni, gdzie sprzedawczyni upomniała kobietę bez maski, a ta usprawiedliwiła się astmą. Chwilę później weszła do sklepu policja i zapytała kasjerkę, dlaczego są klienci bez masek. Sprzedawczyni wyjaśniła, a tamta klientka wyparła się wszystkiego, twierdząc, że nikt jej nie powiedział o konieczności zasłonięcia ust. Doszło do sprzeczki, ale w rezultacie wystawiono dwa mandaty – mówi gdańszczanka.

Zero wymówek

Łukasz Szumowski odniósł się do kwestii przeciwwskazań dotyczących noszenia maseczek. – Nie ma żadnych danych, które by mówiły, że noszona maseczka zmniejsza ilość tlenu, który dochodzi do człowieka – powiedział na antenie Polskiego Radia. Profesor dr hab. med. Robert Mróz potwierdza to stwierdzenie. – Ja również nie słyszałem o takich danych – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Minister zdrowia zaznaczył, że liczba medycznych przeciwwskazań do noszenia masek jest tak niewielka, że można policzyć je na palcach jednej ręki. Prof. Mróz doprecyzowuje. – Dotyczy to pacjentów z przewlekłą niewydolnością oddechową, czyli zazwyczaj chorych na zaawansowane postaci POChP bądź ciężką astmę niekontrolowaną. Te osoby rzeczywiście mogą mieć problemy z noszeniem maski, jednak w ich przypadku każde zaburzenie przepływu powietrza jest dodatkowym problemem – tłumaczy.

Ekspert jednocześnie podkreśla, że stwierdzona astma oskrzelowa nie może być z góry uznana za przeciwwskazanie. – Osoba, która ma astmę oskrzelową dobrze kontrolowaną, jest w pełni wydolna, tak samo jako zdrowy człowiek. Może zarówno uprawiać wyczynowo sport jak i nosić maseczkę – puentuje.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (1109)