Ryszard Kalisz broni żony. "Histeryczna siła" hollywoodzkiego bohatera
Prokuratura (i media) oskarżają żonę znanego polityka lewicy o prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Wyrok nie został jeszcze wydany, ale zachowanie mężczyzny jest wymowne. Jego postawa niektórym kojarzy się z rycerzem broniącym honoru swojej damy. Mi raczej z tzw. histeryczną siłą człowieka postawionego pod ścianą.
"Żona Ryszarda Kalisza prowadziła auto po pijanemu. W samochodzie było ich 3,5-roczne dziecko" – to zdanie stało się w sieci tak popularne, że wyskakuje w Google'u nawet na wyszukiwanie "Ryszard Kalisz samochód". A przecież związki polityka z motoryzacją są powszechnie znane: złoty jaguar, audi A6, a później range rover – koło pięćdziesiątki Kalisz dawał się zobaczyć w furach, które ewidentnie świadczyły... nie, niekoniecznie o kryzysie wieku średniego, raczej o świetnym samopoczuciu i męskiej pewności siebie mecenasa.
Oburzony w złotej limuzynie
Jego złota limuzyna, garnitury szyte na miarę i narzekanie na bieda-pensję posła wynoszącą 12 tys. zł (tak wytykał mu "Fakt") stały się szczególnie głośne w 2011 roku. W Polsce, podobnie jak na całym świecie, protestowali wtedy tzw. Oburzeni, a Kalisz pojawił się, by wesprzeć ich protest. Kampania była jednak wymierzona właśnie przeciw takim jak on: prawnikom, ekonomistom, bankierom i ogólnie polityce, prowadzonej przez dobrze umocowanych mężczyzn po pięćdziesiątce, których decyzje zrujnowały globalną gospodarkę i przyrodę Ziemi. A Kalisz jest właśnie jednym z takich dobrze umocowanych mężczyzn po pięćdziesiątce.
Te obrazki przychodzą do głowy z łatwością teraz, kiedy Kaliszowi przychodzi występować w nowej dla niego – na szczęście – roli: publicznego obrońcy jego zupełnie prywatnej żony. Ta rola zmieniła oblicze lewicowego polityka nie do poznania. Zachowuje się już nie jak wytrawny polityk i doświadczony prawnik; atakuje z furią, przemawia patetycznie, kontrataki wyprowadza w afekcie, nie znając litości dla dziennikarzy.
Trzeba w tym miejscu wziąć Ryszarda Kalisza w obronę. Zrobiło się o nim głośno, bo będąc gościem Bogdana Rymanowskiego w programie "Twarzą w twarz" w Polsat News pokazał swoje ludzkie oblicze. Przepytujący go dziennikarz naciskał, chcąc szczegółów, przez dziesięć minut pytając, czy żona Kalisza faktycznie była pijana za kółkiem i co mogło się stać tego feralnego dnia kilka tygodni wcześniej, kiedy, jak się dowiadujemy, pracownik stacji benzynowej wezwał policję do kobiety, która "nie czuła się pijana".
Polityk też człowiek
Ludzkie oblicze, czyli jakie? Ryszard Kalisz jest wytrawnym politykiem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Z pewnością zna mechanizmy politycznych gierek i intryg (argumentował zresztą, że jego żona padła ofiarą jednej z nich, o czym za chwilę). Potrafi zachować kamienną twarz w obliczu nawet najbardziej brutalnej dziennikarskiej indagacji. Z pewnością wie, że polityka to nie zabawa dla mięczaków, że zwycięża się w ciszy, a w telewizyjnym obrazku najlepiej wygląda opanowany, łagodny uśmiech. Kalisz, jakiego poznaliśmy – przez lata jedna z najważniejszych postaci po lewej stronie politycznej sceny – trzymał się tych zasad w sposób godny profesjonalisty.
Ale nie tym razem.
W studio u Rymanowskiego Kalisz walczy jak bestia. Unosi się, peroruje wściekły, powtarza się, mówi niewyraźnie. Z pewnością nie jest to najlepsza strategia wystąpień publicznych. Co każe wierzyć, że jest naturalna.
Ryszard Kalisz w swojej obronie żony wygląda trochę, jakby dostał nagle tak zwanej histerycznej siły. Jak kiedy drobna kobieta unosi samochód, który spadł z lewarków i przygniótł ukochanego męża. Albo kiedy (opisany w mediach przypadek) czterdziestoletnia matka walczyła w obronie dzieci z głodnym polarnym niedźwiedziem.
Walczy o miłość
Kalisz wchodzi tu trochę w rolę zarezerwowaną w Hollywood dla Liama Neesona do jego bohaterskich filmów sensacyjnych: jestem wojownikiem i wiem, jak dołożyć. Normalnie mam litość i znam konwencję genewską, ale kiedy porwałeś się na moją rodzinę... (ta groźba niech pozostanie w zawieszeniu).
Problem polega jednak na tym, że w gruncie rzeczy Kalisz musi rozumieć ten mechanizm. Ma przynajmniej częściowo rację, kiedy mówi, że atak wymierzony jest w niego. Nawet jeśli wezwanie policji do jego żony było słuszne – czego w tej chwili nie da się ocenić – nie zmienia to faktu: Dominika K., żona Ryszarda Kalisza, nie jest osobą publiczną, ale zainteresowanie nią wywołane jest przez nazwisko (nawet jeśli przedstawimy je jako inicjał, dość otwarcie drwiąc z prawa nakazującego anonimizację).
Nazwisko zaś jest ciekawe właśnie dlatego, że nosi je po (o trzydzieści lat starszym) mężu, który jest znanym politykiem. A jako wytrawny znawca politycznych gierek jej mąż wie, że takie chwyty w polityce się zdarzają i zdarzać się będą.
Dlatego też należało się po nim spodziewać kolejnego chłodnego, profesjonalnego wystąpienia, w którym podałby merytoryczne argumenty i powściągliwie zapowiedział wyciągnięcie najdalej idących konsekwencji z tej "brudnej politycznej intrygi" (znawcy mechanizmów tych intryg najchętniej bowiem powołują się na argument o ich niemoralności, kiedy tylko sami stają się ich ofiarami). Jeśli dał się tak bardzo wyprowadzić z równowagi, znaczy, że tym razem naprawdę obiektem ataków stało się coś (a raczej ktoś), co ma najcenniejszego. Ryszard Kalisz jako lew, broniący swojej lwicy? To naprawdę ekscytujący obrazek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl