Blisko ludziTe słowa nie powinny paść w gabinecie lekarskim. Marlenie wmawiano rozwiązłość, a diagnozę Eweliny usłyszała cała sala

Te słowa nie powinny paść w gabinecie lekarskim. Marlenie wmawiano rozwiązłość, a diagnozę Eweliny usłyszała cała sala

Upokorzenie, zlekceważenie i strach długo towarzyszyły Ewelinie, Karolinie i Marlenie. Kobiety wciąż nie mogą się otrząsnąć po tym, co usłyszały od lekarzy. Zgodnie przyznają: takie słowa nigdy nie powinny paść z ich ust.

Te słowa nie powinny paść w gabinecie lekarskim. Marlenie wmawiano rozwiązłość, a diagnozę Eweliny usłyszała cała sala
Źródło zdjęć: © PAP

16.01.2020 | aktual.: 16.01.2020 17:39

Lekarz to zawód zaufania publicznego. Ludziom pracującym na tym stanowisku powierzamy nasze zdrowie i życie. W gabinetach chcemy czuć się bezpiecznie i komfortowo – mamy do tego pełne prawo. Niestety, sytuacje, które spotkały Ewelinę, Marlenę oraz Karolinę, to dowody na to, że w praktyce prawa pacjentów wciąż bywają lekceważone.

Cierpienie karą za współżycie

Marlena miała 18 lat, kiedy zgłosiła się do ginekologa. Była wówczas w ciąży, a badanie wspomina jako wyjątkowo nieprzyjemne. Poinformowała lekarkę, że czuje ból, ale zdaniem kobiety zasługiwała na cierpienie – tak wspomina tę sytuację po latach.

– W gabinecie nie przeprowadzono ze mną żadnego wywiadu. Nie zapytano także o liczbę partnerów seksualnych. Mimo to, gdy powiedziałam, że badanie jest bolesne, ginekolog rzuciła oschle: "A jak ci wkładają k...y, to nie boli?" – wspomina Marlena.

Po niedelikatnym badaniu dziewczyna krwawiła przez resztę dnia. Równie nieprzyjemnym doświadczeniem był dla 18-latki pobyt w szpitalu.

– Zaczęłam rodzić i czułam wielki ból, a do szpitala przyjechałam z rozwarciem 5 cm. Mimo to nie dostałam znieczulenia i nikt nie spieszył się z podaniem mi leku, który wywoła poród, a ciąża była donoszona. – opowiada. – Po porodzie leżałam z synkiem w szpitalu około dwóch tygodni. W tym czasie również źle mnie traktowano – dodaje.

Marlena długo dochodziła do siebie i na początku nie mogła nawet wstać o własnych siłach. Oparcia nie znalazła również w pielęgniarkach, które prosiła o pomoc w przypilnowaniu dziecka.

– Powiedziano mi, że "skoro chciałam uprawiać seks, to teraz mam cierpieć". Mój stan psychiczny był bardzo zły i błagałam o powrót do domu – opowiada Marlena.

25-letnia dziś kobieta wspomina, że największym wsparciem była dla niej sprzątaczka, która pomagała jej przy wykonywaniu niektórych czynności. Przez pielęgniarki i lekarzy czuła się ignorowana. Nie interesował ich jej ból ani fakt, że nie może karmić piersią.

Dolegliwość Karoliny była "zbyt nudna"

Karolina ma za sobą dwie nieudane operacje kręgosłupa. Ból był coraz silniejszy, dochodziły nowe dolegliwości. Wykonywanie wszelkich obowiązków domowych stało się dla 56-latki prawdziwym wyzwaniem. Nie była też w stanie wytrzymać zbyt długo w pozycji siedzącej. Usilnie próbowała zdiagnozować problem, ale chirurg, który przeprowadził nieudaną operację, podczas kolejnych wizyt traktował ją zdawkowo.

– W najgorszym okresie poprosiłam męża, żeby do lekarza zawiózł mnie prywatnie. Pomyślałam, że jak zapłacę, jego podejście się zmieni. Miałam rację – opowiada Karolina. – Gdy odwiedziłam go prywatnie, z opryskliwego i burkliwego doktora zmienił się w miłą i przyjazną osobę. Doradził, abym zgłosiła się do placówki NFZ, gdzie otrzymam skierowanie na rezonans magnetyczny – dodaje.

