Szukam „bardzo osobistej asystentki”
„Młody manager poszukuje (bardzo) osobistej asystentki i pomocy biurowej. Wynagrodzenie i dostępność do ustalenia. Proszę o kontakt w sprawie szczegółów” - to tylko jedno z dziesiątek ogłoszeń tego typu, które można znaleźć niemal w każdym serwisie pośrednictwa pracy.
10.10.2012 | aktual.: 10.10.2012 16:50
„Młody manager poszukuje (bardzo) osobistej asystentki i pomocy biurowej. Wynagrodzenie i dostępność do ustalenia. Proszę o kontakt w sprawie szczegółów” - to tylko jedno z dziesiątek ogłoszeń tego typu, które można znaleźć niemal w każdym serwisie pośrednictwa pracy. Czy za tajemniczym sformułowaniem „bardzo osobista asystentka” czai się niemoralna propozycja?
Klikam „odpowiedz na ogłoszenie” i wysyłam do potencjalnego pracodawcy lakoniczną wiadomość: jestem zainteresowana, proszę o więcej szczegółów, zdjęcia i CV wyślę w następnym mailu. Jest tuż przed północą, odpowiedź dostaję po kilku minutach.
„Oferowana praca ma dwojaki charakter. Po pierwsze i najważniejsze jest utrzymanie prac biurowo-administracyjnych: pilnowanie, by zakupy do biura były zrobione, by ludzie wystawiali na czas faktury, ściąganie faktur od jakichś dostawców, zawiezienie faktur i umów do księgowości, załatwianie różnych biurowych potrzeb, pilnowanie by nie zmarły nam wszystkie kwiatki ;) i takie różne... Po drugie jest bycie moją bardzo osobistą asystentką i poświecenie mi paru chwil :P. Jakie są Twoje preferencje?”.
Dodatkowo mężczyzna podsyła link do ogłoszenia - bardziej szczegółowego niż w zwykłym serwisie pośrednictwa pracy i umieszczonego na stronie internetowej, której charakter nie pozostawia cienia wątpliwości. „Mam 32 lata, jestem wysportowanym, przystojnym mężczyzną z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie”, dodaje tym razem manager. Mogę się przy okazji zapoznać z listą jego „preferencji i upodobań”, w tym seksem grupowym i oralnym bez zabezpieczenia.
Wycieczka w tropiki za „dyskretny układ”
O tym, że w niektórych firmach czy branżach droga do kariery wiedzie przez łóżko, wiadomo nie od dziś. Kilka lat temu ogólnokrajowe media prześcigały się w przedstawianiu kulis tak zwanej seksafery w Samoobronie. Sprawa ucichła, ale niesmak pozostał, bo co jakiś czas lokalne gazety ujawniają przypadki molestowania w pracy i składania przez właścicieli firm czy osoby na stanowiskach kierowniczych niemoralnych propozycji swoim podwładnym.
Ostatnio jednak coraz częściej pojawiają się doniesienia o ogłoszeniach, w których już na wstępie potencjalny pracodawca zaznacza nietypowe warunki zatrudnienia. Kilka chwil przetrząsania internetu wystarczy, by przekonać się, jak wielu prezesów szuka „bardzo osobistych asystentek”, gotowych na „dyskretny układ” i „częste wyjazdy służbowe”. Kuszą też bajecznymi warunkami: pensja znacznie wyższa niż średnia krajowa, służbowy samochód, prezenty, wspólne zakupy, zagraniczne wycieczki. „Zwykła” asystentka może o takich luksusach najczęściej tylko pomarzyć.
Tak jak Ewa z Krakowa. Ma duże doświadczenie w pracy na stanowisku asystentki, ale wciąż szuka zatrudnienia. Podkreśla, że interesuje ją praca w biurze, nie w łóżku szefa po godzinach. - Gdybym miała dawać szefowi i pracować, to wolałabym po prostu dawać, a nie brudzić już sobie pazurków - śmieje się. Za chwilę jednak poważnieje, bo znów szuka pracy, a jak wyliczyła, odpowiedziała na co najmniej setkę ogłoszeń. Co dziesiąty pracodawca, który jej odpisał, prosił o więcej zdjęć, w tym całej sylwetki albo wprost proponował spotkania „po godzinach”. - Takich ogłoszeń jest dużo i ciężko niekiedy wyłapać gdzieś pomiędzy wierszami, że najlepiej, jak będziesz szefowi robić dobrze - stwierdza Ewa.
