Wspólnie uciekli z Auschwitz-Birkenau. Zakochanych spotkała straszliwa kara
Edward Galiński, nazywany przez kolegów Edkiem i Mala Zimetbaum w normalnych okolicznościach zapewne nigdy by się nie poznali. Oboje trafili jednak do Auschwitz-Birkenau, gdzie połączyła ich miłość. Ale ta historia nie miała szczęśliwego zakończenia. Okrutny los, jaki zgotowali im Niemcy, był przestrogą dla innych.
13.12.2023 | aktual.: 16.12.2023 13:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie wiadomo kiedy dokładnie doszło do pierwszego spotkania Edka i Mali. Według Francesci Paci, która w książce "Miłość w Auschwitz" opisuje historię tej pary, na pewno już w listopadzie 1943 roku "więźniowie zaczęli kojarzyć ze sobą ich imiona".
Nikt nie powiedział o nich złego słowa
Dwudziestoletni Edek był wówczas prawdziwym weteranem obozu. Do Auschwitz trafił w pierwszym transporcie polskich więźniów, który dotarł nad Sołę 14 czerwca 1940 roku. Dzięki pomocy innych osadzonych oraz zmysłowi do zajęć technicznych szybko otrzymał pracę jako obozowy mechanik oraz hydraulik. Posada zapewniała mu względne bezpieczeństwo oraz dawała możliwość poruszania się po terenie niemieckiej fabryki śmierci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mala wylądowała w Auschwitz-Birkenau ponad dwa lata później. Przywieziono ją w dziesiątym transporcie belgijskich Żydów. Dziewczyna przyszła jednak na świat w podkrakowskim Brzesku. Była o pięć lat starsza od Edka.
Dopiero jako dziesięciolatka wyemigrowała z rodzicami do Antwerpii. Po dotarciu do Auschwitz uniknęła natychmiastowej śmierci dzięki swojemu talentowi do nauki języków obcych. W obozie, gdzie trafiali Żydzi z całej niemal Europy, niezbędni byli tłumacze. Mala została jednym z nich.
Mimo że oboje znajdowali się w uprzywilejowanym gronie więźniów o większych niż przeciętnie szansach na przetrwanie, nie nadużywali swojej pozycji. Jak podkreśla Francesca Paci w książce "Miłość w Auschwitz", "jakkolwiek by się szukało, nie sposób znaleźć deportowanej, która rzuciłaby cień na opinię o Mali". To samo dotyczyło Edka.
Plan ucieczki z Auschwitz
Auschwitz-Birkenau to chyba jedno z ostatnich miejsc, które może kojarzyć się z miłością, a jednak Edek i Mala zakochali się w tym najgorszym miejscu na Ziemi. Po latach najlepszy przyjaciel Galińskiego, Wiesław Kielar, wspominał:
"Edek był zakochany, ktoś mógłby pomyśleć, że było to tam niemożliwe wśród dymiących kominów, inni pomyślą, że to odrażające. Lecz życie jest życiem, a oni pragnęli się nawzajem".
Również Mala nie kryła się ze swoimi uczuciami. Jednej z koleżanek zdradziła: "Zakochałam się, tak bardzo się zakochałam. Naprawdę się cieszę". Innej powiedziała: "Kocham z wzajemnością".
Ale w nazistowskiej fabryce śmierci, w której codziennie ginęły tysiące ludzi, nie było miejsca na miłość. Para doskonale zdawała sobie sprawę, że w każdej chwili mogą zginąć. Jedyną szansą była ucieczka.
Galiński i Kielar już od pewnego czasu ją obmyślali. Postanowili, że na wolność wyjdą przez główną bramę obozu w… mundurach esesmanów. Przebranie oraz broń miał dostarczyć za odpowiednią opłatą jeden z przychylnych więźniom strażników, Edward Lubusch. Załatwieniem niezbędnych papierów zajął się z kolei obozowy ruch oporu, z którym obaj mężczyźni byli związani.