Karolina czekała dwa miesiące na wynik rezonansu. Niestety, wówczas pojawił się kolejny problem.

– Wspominany neurochirurg przestał pojawiać się na dyżurach i nikt z personelu nie potrafił mi odpowiedzieć, z jakiego powodu, a przecież ktoś musiał zinterpretować moje wyniki. W końcu zapisałam się na wizytę do innego lekarza z tej samej placówki – wspomina 56-latka. – Miesiąc czekałam na wizytę, a gdy lekarz w końcu mnie przyjął, zapytał, po co do niego przyszłam. Stwierdził, że "jako neurochirurg specjalizuje się w guzach mózgu, a leczenie kręgosłupów jest dla niego zwyczajnie nudne".

Karolina nie mogła doprosić się o przeanalizowanie wyników badań, a wizyta skończyła się na przepisaniu leków przeciwbólowych.

– Zapewne, gdybym zapłaciła, rozmowa i tu wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie czułabym się jak intruz, który prosi o leczenie niedoróbek po koledze. Nie usłyszałabym również, że mój wielki problem jest "nudny" – stwierdza Karolina.

Diagnozę Eweliny usłyszała cała sala

Ewelina miała 18 lat, gdy leżała w szpitalu na oddziale neurologicznym, czekając na wynik rezonansu.

– Zbliżały się Święta Wielkanocne, a ja byłam w szpitalu. Przydzielono mi miejsce w 5-osobowej sali. Czekałam na wynik badań. Gdy zaczął się poranny obchód, do pomieszczenia wszedł lekarz, którego nazwiska nawet nie znałam – opowiada Ewelina. – Moją diagnozę odczytał w obecności stażystów oraz innych lekarzy. Brzmiała ona następująco: "Ma pani naczyniaka na pniu mózgu, nie szykuje się pani do domu, ale na następne święta pójdzie pani z koszyczkiem" – wspomina jego słowa.

Odczytanie diagnozy w obecności obcych ludzi godziło w prywatność Eweliny.

– Zero intymności, a wzrok wszystkich był skierowany na mnie. Byłam w wielkim szoku i nie wiedziałam, gdzie mam się ukryć – opowiada.

Dla Eweliny słowa obcego lekarza brzmiały jak wyrok. Zrozumiała, że przeżyje jeszcze jedne święta. Inne obecne na sali kobiety zaczęły przytulać i pocieszać 18-letnią wówczas dziewczynę. W rzeczywistości Ewelina wolałaby jednak zostać sama, aby móc w spokoju poczekać na przyjazd mamy.

– Nie lubię się rozczulać, dlatego po jakimś czasie wyszłam z tego "kącika spotkań" i stanęłam na uboczu. Mimo wszystko inne pacjentki wciąż do mnie podchodziły, pytając, czy wszystko w porządku – wspomina.

Na szczęście stan zdrowia Eweliny ustabilizował się. Dziewczyna często wraca jednak myślami do dnia, w którym usłyszała przykrą diagnozę.

– Wszystko skończyło się na płaczu i przerażeniu. Teraz pewnie bym inaczej do tego podeszła i nie pozwoliła, aby lekarz posunął się do czegoś takiego. Sama pracuję w służbie zdrowia i jest mi naprawdę wstyd za takich lekarzy. W kontaktach z pacjentami stawiam na intymność i prawo do prywatności na pierwszym miejscu. Każdą rozmowę zaczynam za zamkniętymi drzwiami.

Takie sytuacje są niedopuszczalne

Prawniczka Paulina Głownia podkreśla, że sytuacja, w której lekarz przekazuje pacjentowi diagnozę lub jakiekolwiek informacje dotyczące jego osoby i odbywanego przez niego leczenia w obecności, jest w świetle prawa niedopuszczalna. Zgodnie z Kodeksem Etyki Lekarskiej lekarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy informacji związanych z pacjentem, a uzyskanych w związku z wykonywanym zawodem.

– Prawo pacjenta do zachowania w tajemnicy informacji, które lekarz uzyskał w trakcie trwania ich leczenia, jest jednym z jego najistotniejszych uprawnień – mówi Paulina Głownia.

Niestety, wciąż niewielu pacjentów ma świadomość swoich praw. Prawniczka przypomina, że pacjenci mogą zgłosić nadużycia pracowników służby zdrowia do Rzecznika Praw Pacjenta. To jego zadaniem jest czuwanie nad przestrzeganiem ich praw.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (324)