ModaStylista - wymarzony zawód?

Stylista - wymarzony zawód?

Stylista - wymarzony zawód?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
16.09.2010 12:21, aktualizacja: 17.09.2010 11:28

Życie w otoczeniu gwiazd, realizacja swojej pasji, stroje najlepszych projektantów do dyspozycji - to brzmi jak spełniony sen niejednego miłośnika mody. Zawód stylisty niewątpliwie budzi pożądanie, zwłaszcza, że daje perspektywę prestiżu i niemałych zarobków. Jednak nawet wymarzona praca zawsze wiąże się z pewnym wysiłkiem i ma swoje ciemne strony. Przyjrzyjmy się kulisom zawodu stylisty.

Życie w otoczeniu gwiazd, realizacja swojej pasji, stroje najlepszych projektantów do dyspozycji - to brzmi jak spełniony sen niejednego miłośnika mody. Zawód stylisty niewątpliwie budzi pożądanie, zwłaszcza, że daje perspektywę prestiżu i niemałych zarobków. Jednak nawet wymarzona praca zawsze wiąże się z pewnym wysiłkiem i ma swoje ciemne strony. Przyjrzyjmy się kulisom zawodu stylisty.

W świecie gwiazd wizerunek jest dobrem na wagę złota: umiejętność efektownego zaprezentowania się może wręcz przeważyć o karierze człowieka kina czy estrady. Życie pod czujnym okiem mediów oznacza, że każdy wybór stroju, makijażu, uczesania staje się znaczący, wszak będzie podlegać ocenie publiczności. Modowa samowola niekoniecznie wychodzi sławom na dobre - nie każdy jest w końcu Kate Moss.

W ostatnim czasie głośno jest o nastoletniej gwiazdce Taylor Momsen, która porzuciła aktorstwo dla kariery rockmanki. Zmiana zainteresowań zawodowych pociągnęła ze sobą decyzję o rezygnacji ze wsparcia stylistów, co niekoniecznie wyszło młodej celebrytce na dobre. Niedbały, niby grunge'owy styl i makijaż sprawił, że szybko przylgnęły do niej etykietki „nieudanej kopii Courtney Love” i „dziewczyny - pandy”.

Oddanie się w fachowe ręce doświadczonego stylisty pozwala uniknąć tego rodzaju wizerunkowych katastrof. Wiedzą o tym nie tylko gwiazdy, ale i politycy, przedsiębiorcy, czy zwykli obywatele, którzy zauważają, że prezencja liczy się w drodze do sukcesu. Dobry wizerunek jest dziś w końcu towarem jak każdy inny.

Boom na profesjonalną stylizację gwiazd jest fenomenem lat 90-tych. Wcześniej styliści zajmowali się głównie doborem strojów do sesji mody. Dana Thomas w swojej książce Deluxe analizuje rozwój tej niszy rynkowej i zauważa, że ewolucja zawodu stylisty to wynik trendów panujących w świecie kina. Koniec ery hollywoodzkiego glamour sprawił, że w latach 60. boginie kina w sukniach spod igły zmieniły się w zwykłe śmiertelniczki. „Projektanci kostiumów filmowych stali się gatunkiem na wyginięciu”, pisze Thomas. Bez doradców w rodzaju legendarnej Edith Head, która nie tylko dobierała niezwykle trafione kostiumy filmowe, ale i służyła radą gwiazdom kina, aktorzy i aktorki musieli radzić sobie sami. Nie zawsze z dobrym skutkiem.

W roku 1989 Demi Moore zdecydowała się na karkołomny krok zaprojektowania własnej kreacji, która była połączeniem spodenek kolarskich z cekinowym trenem. Rok później na ceremonii rozdania Oscarów Kim Basinger wystąpiła w srebrnej sukni własnego projektu, przypominającej kosmiczną bezę. Media i projektanci załamywali ręce nad nieszczęsnymi gwiazdami, jednocześnie chwaląc świetny wybór Michelle Pfeiffer, która skorzystała przy doborze oscarowej kreacji z pomocy domu mody Armani.

Od tego momentu należy liczyć historię bliskich związków projektantów, stylistów i gwiazd. Doskonale dobrany strój oznacza korzyści dla wszystkich: wyższy prestiż dla gwiazdy, nowe zlecenia dla stylisty i wzrost zainteresowania daną marką. W roku 2002 sensacją stał się mało znany wówczas libański projektant Elie Saab – suknię jego projektu na wręczeniu Oscarów nosiła Halle Berry. Wybór stylisty Philipa Blocha okazał się być strzałem w dziesiątkę. Dziś Elie Saab jest jednym z ulubionych kreatorów Hollywood. Zielona suknia Versace, którą Andrea Liebermann zaproponowała Jennifer Lopez na ceremonię Grammy w roku 2000, szybko stała się kreacją – ikoną i przyspieszyła karierę Lopez, wówczas dopiero z debiutancką płytą na koncie.

