Spadkobiercy kłócą się o wszystko. Adwokat: reguła jest jedna
Czy jeśli matka na łożu śmierci uśmiechnie się do marnotrawnego syna, to wystarczy, by podważyć przed sądem jej testament, w którym go wydziedziczyła? O tym, o co kłócą się ludzie po śmierci najbliższych, opowiadają adwokatka Magdalena Korol i aplikant radcowski Konrad Cichoń z Kancelarii Creativa.
Katarzyna Trębacka: Czy obecne kłótnie o spadek po bliskich różnią się od tych sprzed 10-20 lat? Czy może spadkobiercy ciągle kierują się tymi samymi pobudkami?
Magdalena Korol: W kwestii pobudek czy motywów stojących za sporami spadkowymi zaryzykowałabym tezę, że pozostają one niezmienne nie tylko od 10 czy 20 lat, lecz od wieków. Jest to przede wszystkim chęć otrzymania części majątku po zmarłym krewnym – skoro bowiem prawo daje mi taką możliwość, dlaczego miałabym z niej nie skorzystać?
Do tego często dochodzą względy wynikające z osobistego wkładu spadkobiercy w powstanie majątku spadkowego – np. wieloletnia praca w rodzinnej firmie czy gospodarstwie rolnym – oraz szczególnej więzi ze spadkodawcą – np. nawiązanej z racji opieki nad nim w ostatnich latach życia. Świat jednak cały czas idzie do przodu i w innych sferach zmiany te są rzeczywiście dostrzegalne.
A cokolwiek w tym względzie się zmienia?
MK: Przede wszystkim wskazałabym na stale rosnącą wartość majątków podlegających dziedziczeniu. Oczywiście w większości przypadków nie są to fortuny, jednak w porównaniu do czasów PRL, kiedy nieruchomości czy znaczne sumy pieniężne dziedziczyli jedynie nieliczni, jest to zauważalny postęp.
Równolegle coraz więcej osób interesuje się kwestiami związanymi z dziedziczeniem i sporządza testamenty, aby oszczędzić bliskim sporów o majątek. Trzeba jednak zauważyć, że pod tym względem, zarówno liczby, jak i poprawności samych testamentów, pozostaje w naszym kraju jeszcze wiele do zrobienia.
Co jest obecnie najczęstszym przedmiotem sporów? Mieszkanie? Kawałek ziemi? Krowa? Czy nie ma reguły?
MK: Reguła jest jedna – spadkobiercy potrafią spierać się dosłownie o wszystko, nawet o rzeczy o niewielkiej lub żadnej wartości. Takie przypadki mają miejsce najczęściej wtedy, gdy na kwestie spadkowe nakładają się konflikty rodzinne, które w imię specyficznie pojmowanej dumy i chęci dogryzienia nielubianym krewnym nie pozwalają pójść na kompromis.
Zważywszy jednak, że to mieszkanie lub działka stanowią najczęściej lwią część całego majątku spadkowego, spory o nie są najczęstsze i najgorętsze, zwłaszcza że z reguły nie da się podzielić ich między spadkobierców w naturze, co można zrobić np. z ruchomościami i pieniędzmi.
Konrad Cichoń: Ze zwierzakami, zwłaszcza domowymi, bywa bardzo różnie – jeżeli nie przygarnie ich osoba, która zajmowała się nimi jeszcze za życia spadkodawcy, np. jego małżonek lub dziecko, spadkobiercy niestety często postrzegają je jako problem i nie chcą się nimi opiekować. Dla wielu starszych, samotnych osób, pies lub kot jest często jedynym towarzyszem, dlatego warto zawczasu zadbać o zabezpieczenie losu swojego podopiecznego na wypadek śmierci.
Zachowek jest zapisem w prawie, który wiele osób traktuje niesprawiedliwie. Uważa się często, że osoby wymienione w testamencie są w związku z tym pokrzywdzone? Znają państwo przykłady takich rozczarowań? Jak motywują je osoby rozczarowane?
MK: Kiedy spadkodawca świadomie postanawia pominąć w testamencie członków swojej najbliższej rodziny – do otrzymania zachowku uprawnieni są bowiem jedynie jego zstępni, rodzice i małżonek – zazwyczaj ma ku temu istotne powody, na które powołują się potem spadkobiercy testamentowi. Najczęściej dotyczą one zerwania więzi rodzinnej ze spadkodawcą i nieudzielania mu pomocy w chorobie lub starości.
W tych ostatnich przypadkach jako jedyny spadkobierca wskazywany jest zazwyczaj członek rodziny lub osoba niespokrewniona, np. sąsiad, pielęgniarka, która opiekowała się spadkodawcą w ostatnim okresie jego życia. Tacy spadkobiercy często mają żal do pozostałych członków rodziny, którzy o swoim krewnym poprzypominają sobie dopiero po jego śmierci i to wyłącznie z uwagi na możliwość otrzymania zachowku.
KC: Oprócz powyższych względów, za wyłączeniem najbliższej rodziny od dziedziczenia nieraz stoją przyczyny bardziej praktyczne. Przykładowo, jeżeli tylko jedno z kilkorga dzieci właściciela firmy lub gospodarstwa rolnego pracuje wraz z ojcem i przyczynia się do pomnożenia jego majątku, wyznaczenie go jako jedynego spadkobiercy jest niejako oczywiste. Tu najczęściej pretensje dotyczą konieczności podzielenia się częścią odziedziczonego majątku z krewnymi, którzy nigdy nie przyłożyli ręki do jego powstania.
