"To jest czas, żeby poszukać oszczędności". Katarzyna Bosacka radzi, jak kupować taniej
Wysoka inflacja, podwyżki cen prądu i gazu, wysokie ceny produktów spożywczych nie pozostają bez wpływu na portfele Polaków. Z porównania cen żywności, które przeprowadziła Katarzyna Bosacka, wynika, że w czasie siedmiu lat ceny wzrosły o 80 proc. W rozmowie z WP Kobieta zdradza, jak to wpłynęło na nawyki zakupowe jej sześcioosobowej rodziny. Radzi również, jak oszczędzać w czasach drożyzny.
17.01.2022 17:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marta Kosakowska, WP Kobieta: Pani materiał z kanału EkoBosacka "Koszyk Dudy" odbił się szerokim echem w internecie. Ma już ponad 35 tysięcy wyświetleń. Wybrała się pani do popularnego dyskontu, by kupić te same produkty co prezydent Andrzej Duda siedem lat temu. Efekt może szokować.
Katarzyna Bosacka: To prawda. Jako mama czwórki dzieci robię zakupy spożywcze niemal codziennie. Przede wszystkim w dyskontach, gdzie kupuje przeszło trzy czwarte Polaków. Widzę, jak ceny rosną. Chciałam je porównać do tych sprzed kilku lat. Koszyk Dudy, w tamtym czasie kandydata na prezydenta, będącego w trakcie kampanii wyborczej, wydał mi dobrym punktem odniesienia. Nie sądziłam, że odbije się to aż takim echem. Okazało się, że wszyscy odczuwamy to samo. Jeszcze do niedawna za 100 zł można było kupić konkretny zestaw produktów na śniadanie czy kolację, a teraz tych produktów ubywa.
W komentarzach pod filmikiem zrobiło się gorąco. Odezwali się Polacy na emigracji. Zauważają, że np. w Wielkiej Brytanii podobne zakupy kosztowałyby niemal tyle samo, a różnice w zarobkach są ogromne. "Nie wiem, jak ludzie w Polsce sobie radzą. Podziwiam" - pisze jedna z internautek. Radzimy sobie?
Radzimy sobie, bo jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Mamy to w genach. Radziliśmy sobie w czasie zaborów, radziliśmy sobie w czasie wojny, radziliśmy sobie w czasie PRL-u. Robimy swoje przetwory, ludzie mają własne wędzarnie, pieczemy chleb, wymieniamy się z sąsiadami. My, na przykład, wymieniamy przetwory, które robimy z warzyw z naszej działki, na orzechy laskowe od sąsiadów.
Wracając do cen artykułów spożywczych, wysokie ceny masła stały się już obiektem obiegowych żartów i internetowych memów. Widziałam takie, na których masło – ze względu na swoją "luksusowość" - polecano jako prezent pod choinkę.
Kiedy dwadzieścia lat temu zaczynałam pracę zawodową jako dziennikarka, wszyscy zastanawiali się: masło czy margaryna? Dziś nie jest to już tak gorący temat, bo wszyscy wiedzą, że margaryna jest produktem przemysłowym, pełnym tłuszczów trans, utwardzonych olejów roślinnych, substancji rakotwórczych itd. Margaryna od wielu lat ma złą prasę, dlatego wiele osób stawia na zdrowe i naturalne masło.
Najtańsze masło w Wilanowie kosztuje 6,99 zł. W sklepie ekologicznym 14,99 zł za 200 g. Jedyne, co mogę doradzić w kwestii wysokich cena masła, to jego mrożenie. Warto kupować w promocji i mrozić. Warto też patrzeć na gramaturę kostki, bo wizualnie może nam się wydawać, że różnica jest niewielka, a może być ona znacząca.
Wcielę się w rolę adwokata diabła: ale przecież w czasie siedmiu lat zmieniła się siła nabywcza pieniądza. Pensja minimalna też wzrosła od tego czasu z 1750 zł brutto na 3010 brutto. Może wzrost cen to naturalny proces ekonomiczny?
Ja nie jestem ekonomistką, ale wydaje mi się, że w większości polskich domów największe sumy wydawane są na jedzenie. Trzeba by to przeliczyć, by zobaczyć, ile kostek masła za pensję minimalną można było kupić siedem, czy nawet cztery lata temu. Pamiętajmy też, że wzrost cen to nie tylko kwestia rządów, ale również pandemii i tego, co się wydarzyło na świecie.
Nie ma co ukrywać, jest drogo, a będzie jeszcze drożej. GUS podał, że w grudniu inflacja wyniosła 8,6 proc. Mówi się, że zbliżamy się do wartości dwucyfrowej. Nasze domowe budżety nie są z gumy. Co robić?
Jeść jak najprościej. Przygotowywać posiłki w domu, aby mieć kontrolę nad tym, co jemy oraz nad tym, ile na to wydajemy. Jajka, kiszonki, podstawowy nabiał, np. jogurt naturalny, kefir, to nie są produkty drogie. Jeść mniej mięsa, stosując się do wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia, która zaleca, by dorosły człowiek jadł maksymalnie pół kilograma mięsa tygodniowo. Tak nieduża ilość mięsa tygodniowo to również nie jest wielki wydatek.
Ryby są drogie, ale polecam, np. śledzia, który jest stosunkowo tani i ma dużo wartości odżywczych. Kupowanie w styczniu pomidorów, bakłażanów czy truskawek również mija się z celem.