Mechanizm działa jednak w dwie strony. Sprawny stylista pomaga wywindować gwiazdę na szczyt, ale zaledwie jeden fałszywy krok może przyczynić się do jej medialnej porażki. Krytyka kreacji w mediach może oznaczać, że pora żegnać się z karierą w branży. „Sądne dni”, czyli rozdania Oscarów czy Grammy, każdemu mrożą krew w żyłach. Konkurencja jest niewyobrażalna, co czyni zawód stylisty jednym z najbardziej stresujących w showbiznesie.

Najwytrwalszych i najskuteczniej rozpychających się łokciami czeka fortuna i sława. Styliści z górnej półki sami cieszą się statusem gwiazd. Wystarczy wspomnieć Patricię Field, która zasłynęła doborem strojów do „Seksu w wielkim mieście”, czy osławioną superstylistkę Rachel Zoe, za której sprawą w Hollywood zaroiło się od doskonale ubranych, lecz wychudzonych i autodestrukcyjnych gwiazdek w rodzaju Lindsay Lohan czy Nicole Richie. Ta ostatnia zrezygnowała ze współpracy z Zoe twierdząc, że po udanej walce z anoreksją i narkotykami „musi otaczać się pozytywnymi ludźmi”, a legendarnie toksyczna stylistka do takich jej zdaniem nie należy.

Rachel Zoe nie wydaje się przejmować takimi przypadkami, nie może bowiem narzekać na brak powodzenia. Jej życie jest skrojone na miarę w każdym calu, od superszczupłej sylwetki po partnera jak z obrazka. Styliści-celebryci stanowią jednak bardzo niewielki procent w zawodzie, reszcie pozostaje codzienna, wyczerpująca praca. Dobre relacje z klientem to podstawa, dlatego stylista powinien być w gotowości niemal 24 godziny na dobę. Wojna o najlepsze kreacje i strach o to, jak zostaną ocenione to powszedni chleb stylisty za oceanem.

Zostawmy jednak Hollywood. W Polsce zawód stylisty, mimo szybkiego rozwoju rynku w ostatnich latach, nadal jest relatywnie nowy. Oznacza to oczywiście duże pole do popisu -raczkujący rynek nie jest jednak wolny od niedoskonałości. Problemy są całkiem innej natury, niż za granicą.

- Polskie gwiazdy tłumnie zatrudniają sztaby stylistów, niekiedy nie wychodzą na tym za dobrze, bo bezmyślnie podporządkowują się wizji artysty, nie informując o swoim sposobie bycia i pomyśle na własne ja - wyglądają wtedy sztucznie - mówi Aleksandra Lubczańska, stylistka Lusty.pl.

Bycie stylistą w Polsce oznacza jednak przede wszystkim mierzenie się z uprzedzeniami, niechęcią do „fanaberii” za jaką uchodzi czasem konsultacja w sprawie wizerunku. - Nieufność ludzi, brak chęci do zmian, wszyscy myślą: jakoś przecież wyglądam - ale kiedy mają wyglądać naprawdę dobrze? Właśnie tu i teraz, a nie za pięć lat, czy za rok - dodaje Aleksandra Lubczańska.

Aby zostać stylistą, niekoniecznie trzeba kończyć szkołę kierunkową. Choć teoria jest pomocna, kompetencje buduje się przede wszystkim przez doświadczenie i praktykę. - Z pewnością wszelkie szkolenia dotyczące analizy kolorystycznej, analizy sylwetki itp. są wskazane, najlepiej w różnych miejscach, aby poznać różne punkty widzenia. Nie jest to jednak wymóg bezwzględny. Ja na przykład zaczynałam dekadę temu od ubierania grona znajomych, projektowania pojedynczych egzemplarzy ubrań - tak poznawałam sylwetki i zasady, jakimi rządzi się stylizacja. Jednak ciągle szukam, badam i staram się poszerzać wiedzę w tej dziedzinie - wspomina Małgorzata Kusper, stylistka Goshafashion.com.

A zatem wytrwałość, chęć uczenia się, talent i przysłowiowy „nos” to pakiet startowy dla potencjalnego stylisty. Jakie cechy charakteru przydają się jeszcze w zawodzie? - Odporność na stres, zorganizowanie, duże wyczucie sytuacji, osoby, tematu - mówi Małgorzata Kusper - W pracy z gwiazdą potrzebna jest zdecydowanie większa kreatywność, ponieważ od takiej stylizacji wymaga się większej spektakularności, która z kolei lepiej żeby pozostała w ryzach w przypadku ubierania polityka. Od polityka wymaga się profesjonalizmu i jego ubiór powinien taki być, stąd tutaj niezbędna jest bazowa wiedza z dziedziny dress code’u. Z kolei w przypadku osoby prywatnej trzeba znaleźć takie rozwiązania, aby były praktyczne do zastosowania zarówno w pracy, jak i w życiu codziennym.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (29)
Zobacz także