Slow seks, czyli orgazm to nie wszystko
Koniec z podziałem na grę wstępną i penetrację, dyskusjami o optymalnej długości członka czy obsesyjnym poszukiwaniem mitycznego punktu G. Nadchodzi czas slow seksu, który wbrew swojej nazwie wcale nie musi być bardzo powolny. Najważniejsze jest bowiem nawiązanie prawdziwego kontaktu z partnerem, eksperymentowanie i walka z rutyną.
31.03.2017 | aktual.: 01.04.2017 18:14
Polki coraz śmielej mówią o seksie, który przez lata uchodził za temat tabu. Potwierdzają to zaprezentowane niedawno wyniki badania przeprowadzonego pod kierownictwem prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza. Z opracowania „Seksualność kobiet. Raport 2016” wynika, że ponad trzy czwarte mieszkanek naszego kraju (dokładnie 76 proc.) ma potrzebę intymnych kontaktów przynajmniej raz w tygodniu. W podobnej ankiecie sprzed 12 lat ten odsetek wynosił zaledwie 52 proc.
Dla blisko 85 proc. badanych kobiet seks odgrywa bardzo ważną rolę. Tylko 7,5 proc. ankietowanych oceniło, że bez zbliżenia fizycznego mogą się obejść. Jednak równocześnie przybywa pań niezadowolonych ze swojego życia seksualnego. W 2005 r. aż 92 proc. Polek deklarowało, że satysfakcjonują je bliskie kontakty ze stałym partnerem. W 2016 r. entuzjastek było już tylko 71 proc. Rośnie za to liczba kobiet zdradzających swoich mężczyzn. Mieszkanki naszego kraju dwukrotnie częściej niż wcześniej przyznają się także do masturbacji.
– To rewolucja. Rewolucja szczerości wynikająca z upowszechniającego się przekonania kobiet, że „też mają prawo” oraz rewolucja seksualnej praktyki. Jak mąż czy partner zawodzi, poradzę sobie sama – tłumaczy w „Polityce” Lew-Starowicz.
Czy kobieta musi być naprawdę zdana na samą siebie? Co zrobić, gdy w naszym związku współżycie przestaje być przyjemnością i zmienia się w dość nudny, rutynowy obowiązek? Rozwiązaniem może być slow seks.
Niezgoda na bylejakość
Idea narodziła się podobno na początku XXI wieku we Włoszech na fali popularności wszelkich ruchów promujących „zwolnienie tempa” – slow life, slow food czy slow fashion. – W naszej konsumenckiej kulturze chodzi o to, aby szybko się z kimś przespać, a potem ruszać na kolejny podbój. Tymczasem znacznie większą rozkosz i przyjemność może dawać seks bez sprinterskiej pogoni za orgazmem, otwierający się przede wszystkim na zmysłowość – podkreśla Włoch Alberto Vitale, który uchodzi za twórcę pojęcia slow seks.
Podobnie jak slow food, który był protestem przeciwko „macdonaldyzacji” naszego życia, slow seks zrodził się z niezgody na bylejakość. Jego propagatorzy nawołują, byśmy zmienili nasze przekonania i postawę, a wydajność, pośpiech i powierzchowne sensacje zamienili na jakość i przyjemność.
– To oczywiście oznacza również zmiany w sposobie, w jaki będziemy uprawiać seks. Nie to, żeby od razu kochać się trzy godziny. Jeżeli ktoś z czasem do tego dojdzie, to znakomicie. Przecież wszyscy chcemy się kochać długo i mocno. Slow seks oferuje zestaw metod, które pozwalają uprawiać seks przez trzy godziny, ale również trzydzieści fascynujących minut. Bo najważniejsze, żeby nasz seks był jakościowy, uważny i świadomy” – podkreśla Marta Niedźwiecka, certyfikowany sex coach w głośnej książce „Slow sex. Uwolnij miłość”.
Podkreśla, że tym kontekście określenie "slow" nie oznacza tylko wolno, ale przede wszystkim - uważnie. Najważniejszy przekaz brzmi bowiem: robiąc różne rzeczy szybko, jesteśmy powierzchowni. Szybko jedząc, podróżując, uprawiając seks pomijamy to, co najważniejsze. Wpadamy w rutynę i działamy na autopilocie. A rutyna jest mordercą przyjemności i to ją trzeba przede wszystkim pokonać.
Przytulajmy się!
Zdaniem Marty Niedźwieckiej bardziej niż seksu brakuje nam często po prostu czułego dotyku. – By przeżyć, potrzeba nam czterech uścisków dziennie, by zachować zdrowie – ośmiu, by się rozwijać – dwunastu – wyliczyła kiedyś Virginia Satir, znana amerykańska psychoterapeutka. Nic dziwnego, że wiele osób przytulanie przedkłada nad seks, ponieważ zapewnia ono nie tylko przyjemność zmysłową, ale również poczucie bliskości, komfortu i bezpieczeństwa.
Dotyk kogoś bliskiego sprawia, że nasze serce zwalnia tempo i spada ciśnienie krwi. Gdy doświadczamy bliskości, organizm zyskuje odporność, lepiej radzi sobie z wirusami, a nawet komórkami nowotworowymi. Przytulanie działa jak tabletka przeciwbólowa, może być także skutecznym środkiem ułatwiającym zasypianie i głęboki sen.
Naukowcy zidentyfikowali też zmiany hormonalne, które tłumaczą dlaczego w późniejszym etapie związku mamy większą ochotę na przytulanie niż seks. We wczesnej fazie miłości „szaleją” w nas bardzo duże ilości neurotrofin – chemicznych przekaźników wysyłających sygnały do mózgu. U zakochanych kobiet rośnie również stężenie testosteronu.
Po kilku latach poziom neurotrofin spada, ale w wielu związkach nie powoduje to osłabienia więzi. Naukowcy odkryli, że może to być związane z aktywnością „hormonu przywiązania”, czyli oksytocyny. W największych ilościach występuje ona wśród par, które są ze sobą kilka lat. Dużo oksytocyny produkuje też organizm świeżo upieczonej mamy, co ułatwia kobiecie nawiązanie bliskiej relacji z nowo narodzonym dzieckiem. Hormon jest wytwarzany w trakcie dotyku. Oznacza to, że im częściej przytulamy bliską osobę, tym bardziej czujemy się z nią związani. Równocześnie obniża się poziom kortyzolu – hormonu towarzyszącego odczuwaniu stresu. Dlatego dzięki czułościom możemy łatwo uwolnić się od zgromadzonych napięć.
Przytulanie zapewnia nie tylko przyjemność zmysłową, ale daje również poczucie komfortu, bezpieczeństwa i posiadania bliskiego partnera. Wszystkie te korzyści są tak samo ważne dla jakości związku, jak stosunek płciowy.
Sting daje przykład
Idea slow seks głosi, by odrzucać schematy, czyli sztywne trzymanie się „harmonogramu” (najpierw gra wstępna, potem współżycie) albo dążenie za wszelką cenę do osiągnięcia orgazmu. Warto jak najwięcej eksperymentować, by lepiej odkryć zarówno siebie, jak i partnera. Możemy np. umówić się, że dotykamy się po całym ciele, ale omijamy strefy intymna albo stykamy się jak największą powierzchnią ciała, patrząc sobie cały czas w oczy. Głębokie spojrzenie może być bowiem dużo bardziej erotyczne niż pocałunek.
– Idąc na romantyczną kolację, korzystamy z niego jako wstępu do seksu. Tak budujemy atmosferę emocjonalną i zmysłową. Możemy użyć jedzenia jako seksu albo do oswojenia różnych technik seksualnych. Zjadamy, zlizujemy pokarmy z ciała, na przykład syrop z penisa, aby osłodzić fellatio. Karmienie się nawzajem tworzy bliskość i także jest niezwykle zmysłowe. Możemy w końcu użyć jedzenia do seksu w sposób jak najbardziej dosłowny – chociażby podłużnych owoców i warzyw, aczkolwiek repertuar nie musi się tu kończyć – radzi Marta Niedźwiecka.
W slow seks znakomicie wpisuje się koncepcja tantryzmu, bardzo cenionego m.in. przez Stinga. – Można uprawiać seks przez sześć godzin, ale w międzyczasie trzeba coś zjeść, obejrzeć film i błagać żonę o więcej – opowiada gwiazdor w jednym z wywiadów.
Zasady tantry, której korzenie sięgają nawet 4 tysięcy lat, są dość skomplikowane, ale za najistotniejszą regułę uchodzi dążenie do zjednoczenia przeciwstawnych pierwiastków, czyli mężczyzny i kobiety. Ogromną rolę odgrywają tu zmysły, wyobraźnia i emocje. Do orgazmu dochodzi się powoli, ponieważ naczelną wartością jest bliskość partnera.
Świetnym wstępem do seksu tantrycznego może być wspólna medytacja. Należy się położyć obok siebie, zamknąć oczy, zrelaksować i skupić na głębokim oddychaniu, najlepiej w jednym rytmie. Później rozpoczynamy „zabawę”, w którą obie strony powinny włożyć najwięcej energii i zaangażowania. Bardzo ważne są pocałunki, nie tylko w usta, warto nimi obsypywać całe ciało partnera. Nie unikajmy używania języka i delikatnych „ukąszeń miłosnych”. Równie istotny jest dotyk – od delikatnego głaskania po drapanie po wszystkich częściach ciała. Na których szczególnie warto się skupić? Masaż głowy wywołuje przyjemne odprężenie, niezwykłe doznanie zapewnia pieszczenie małżowiny usznej oraz miejsce za uchem, a także szyi czy karku – miejsc o szczególnej wrażliwości.
W seksie tantrycznym nie istnieje pojęcie wstydu. Szczególnie ceni się miłość oralną, stawianą wyżej niż klasyczny stosunek. Nie należy nastawiać się na orgazm czy popis sprawności fizycznej, lecz na wymianę energii i wzajemne zasilanie. Podczas igraszek nie zamykajmy oczu, wtedy doznania będą jeszcze mocniejsze.
Może zatem warto spróbować?