Tak też było w sierpniu, gdy wysłała swoje CV w odpowiedzi na zupełnie zwyczajne ogłoszenie w sprawie pracy. Propozycja, jaką otrzymała, zaszokowała ją. Właściciel agencji reklamowej w kilku krótkich zdaniach przedstawił siebie i swoją firmę, po czym przeszedł do konkretów. „Oferuję wysokie wynagrodzenie, ale też stawiam w roli trudnej do spełnienia, bo w sumie nieco dwuznacznej. Jako osoba inteligentna zapewne od razu domyśliła się pani, o co chodzi i jeśli odpisała, to wiedziała, czego może się spodziewać”.
Na wszelki wypadek (gdyby jednak Ewa nie domyśliła się), w dalszej części wiadomości dał jej już jednoznaczne wskazówki. Pytał m.in. czy kuszenie i prowokacja to jej mocne strony i jak zachowałaby się, gdyby na wyjeździe służbowym otrzymali wspólny pokój z jednym łóżkiem. Ewa dostała nawet krótką rozprawkę do napisania na temat: „Kobieta powinna być damą w salonie i dziwką w łóżku - uzasadnij”.
Gwałt po rozmowie kwalifikacyjnej
Ilu pracodawców szukających asystentki chciałoby, żeby była ona bardzo osobista, trudno oszacować. Niektórzy piszą wprost, inni ujawniają, jakie mają oczekiwania, dopiero po nawiązaniu kontaktu mailowego, jeszcze inni - czekają do rozmowy kwalifikacyjnej.
Urszula Nowakowska, prawniczka, działaczka społeczna i założycielka Fundacji Centrum Praw Kobiet (http://www.cpk.org.pl/), cytuje wyniki międzynarodowych badań na temat molestowania. Według nich w Polsce „więcej niż co piąta osoba pracująca lub studiująca spotkała się w miejscu pracy lub nauki z zachowaniami o podłożu seksualnym”, a „molestowanie seksualne w miejscu pracy przez przełożonego lub kogoś wyższej rangi zgłasza średnio co dziesiąta osoba”. Dodaje, że nie ma oficjalnych danych na temat molestowania w trakcie rekrutacji.
Jednak do fundacji docierają też zgłoszenia osób, które podczas rozmowy kwalifikacyjnej otrzymały „propozycję nie do odrzucenia”. - Znacznie więcej kobiet zgłasza do nas problem molestowania w miejscu pracy, a nie w trakcie rekrutacji, chociaż takie sygnały też do nas docierają. W ostatnim miesiącu odnotowałyśmy około 10 zgłoszeń o molestowaniu w miejscu pracy. Kobiety często wstydzą się o tym mówić, boją się, że stracą pracę. Kilka przebywało na zwolnieniach lekarskich nie mogąc sobie z tym problemem poradzić - mówi Urszula Nowakowska.
Prawniczka podkreśla też, że „to nie ofiara, ale ten, kto dopuszcza się niestosownych zachowań, jest za nie odpowiedzialny”. - Strój kobiety nie jest prowokacją ani zaproszeniem do molestowania i nie usprawiedliwia go. Pamiętam historię dziewczyny zgwałconej przez przyszłego szefa, kiedy na jego prośbę została po rozmowie kwalifikacyjnej - opowiada.
Niby wszystko pięknie, ale…
Molestowanie zdarza się na każdej szerokości geograficznej. Agencja Reutera i firma badania opinii publicznej IPSOS przeprowadziły w 24 krajach ankietę na temat molestowania seksualnego w miejscu pracy. Na jej niechlubnym czele uplasowały się Indie (26%) i Chiny (18%), na jej końcu zaś - Niemcy, Belgia i… Polska (5%). To jednak nie oznacza, że w naszym kraju wykorzystywanie seksualne jest problemem marginalnym.
- Pozornie mogłoby się wydawać, że Polska jest wyjątkowym krajem, w którym problem wykorzystywania seksualnego praktycznie nie istnieje - mówił Krzysztof Sudoł, z-ca okręgowego inspektora pracy w Lublinie, w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” po aferze, jaka wybuchła w Radecznicy w 2008 roku, gdy okazało się, że dyrektor szpitala molestował pracownicę.
- Ale czy tak jest naprawdę? O ile nasze procedury prawne dotyczące molestowania można by uznać za wystarczające, to brakuje jednak wśród pracowników świadomości tego dobrego prawa. Istnieje także szereg barier środowiskowych i społecznych, za którymi osoby poddawane różnym formom molestowania skrywają swój problem - wyjaśniał inspektor.
W Polsce molestowanie jest karalne. Według przepisów kodeksu jest ono w każdej odmianie - nie tylko fizycznej, ale również słownej i niewerbalnej - formą dyskryminacji ze względu na płeć. I to na pracodawcy, nie na pracowniku, ciąży odpowiedzialność udowodnienia, że nie doszło do nadużycia. Prawo karne wkracza z kolei w sytuacji, gdy przełożony wykorzystuje swoją pozycję lub krytyczne położenie pracownika i stawia mu ultimatum, na przykład: „seks albo zwolnienie”. Wtedy może on trafić do więzienia na trzy lata.
- Droga sądowa nie jest łatwa, ale warto, jeśli mamy dowody uprawdopodabniające, że takie zachowania miały miejsce, dochodzić swoich praw i nie pozwalać, aby sprawca uniknął konsekwencji swojego zachowania - przekonuje prawniczka z CPK.
W praktyce jednak ofiary molestowania rzadko szukają pomocy. To duży błąd. - Należy jasno i stanowczo sprzeciwić się tego typu zachowaniom, chociaż nie zawsze jest to łatwe. Kobiety, które zostały wychowane jako grzeczne dziewczynki, mają z tym problem - wyjaśnia Nowakowska.
Dodaje, że należy również, w miarę możliwości, zabezpieczyć dowody - zeznania świadków, nagrania, propozycje składane na piśmie, zeznania osób, którym się zwierzało, gdzie poszukiwało się pomocy. - Kobieta nie powinna się wstydzić, tylko uwierzyć, że to nie jej wina, że stała się podmiotem czyjejś pożądliwości. To pierwszy krok do szukania pomocy. Powinna zgłosić się do instytucji i organizacji do tego powołanych. Może to być Państwowa Inspekcja Pracy, związki zawodowe czy organizacja pozarządowa, taka jak CPK - przekonuje Nowakowska.
W przypadku niemoralnych ogłoszeń w sprawie pracy sprawa jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Jedna z forumowiczek wypowiadających się w temacie „bardzo osobista asystentka”, zauważa: „Zgłaszać to nie ma co, no bo jak? Nic konkretnie, ktoś komuś proponuje pracę i tak naprawdę przecież nie namawia, nie zmusza i nie robi nic złego”.
Panie, które nie są zainteresowane pracą w charakterze „asystentki z bonusem”, mogłyby zwyczajnie zignorować takie wiadomości. Tu jednak pojawia się kolejny problem - jeśli wysłały wcześniej swój życiorys i zdjęcie, niedoszły pracodawca ma wgląd do wszystkich zawartych w nim informacji. „Ja również szukam pracy biurowej (przede wszystkim) i już nieraz dałam się złapać na takie ogłoszenia. Niby wszystko pięknie napisane, mogłoby się wydawać, że oferta godna zainteresowania, a w rzeczywistości szukają tylko panienki, żeby można było ją postukać. Chamstwo. A najgorsze, że taki typ na potem nasze szczegółowe dane osobowe”, pisze inna użytkowniczka forum.
Polityka kadrowa
Ci pracodawcy, którzy szukają kochanki i asystentki w jednym, z reguły czują się bezkarni i nie przejmują się opiniami na swój temat. - Brzydzę się sztuczną pruderyjnością niektórych kobiet. Żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo zamieszczać takie ogłoszenia, na jakie ma ochotę. Nikt nie będzie mi mówił, jak mam prowadzić politykę kadrową - stwierdza w rozmowie z dziennikiem „Polska Kurier Lubelski” autor ogłoszenia, w którym kusił kandydatki na asystentki wysokim wynagrodzeniem (9 tysięcy złotych miesięcznie), nie licząc zakupów, prezentów i wycieczek w tropiki.