Wiesław zostaje, Edek ucieka z Malą
Ostatecznie Lubusch zorganizował tylko jeden mundur, który miał założyć, mówiący biegle po niemiecku, Edek. Wiesławowi w nowym planie przypadła rola eksportowanego więźnia. Gdy jednak zbliżała się data ucieczki, stało się jasne, że Galiński wolałby widzieć u swego boku Malę. Kielar nie chciał rezygnować z szansy na wyrwanie się z piekła, ale ostatecznie zgodził się ustąpić miejsca ukochanej przyjaciela.
Edek i Mala zrealizowali swoje zamiary 24 czerwca 1944 roku. Bez problemu opuścili obóz i zanim strażnicy zauważyli ich zniknięcie, byli już daleko. Kierowali się ku granicy ze Słowacją. Przez trzynaście dni sprzyjało im szczęście, ale w czwartek 6 lipca wpadli w ręce niemieckich pograniczników.
Gdy Niemcy odkryli, że schwytana dwójka to uciekinierzy z Auschwitz, odesłali ich do obozu. Sadystyczny komendant Birkenau Josef Kramer postanowił przykładnie ukarać zakochanych. Ich los miał być przestrogą dla innych potencjalnych uciekinierów.
Nikogo nie zdradzili
Oboje trafili do pełniącego rolę obozowego aresztu osławionego bloku 11, "z którego prawie nikt nie wyszedł żywy". Podczas pierwszych przesłuchań, których celem było ustalenie, kto pomagał w ucieczce, sadyści z trupią główką na czapkach byli zaskakująco łagodni.
Szybko jednak pokazali swoje prawdziwe oblicze. Dzięki grypsom wysyłanym przez Edka wiadomo, że był on katowany żelaznym prętem. Także Mali nie oszczędzano. Jak pisze Francesca Paci w "Miłości w Auschwitz":
"Śledztwo prowadzi Wilhelm Boger, 'tygrys z Auschwitz', niesławny nazistowski oficer, którego zadaniem było tłumienie wewnętrznego ruchu oporu, znany z systematycznego uciekania się do takich tortur, jak 'huśtawka Bogera' – więźnia zawieszano na żelaznej żerdzi, przywiązawszy mu kostki do nadgarstków, aż w jego ciele przestawała krążyć krew".
"Boger dawkuje śmierć powolnie, sadystycznie, niewzruszenie, wiele jego ofiar próbuje popełnić samobójstwo po pierwszych racjach męczarni. Mala i Edek wielokrotnie stają na zmianę przed jego obliczem, lecz milczą".
Brutalne przesłuchania ciągnęły się tygodniami, ale nie wystarczyły, by złamać parę. Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za pomoc w ucieczce. Postawa Edka i Mali nie mogła jednak uratować ich samych.
22 sierpnia, a może 15 września?
Do dzisiaj nie jest jasne, kiedy dokładnie odbyła się egzekucja Mali. Najczęściej podaje się datę 22 sierpnia 1944 roku, ale jak zauważa Francesca Paci:
"Niektórzy twierdzą, że było to 21 lub 24, a może nawet później, 15 września. Wspomnienia o ich śmierci są zbieżne, ale nie szczegóły i daty. Na akcie zgonu, który zostanie wystawiony siostrze Mali, Jochce, i jej bratu Salomonowi w latach pięćdziesiątych, a także na tabliczce na domu w Antwerpii wypisano datę 22 sierpnia 1944 roku, ale wielu ocalałych, w tym Kielar, mówi o 15 września".
"Uwolniła ręce, żeby podciąć sobie żyły"
Nie ma też zgodności, co do metody wykonania kary. Część relacji mówi o powieszeniu, inne o planowanym spaleniu żywcem. Jedno jest pewne: młoda kobieta nie miała zamiaru spokojnie czekać na zgotowany jej przez Niemców los. Cytowana w książce "Miłość w Auschwitz" była więźniarka Marceline Loridan-Ivens po latach tak wspominała to, czego była świadkiem:
"Wszystkie Żydówki zebrano na placu obozu B. Malę przywieziono na wózku ciągniętym przez inne więźniarki, była ubrana na czarno, miała ręce za plecami. Komendant Kramer wykrzykiwał, co się nam przydarzy, jeśli uciekniemy, że na zewnątrz nikt nie uwierzy w nasze opowieści, a poza tym i tak żadna nie wyszłaby z obozu żywa. Był też drugi Niemiec, który ubliżał Żydom".
