Takie rzeczy, to tylko w Polsce. Dziennikarz Andrzej Bober nie wierzy molestowanym kobietom
"Coraz więcej kobiet opowiada o molestowaniu seksualnym w przeszłości" – zaczął swój wpis Andrzej Bober, dziennikarz, publicysta, były dyrektor telewizji. "W przypadku niektórych z nich nie wydaje mi się to prawdopodobne, tak myślę" – kończy zdanie. Słowa te zadziałały niczym wytrych na umysły wielu mężczyzn, facebook'owych fanów i znajomych Bobera.
20.10.2017 | aktual.: 20.10.2017 17:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Andrzej Bober nawiązał swoim wpisem do akcji zapoczątkowanej przez Alyssę Milano. Po tym, jak na jaw wyszła sprawa reżysera Harveya Weinsteina, aktorka poprosiła kobiety, by opisywały swoje historie molestowania i oznaczały je hasztagiem #metoo. Pojawiły się tysiące wpisów, również w Polsce.
Screen z dyskusji upubliczniła dziennikarka i pisarka, Małgorzata Halber. A w nim: "Co to da, że nagle stado pasztetów, czy babochłopów da hasztag 'me too'" – pisze niejaki Maciej. Fili dodaje: "Co ciekawe, hasztagi 'me too' mają na ogół takie paskudy, że nikt nie uwierzy w jakiekolwiek molestowanie (…). Większość z nich powinna sama zapłacić za seks hehe". Jest też zdanie mówiące o samej Małgorzacie komentujące jej przeżycia z dzieciństwa, którymi podzieliła się na swoim profilu.
Dzienikarka bowiem kilka dni temu napisała: "Miałam 12 lat, kiedy mnie zawlókł do kąta w studiu telewizyjnym, on - niewiele ponad 20 lat - wsadził mi ręce pod sweter, pod którym nic nie miałam, bo po co dwunastolatka ma coś nosić pod swetrem. Sapał, spocił się. Sprawiało mu przyjemność coś, co było dla mnie dziwne, bo nikt wcześniej nie dotykał moich piersi. Chował się z tym. Do końca życia będę pamiętać, jak się nazywa, i jego ryj. Potem widziałam go co tydzień".
Jej osobiste wyznanie, pokazujące po raz kolejny ogromną skalę problemu dotyczącego molestowania kobiet i, jak widać na jej przykładzie, dziewczynek, wspominani wyżej panowie skwitowali: "babochłop", szydząc i podważając prawdziwość jej słów.
Blogerka "z net@ wzięte" skomentowała słowa Andrzeja Bobera i jego kompanów wpisem zatyłułowanym "Za brzydka na gwałt, za brzydka na klapsa": "Bad news, panowie. Kiedy kobietę spotyka przemoc seksualna – czy to słowna, czy jakakolwiek inna – ona nie idzie do swoich koleżanek i nie zbija piąteczki, bo o żesz ty, kochana, nie uwierzysz, jakiś typ w autobusie gapił się na mnie, macając się po kroczu. Do tego wszystkiego miał taki obleśny i lubieżny uśmiech, gdy to robił, że poczułam się jak jakaś księżniczka! OMG! Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie docenił. Ostatni raz to chyba w podstawówce, jak mój wuefista klepał mnie w tyłek. Wtedy zrozumiałam, że jestem jedyna i niepowtarzalna" – ironizuje autorka tekstu.
Gdy poszpera się w czeluściach internetu, to okazuje się, że wypowiedzi w stylu Bobera, to pikuś. Panowie obrażają, krytykują, wyśmiewają. Gros komentujących płci męskiej poniża kobiety, bagatelizuje ich zdanie, odczucia. Internauci podważają ich wersję wydarzeń, wmawiając im, że histeryzują, przesadzają a w ogóle to są "brzydkie", więc kto by je chciał.
Wielu nie jest w stanie ogarnąć swoim umysłem faktu, że molestowanie seksualne może być traumą, z której czasami nie da się otrząsnąć. A może akcja "me too" nie leży tym panom z obawy przed zdemaskowaniem?