Kto się najczęściej spiera o majątek? Dzieci zmarłej osoby?
MK: Można powiedzieć, że tak. Dziedziczenie w naszym kraju nadal najczęściej przebiega według reguł ustawowych, które jako pierwszą grupę spadkobierców wskazują właśnie dzieci i małżonka spadkodawcy. Ponadto, nawet jeżeli spadkodawca postanowi zmodyfikować te reguły sporządzając testament, najczęściej nie wyznacza spadkobiercy spoza tego kręgu, np. zapisując cały swój majątek tylko jednemu z dzieci. Czasami, gdy jedno z dzieci umrze przed spadkodawcą, do sporu o spadek mogą włączyć się także jego dzieci, czyli wnuki spadkodawcy.
Są osoby, które uważają, że im się należy więcej, bo, jak twierdzą, lepiej opiekowały się babcią, więcej czasu spędzały z matką. Jak prawnik radzi sobie z takimi nieprawniczymi argumentami?
KC: Wprawdzie w większości spraw takie argumenty w żaden sposób nie wpływają na wielkość spadku przypadającą każdemu ze spadkodawców, nie mają bowiem podstaw w przepisach regulujących dziedziczenie, jednak w pewnych szczególnych sytuacjach jest inaczej. Chodzi tu przede wszystkim o przypadki, w których spadkodawca pozbawia swojego krewnego zachowku, czyli go wydziedzicza ze względu na uporczywe niedopełnianie przez niego obowiązków rodzinnych, np. brak opieki nad wymagającym tego spadkodawcą.
Osoby wydziedziczone często zatem próbują w ten sposób podważać niekorzystną dla nich decyzję spadkodawcy. Zatem spadkobierca, czyli osoba, która musiałaby pokryć zachowek, jak najbardziej może przekonywać sąd w toku postępowania, że wydziedziczony krewny nie wspierał spadkodawcy i nie utrzymywał z nim kontaktów, a tym samym dzięki temu może obronić się przed koniecznością wypłaty zachowku.
MK: Niestety, w sprawach, w których spierają się między sobą wyłącznie spadkobiercy, powoływanie się przed sądem na szczególną więź ze spadkodawcą lub sprawowaną nad nim opiekę nie może w żadnym wypadku doprowadzić do przyznania jednemu z nich udziału większego niż wynikającego z ustawy albo testamentu.
Zapis windykacyjny miał być rozwiązaniem w polskim prawie, którego brakowało. Dzięki niemu osoba spisująca testament mogła jakiś składnik swojego majątku zapisać konkretnej osobie – działkę pod lasem przyjaciółce, która uwielbiała tam jeździć. Czy ten przepis funkcjonuje? Spełnia swoją rolę?
MK: Nie można powiedzieć, że jest to instytucja martwa, lecz nadal korzysta z niej bardzo niewiele osób. Zapis windykacyjny może być bowiem zawarty wyłącznie w testamencie sporządzonym w formie aktu notarialnego – nie można zatem umieścić go w testamencie spisanym osobiście, a takich testamentów nadal sporządza się w Polsce relatywnie mało. Ponadto, jeżeli nawet spadkodawca decyduje się na testament notarialny, zapis windykacyjny pojawia się w nim bardzo rzadko.
Pamiętam wyniki przeprowadzonej 3-4 lata temu wśród notariuszy ankiety, zgodnie z którą taki zapis został umieszczony jedynie w nieco ponad 6 proc. sporządzonych przez nich testamentów, z czego w przypadku 3 proc. przedmiotem zapisu było przedsiębiorstwo. To pokazuje, że edukacja społeczna w tej materii – i w materii dziedziczenia w ogóle – nadal jest bardzo potrzebna.
Najtrudniejszy, najdziwniejszy przypadek, z którym mieli państwo do czynienia…
MK: Pamiętam zażarty spór między rodzeństwem – bratem i siostrą – o spadek po zmarłej matce. Córka spadkodawczyni była jedyną spadkobierczynią testamentową, natomiast jej syn, ze względu na zerwanie kontaktów i prowadzenie się (narkomania, utrzymywanie relacji z przestępcami) został wydziedziczony. Sama sprawa może nie jest tak niezwykła, ale argumenty, jakie syn podnosił w sprawie o zachowek, już tak. Twierdził on mianowicie, że matka przebaczyła mu wszystkie winy, o czym miał świadczyć fakt, że gdy tuż przed śmiercią odwiedził ją w szpitalu, ta… uśmiechnęła się do niego – nie mogła już bowiem mówić.
Tu konieczne jest wyjaśnienie, że jeżeli spadkodawca przed śmiercią przebaczy wydziedziczonemu spadkobiercy, wydziedziczenie staje się bezskuteczne, choćby nadal było zawarte w ważnym testamencie. Choć opisywane zdarzenie faktycznie miało miejsce, nie sposób uznać go za akt przebaczenia, gdyż z działania spadkodawcy musi wyraźnie wynikać, jakie konkretnie przewinienia chce uznać za niebyłe. Tu tej pewności nie było, dlatego sąd oddalił roszczenia syna.