"Wtedy zobaczyłam kapiącą krew, esesmani rozmawiali i niczego nie zauważyli; może ktoś dał Mali brzytwę, a ona uwolniła ręce, żeby podciąć sobie żyły. Po chwili to spostrzegli, jeden z nich się odwrócił i chwycił ją za rękę".
"Mala uderzyła go w twarz, a potem, po francusku, odezwała się do nas: 'Uciekłam, żeby ujawnić światu, co dzieje się Żydom, nie dałam rady, ale koniec wojny jest bliski, musicie przeżyć, żeby przekazać świadectwo'".
Spalili ją żywcem?
Zachowały się również relacje, według których Mala po podcięciu sobie żył była zbyt słaba, aby cokolwiek wykrzykiwać. Nie jest także jasne, czy zachowała przytomność, gdy wieziono ją do krematorium. Francesca Paci w swojej książce przytacza różne wersje, na przykład:
"Ewa Feldenkreis twierdzi, że po drodze była w stanie odzywać się do współwięźniarek, dodawać im otuchy, przekonywać, że godzina rewanżu nastąpi niebawem. Niektórzy utrzymują, że zanim spłonęła, połknęła truciznę, którą ukrywała. Albo że jakiś litościwy esesman dał jej odpowiednią dawkę, a może nawet ją zastrzelił. Tak czy inaczej, Mala umiera".
Porządek musi być
Najprawdopodobniej tego samego dnia Niemcy zamordowali również Edka Galińskiego. Wszyscy są zgodni, że metodą egzekucji było powieszenie. On także nie chciał bezczynnie czekać na swój los. Zanim kierujący egzekucją esesman odczytał do końca wyrok:
"Edek chwyta linę. Błyskawicznie wkłada głowę w stryczek i kopniakiem usuwa stołek spod stóp. Kielar rozumie teraz słowa przyjaciela: naziści nie dostaną go żywcem. Rozpętuje się piekło. Edek wisi jak kukła, ale nadal żyje. Esesmani rozkazują kapo Juppowi Windeckowi, by poluzował sznur i ściągnął wisielca; nie może się zabić, szydząc w ten sposób z władz obozu".
Wszystko musiało odbyć się zgodnie z zasadami. Dopiero po odczytaniu wyroku w języku niemieckim i polskim nadszedł czas na egzekucję. Edek przed śmiercią próbował jeszcze zawołać "Niech żyje Polska", ale kat "ukróca jego okrzyk, zaciska pętlę. Słowo »Polska« gaśnie na sinych ustach, a ciałem wstrząsają drgawki, po czym się ono wyciąga i zawisa w pustce".
Mój syn mógł przeżyć
Epilog tragicznej historii Edka i Gali rozegrał się już po wojnie. Wiesław Kielar, który przeżył obóz, zgodnie z przedśmiertną prośbą przyjaciela pojechał do jego ojca, aby opowiedzieć mu, co się stało i przekazać pukle włosów zakochanych. Na miejscu nie czekało na niego ciepłe przyjęcie. Autorka "Miłości w Auschwitz" pisze, że:
"Stary Galiński nie chce słyszeć o dwóch puklach włosów owiniętych w papier zapisany pismem Edka, 'Mally Zimetbaum 19 880, Edward Galiński 531'. Nie zamierza słuchać. Jest wściekły na tę Żydówkę, bez której Edek wciąż by żył, jak żyją prawie wszyscy więźniowie polityczni, których nie zniszczyły choroby i przymusowe roboty".
Był wściekły także na obozowych kolegów Edka, "którzy według niego nie zrobili nic, aby odwieść go od tego pomysłu". Zrozpaczony śmiercią syna mężczyzna sam zmarł niedługo po zakończeniu wojny.
Czytaj też: Angielskie "domy grozy". Pacjentów przykuwano łańcuchami, wybijano im zęby, traktowano jak dzikie bestie
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl