Separacja – czy rzeczywiście może uratować małżeństwo?
Podstawową różnicą pomiędzy separacją a rozwodem wydaje się fakt, że kiedy małżonkowie decydują się na to pierwsze, często mają nadzieję ocalić związek. W przypadku rozwodu sprawa jest oczywista - nie chcą dłużej być ze sobą.
27.09.2012 | aktual.: 22.05.2018 14:03
Podstawową różnicą pomiędzy separacją a rozwodem wydaje się fakt, że kiedy małżonkowie decydują się na to pierwsze, często mają nadzieję ocalić związek. W przypadku rozwodu sprawa jest oczywista - nie chcą dłużej być ze sobą.
Separację można podzielić na tę orzekaną przez sąd i nieformalną (kiedy małżonkowie ustalają jej zasady wyłącznie między sobą). Bez względu na jej naturę, z psychologicznego punktu widzenia może mieć różnorakie znaczenie.
Wiele osób, które decydują się na czasowe rozstanie, próbując jednocześnie uniknąć rozwodu, wierzy, że dzięki separacji będą miały możliwość przemyśleć wszystko na chłodno, odpocząć. Takie rozwiązanie obu stronom daje znacznie większą przestrzeń – do działania i do myślenia. Partnerzy mogą poczuć, jak wyglądałoby ich życie, gdyby rzeczywiście doszło do rozwodu, a jednocześnie cały czas pozostaje furtka, by wrócić do tego, co było. Jednak podstawowym pytaniem, na jakie przed podjęciem decyzji o separacji powinni odpowiedzieć sobie małżonkowie jest: czemu ma ona służyć?
Jeśli jej celem jest próba odbudowania więzi, warto ustalić, jak będziemy nad tym wspólnie pracować. Ważne, by pomiędzy partnerami istniała regularna komunikacja. Najlepiej jasno określić, jak często będziemy do siebie dzwonić, pisać lub się widywać. Po pierwsze, pozwoli to uniknąć niepokoju i frustracji w przypadku, gdy jedna ze stron miałaby wrażenie, że partner odzywa się zbyt rzadko. Po drugie, jeśli w trakcie trwania separacji zauważymy, że mąż przestaje się trzymać ustalonych reguł, zdarza mu się, że zaniedbuje kontakt, może to być sygnał, że jego stosunek do próby ratowania małżeństwa się zmienił.
Nowa perspektywa, nowa sytuacja życiowa często sprawiają, że małżonkowie przebywający w separacji nawiązują kontakt na wielu płaszczyznach, których wcześniej między nimi nie było. Może okazać się na przykład, że pisząc do siebie maile stają się bardziej szczerzy, docierają do problemów, których przez dłuższy okres nie potrafili rozwiązać.
Na odbudowywanie więzi może wpływać fakt, że mają teraz kontakt w zupełnie innym kontekście. Spotykanie się co jakiś czas, umawianie na „randki”, rozmowy przez telefon – to rzeczy, których prawdopodobnie nie doświadczali w czasie, gdy małżeństwo zaczęło przechodzić kryzys. Teraz jest pora, by poczuć znów ich smak.
Podejmując decyzję o czasowym rozstaniu, powinno się określić jego ramy. Psychologowie uważają, że sześć miesięcy to optymalny okres, jeśli zależy nam na odbudowaniu związku. Jest to wystarczająco długo, by przepracować pewne problemy, a jednocześnie separacja nie przeradza się wtedy w stagnację.
Osoby, które decydują się na separację, chcą, by przyniosła im jedno z dwóch rozwiązań: albo wzmocnienie więzi z partnerem, albo całkowity rozkład związku. Kiedy rozłąka przeciąga się w czasie, może działać na niekorzyść. Odwlekanie decyzji dotyczącej tego, co zrobimy z naszą przyszłością, nie prowadzi do żadnych konstruktywnych zmian. Wręcz przeciwnie – może zwiększać ból obojga małżonków, bo jeżeli bardziej skłaniają się ku rozwodowi, ale ciągle brakuje im odwagi, by podjąć ku temu konkretne kroki, przedłużają tylko trudny okres oczekiwania na to, co nieuniknione. W takim przypadku łudzenie się, że może wydarzy się coś, co jeszcze ocali związek, jest zupełnie nieracjonalne.
Są osoby, które separację traktują jako etap przejściowy pomiędzy małżeństwem a rozwodem. Wierzą, że jeśli najpierw przestaną mieszkać z partnerem, łatwiej im będzie potem odejść na dobre, tj. zerwać wszystkie formalne więzy. – Separacja nie jest kończeniem czegoś małymi krokami – twierdzi Iwona Michalak-Jędrzejczak, psycholog z Konina. – Jeśli się na nią decydujemy, to często mamy nadzieję, że jakoś się wszystko ułoży i łatwiej będzie to można odwrócić niż rozwód.
Bez względu na to, czemu – w rozumieniu małżonków – ma służyć separacja, jest z nią związanych wiele pokus. Jedna z nich to zdrada. „Zrobienie sobie przerwy” może być rozumiane przez oboje lub jednego z partnerów jako okazja by sprawdzić, czy ktoś inny da im większe szczęście. Randkowanie z nowymi osobami oddala od siebie małżonków i nawet jeśli ostatecznie podjęliby decyzję, że chcą być razem, już zawsze będą pamiętali, że w czasie, gdy nadal byli w związku małżeńskim, pojawił się ktoś inny.
Bardzo duże znaczenie ma fakt, czy rozstajemy się okresowo ze względu na kłótnie i brak umiejętności dogadania się, czy na jakieś konkretne, bolesne zdarzenie, na przykład zdradę. W drugim przypadku separacja jest w dużym stopniu usprawiedliwiona, bo dla osoby skrzywdzonej przebywanie z partnerem pod jednym dachem może wydawać się w początkowym okresie zbyt trudne. Czasowe rozstanie jest szansą na poukładanie spraw na nowo, uporanie się z własnymi emocjami.
Natomiast kiedy nie ma jednoznacznej winy, ale czujemy, że małżeństwo się rozsypuje, że z jakiegoś powodu (którego często nie potrafimy nazwać) zaczynamy się od siebie oddalać, mamy do wyboru albo starać się spędzać z mężem jak najwięcej czasu, zabiegać o wspólny kontakt, albo od siebie odpocząć, przemyśleć wszystko na chłodno. Co jest lepsze? Zdaniem psycholog, Iwony Michalak-Jędrzejczak, zdecydowanie to pierwsze. - Chęć sprawdzenia, jak nam jest bez siebie, to często zgubne podejście. Na początku można dojść do wniosku , że nie brakuje nam partnera. Jeśli chcemy ratować związek, to lepiej zdecydować się na terapię par niż podejmować decyzję o separacji. Ona nie rozwiąże problemów, które przyczyniły się do rozpadu związku.
Jeśli jednak stoimy przed dylematem: separacja czy rozwód, a istnieje jakakolwiek szansa naprawienia więzi z partnerem (a także – bo to równie ważne – obopólna chęć ku temu), warto zdecydować się na mniej radykalne rozwiązanie. Odrobina czasu i zdystansowanie się do problemu mogą pomóc odzyskać to, co budowaliśmy przez lata. Kiedy natomiast separację traktujemy jako środek łagodzący przed czekającymi nas rozprawami rozwodowymi, znacznie lepiej rozstać się na dobre. Oszczędzimy sobie i partnerowi czasu, energii i nerwów. Oczekiwanie na coś, co nieuniknione, może być znacznie bardziej bolesne niż moment, w którym to nastąpi.
(ios/sr)