Temat pieniędzy to wciąż tabu. "Kocham księcia, więc nie będę się pytała, co ma w swoim zamku"
Rozmowy o pieniądzach są trudne, budzą nieufność, wstyd, wywołują złe samopoczucie. Jednak unikanie tego tematu w związku, w pracy, w rodzinie, może prowadzić do katastrofy. Szczególnie w przypadku kobiet, które powierzają wszystkie finanse mężczyźnie, bez dbania o własną niezależność.
25.09.2020 18:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Przeprowadzamy właśnie badania wśród kobiet na temat budżetów domowych. Zadziwiające jest, jak niewiele wiedzą o aktywach swojego partnera. Zjawisko to występuje zarówno w nowoczesnych związkach, jak i tradycyjnych – mówi socjolożka dr Paula Pustułka. - Budżetowanie, liczenie, pieniądze jako część sfery publicznej kobiety – zwłaszcza na etapie wczesnego macierzyństwa - przekazują mężczyznom. Z czasem z tego mogą rodzić się duże napięcia – dodaje.
W dalszej rozmowie pytam, dlaczego temat finansów jest trudny, i jak ostatnio przeczytałam, mało romantyczny.
Zobacz także
Anna Podlaska, WP Kobieta: Swobodniej rozmawiamy na wiele tematów, zniknęły pewne tabu, ale o pieniądzach wciąż jest nam ciężko.
Paula Pustułka, socjolog: Rzeczywiście, pewne tematy odczarowaliśmy i chętniej o nich mówimy, ale jeżeli mamy informować o swoich zasobach, wychodzi niski poziom zaufania społecznego Polaków, czyli to, że nie ufamy politykom, instytucjom, przyjaciołom. W zasadzie ufamy tylko najbliższej rodzinie, ale też nie zawsze.
Pieniądze zawsze były trudnym tematem i będą. Po pierwsze brakuje nam zaufania do tego, że ktoś nas nie oceni przez pryzmat pieniędzy, po drugie jesteśmy ciągle społeczeństwem na dorobku. W poprzednim systemie to, że ktoś miał dużo pieniędzy oznaczało, że prawdopodobnie je ukradł, dorobił się na niewłaściwych działaniach, zakombinował. W związku z tym stanem, zaczęliśmy ukrywać pieniądze i z tym nie skończyliśmy. Przemiany w latach 90. niewiele zmieniły, kombinacje zastąpiły podejrzenia o korupcję.
Pieniądze są po prostu obarczone dużą dozą podejrzeń. Dlatego podchodzimy z rezerwą do tego, aby ujawniać swoje aktywa, ale też, aby dowiadywać się tego, kto ile ma. Boimy się, że to może wpłynąć na nasze relacje.
Zobacz także
I tak na początku związku dobrego samopoczucia nie chcemy sobie psuć i nie rozmawiamy o kasie, ale podczas rozstania, to już inna bajka, walczymy o każdy grosz.
W pierwszej fazie miłości rozmowa o pieniądzach kłóci się z naszymi ideałami. Z jednej strony mamy miłość romantyczną, pokrewieństwo dusz. Podobnie, jak w kreskówkach Disneya, jak znalazłam tego jedynego, kocham go, to nie będę się dowiadywać, co tam ma książę w swoim zamku, też dlatego, żeby nie być posądzoną o interesowność.
Z drugiej strony mamy dużo trendów związanych z niezależnością kobiet i tym, że nie chcą się one czuć słabsze w relacjach. Wynikiem tego – jak piszą np. Ulrich Beck i Elizabeth Beck-Gernsheim czy też Arlie Hochschild - jest komercjalizacja związków i korporatyzacja życia rodzinnego. Także w Polsce wiele zachowań związanych z rynkiem pracy przekłada się na małżeństwo. Zaczynamy traktować rodzinę, jak korporację, dzielimy się wszystkimi kosztami po połowie i rozliczamy się co do grosza.
Przy rozstaniach nie ma już miłosnych uniesień, więc rozliczamy się skrupulatnie, jak w biznesie. Taki podział może być z krzywdą dla kobiety, i jednocześnie nie wpływa pozytywnie na relację po zakończeniu związku, pogłębia nieufność.
Do czego może doprowadzić traktowanie związku jak sprawnie działającego biznesu?
Błędem jest niebranie pod uwagę pozycji wyjściowej "wspólników" czy partnerów, tego ile kto zarabia i że po równo wcale nie znaczy sprawiedliwie.
Kolejna rzecz, takie myślenie i podejście nie uwzględnia momentu w życiu rodziny, w którym pojawiają się dzieci. Wtedy nieważne co by się działo i tak kobieta, statystycznie rzecz biorąc, jest na przegranej pozycji. Jeżeli w tym czasie mężczyzna domaga się partycypacji ekonomicznej na starych zasadach, to może być przyczynek do poważnych konfliktów i rozczarowań.
I odwrotnie, to mężczyzna może być w tarapatach, np. jego firma może być w upadłości. Jeżeli nie ma przestrzeni na takie rozmowy, może być poważny kłopot.
Jeżeli pieniądze są, to ludzie się o finanse nie kłócą. Problemy zaczynają się, kiedy jedna strona nie informuje drugiej o ważnych kwestiach, kiedy jest dysproporcja między partnerami, albo gdy zaczynają się kryzysy.
W społeczeństwach zachodnich, ale też w Polsce, coraz większą popularnością cieszą się intercyzy. I nie chodzi tylko o obawę, że młoda kochanka odbierze majątek rodzinny, ale związane jest to z pragmatyzmem. W świecie zachodnim związki małżeńskie zwierane są obecnie znacznie później, często przez 30- i nawet 40-latków - wówczas zazwyczaj mamy oszczędności, nieruchomości, spadek, to sprawia, że tematów finansowych nie powinniśmy unikać.
Wracając do finansów i początku relacji, kto płaci na randce? Kto płaci za wspólny weekend?
Nie ma magicznej formuły. Chodzi o to, aby partnerzy wchodzący w relację jak najwcześniej się dowiedzieli, jakie druga osoba ma wizje kwestii finansowych. Jeżeli będziemy zakładać, że ktoś powinien zapłacić, skończy się to problemami i rozżaleniem. Pewnie nie na pierwszej randce, ale warto te sprawy omówić. Nie ma nic złego w tym, że jedna strona płaci, lub dzielą się, ale chodzi o to, aby to było omówione i nie narastały mity.
A czy w relacjach z rodziną, dobrze jest mówić o tym, co kto odziedziczy po śmierci bliskiej osoby?
Spisanie i dokumentacja testamentu jest najważniejsza. Otwarta rozmowa o spadku zależy od preferencji. W niektórych rodzinach otwarcie się mówi, co kto otrzyma, w innych wywołuje to wysoki poziom dyskomfortu. Nie chodzi tylko o to, kto dostanie mniej, czy więcej, ale chodzi też o to, że kiedyś tej osoby zabraknie.
Ale może być też poczucie niesprawiedliwości, czy o tym mówić na głos? Nikt nie chce wyjść na sknerę.
Albo na chciwą osobę, to jeszcze gorzej. Konflikty finansowe w rodzinach były i będą. Jako ludzie, nie umiemy chłodno spojrzeć na podział majątku, spadku, zawsze chcielibyśmy mieć więcej, nawet jak się do tego nie przyznajemy. Jednak duszenie w sobie niezgody na pewne rozwiązania może powodować emocjonalne szkody. Warto otwarcie rozmawiać, bo nikt nie jest w stanie zgadnąć, co komu jest potrzebne. Magicznie żaden konflikt sam się nie rozwiąże.