Szefowie wiedzą też, że niejedna dziewczyna w trudnej sytuacji życiowej czy finansowej przyjmie taką bezkonkurencyjną ofertę. I nawet jeśli ktoś z zewnątrz będzie na taki układ krzywo patrzył, fala krytyki spotka raczej asystentkę niż jego samego.
- Niestety często zdarza się, że to kobieta jest napiętnowana, jako prowokacyjna albo „naiwna idiotka”. W tego typu sprawach mamy tendencję do obwiniania kobiet, usprawiedliwiania i bagatelizowania zachowań mężczyzn. Takie sytuacje są oczywiście przykre i bolesne, ale nie powinniśmy się zrażać. Przeciwstawianie się tego typu zachowaniom to nie tylko walka o własną godność i elementarną sprawiedliwość, ale przykład dla innych, inwestycja w lepszą i bezpieczniejszą przyszłość dla naszych córek i wnuczek - argumentuje Nowakowska. Dodaje, że kobiety są często wykorzystywane tylko dlatego, że… są kobietami.
- Mężczyźni okazują w ten sposób swoją wyższość i władzę nad nimi. Molestowanie w miejscu pracy to demonstracja władzy i forma dyskryminacji ze względu na płeć. Mówi o tym jasno kodeks pracy - wyjaśnia Nowakowska.
„Dyskretny dodatek”
Niemoralni pracodawcy to tylko jedna strona medalu, bo w internecie pojawiają się również ogłoszenia kobiet, które deklarują, że chętnie zajęłyby się nie tylko biurem, ale i samym szefem.
„Z przyjemnością podejmę pracę w charakterze osobistej asystentki. Poszukuję dojrzałego, wyrozumiałego, niezależnego finansowo przedsiębiorcy, który będzie w stanie zapewnić mi stabilne zatrudnienie na godziwych warunkach (4 tys.). Priorytetem jest dla mnie praca - układ może być dyskretnym dodatkiem. Jestem miłą, inteligentną, zgrabną 23-letnią studentką. Posiadam doświadczenie w prowadzeniu sekretariatu. Bardzo proszę konkretne oferty kierować drogą mailową”, to ogłoszenie z popularnego serwisu. I wcale nie jedyne.
Na problem rosnącej popularności układu „praca za seks” już cztery lata temu zwrócili uwagę eksperci z Wyższej Szkoły Pedagogiki Resocjalizacyjnej w Warszawie. Co trzeci ankietowany przyznawał wtedy, że w jego firmie seks wykorzystuje się do osiągania korzyści zawodowych, a co ósma kobieta - że osobiście spotkała się z propozycją seksualną.
- Dla wielu seks jako droga do awansu to sposób tak samo dobry jak podnoszenie kwalifikacji na kursach. (…) Dzieje się coś niedobrego. Mamy wszystkie narzędzie rynkowe ku temu, żeby o awansie czy karierze decydowały kompetencje i umiejętności. Tymczasem okazuje się, że to nie działa. Wygrywają za to znajomości, seks i inne niemerytoryczne czynniki - zauważył już w 2008 roku autor badań prof. Mariusz Jędrzejko, który zjawisko seksu za pracę nazywa „prostytucją sponsoringową”.
- Ja nie osądzam. Są laski, które bardzo lubią seks, więc może przy okazji zadowolenie szefa będzie dla nich plusem. Niemniej jednak trzeba sie szanować. Takie „wyślij zdjęcia swojej sylwetki” jest jak pokaz krów, gdzie wybiera się najlepszą mućkę. Dla mnie to żenujące - mówi Ewa.
Dalej będzie szukać pracy i jeszcze uważniej przyglądać się ogłoszeniom, zanim wyślę swój życiorys. - Teraz ogólnie jest ciężko. Już pomijam, że są wysokie wymagania, ale naprawdę czasem wysyła sie trochę tych CV i musze przyznać, że często są to propozycje totalnie amoralne - mówi. Dodaje, że szefów, którzy szukają „dyskretnych asystentek”, nie rozumie. - Szczerze? Taniej wyszłaby chyba prostytutka - śmieje się.
(aw/sr)