W okresie roku powinniśmy jeść to, co zostało nam z jesieni, czyli warzywa korzeniowe. U nas w domu królują pieczone buraki, które są tanie. Polecam również korzystanie z mrożonek, które sprawdzają się zimą i są dużo tańsze niż świeże warzywa czy owoce. To lepszy wybór niż warzywa z puszki, bo do mrożonych warzyw producenci nie mogą dodawać konserwantów czy innych dodatków, a do warzyw z puszki już tak. Zalecam również kupowanie marek własnych sklepów, które wielokrotnie w raportach UOKiK wypadały bardzo dobrze jakościowo.
Zakładam, że w pani sześcioosobowej rodzinie wydatki na "spożywkę" nie należą do niskich.
Przy czwórce dzieci rzeczywiście wydatków jest sporo. Dzieci mają swoje potrzeby, dlatego nie spędzamy wakacji na Zanzibarze czy na Bali, tylko w Polsce. Dzieciaki uczą się, studiują, rozwijają się, szykują się do matury, mają zajęcia pozalekcyjne, korepetycje, treningi sportowe – to wszystko przy dużej rodzinie kosztuje. Dlatego w tym roku na moim kanale zaplanowałam np. cykl o tanich obiadach do 3 lub 5 zł za osobę.
Nam Polakom coraz częściej zależy nie tylko na tym, żeby było tanio, ale przede wszystkim zdrowo. Pokochaliśmy zdrowy styl życia i modę na bycie fit. Damy radę wytrwać w naszym nowym, zdrowszym stylu życia przy obecnych cenach żywności, czy będziemy musieli wrócić do poprzednich, złych nawyków?
Jeśli ktoś zaczął jeść zdrowo, to już z tej ścieżki nie zejdzie, bo na pewno widzi efekty. Dlatego, my Polacy, na pewno będziemy kombinować. Będziemy szukać porad w internecie. Ja staram się przekonywać wszystkich, że zdrowe jedzenie nie musi być drogie. Jeśli ktoś już je zdrowo i poczuł, jak wpłynęło to na jakość jego życia, to zostanie przy tym.
Jedzenie to nie wszystko. Trzeba jeszcze opłacić rachunki, ubrać siebie i dzieci, kupić książki i przybory szkolne, zapłacić za korepetycje i wysłać pociechy na ferie zimowe. Na czym wzrost cen jest najbardziej odczuwalny dla pani rodziny?
Zdecydowanie wysokie ceny żywności są najbardziej widoczne. Zaczęły to widzieć również moje dzieci. Niedawno moja córka zauważyła, że kupiłam bakłażany i zapytała o ich cenę. Powiedziałam jej, że za dwa dość małe zapłaciłam 10 zł. Zdziwiła się, że kosztowały tak dużo.
Jeżeli chodzi o ceny ubrań, to szczerze mówiąc, nie wiem. Odkąd zaczęła się pandemia, w zasadzie nie kupujemy ubrań w sieciówkach. Moje córki chętnie ubierają się w lumpeksach. Natomiast widzimy ceny korepetycji, usług, np. fryzjera.
Energia elektryczna, gaz, benzyna. Kilka dni temu dostaliśmy informację o wzroście ceny energii. Zamiast 300 zł miesięcznie będziemy płacić dwa razy tyle. Do tego dochodzi studniówka, która czeka moją córkę w tym roku. Na szczęście ona sama szyje, więc kupiłam jej tylko materiał.
W tym roku studniówki, nie dość, że w rygorach sanitarnych, to będą wyjątkowo trudne również ze względu na ceny.
To zależy od szkoły. W publicznych zwykle jest trochę skromniej, ale w prywatnych bywa "na wypasie". Warto zwrócić uwagę na to, że dzieci są pokiereszowane psychicznie przez pandemię. Nie znam rodzin, w których dzieci nie korzystałyby z pomocy psychologicznej. Dlatego my z mężem mamy poczucie, zresztą pewnie podobnie jak inni rodzice, że trzeba tym dzieciom nieba przychylić. Przed nimi miesiące przygotowań do matury, a potem niepewność co do studiów. Wielu rodziców stara się zagryzać zęby, żeby dzieci miały niezapomnianą studniówkę. Natomiast rzeczywiście jest wiele rodzin, których na to nie stać.
Podsumowując, w czasach szalejącej inflacji kupować mniej, chcąc przeczekać, czy kupować sprytniej? Nauczyć się trików, które pozwolą zaoszczędzić?
Myślę, że to jest dobry czas, żeby poszukać oszczędności, np. rzucić palenie. Może warto zrezygnować z mięsa? Może kotlet nie musi być na stole codziennie? Może warto pomyśleć, żeby jeść więcej kiszonek albo całkowicie rzucić słodycze?
Ja nauczyłam mojego najmłodszego syna, że w czasie zakupów może wybrać sobie jedną rzecz. Zabieram go na dział warzywno-owocowy i on wybiera np. smoczy owoc. Może to nie jest tani owoc, ale syn pyta mnie, co to jest, skąd to pochodzi, sprawdza na mapie. Dla niego to jest forma edukacji, a przy okazji oszczędzamy i portfele, i zdrowie nie kupując słodyczy, przetworzonych płatków czy chipsów. Tylko od nas zależy, czy będziemy umieli przejść przez ten czas drożyzny skromniej, ale nadal godnie.
Jakie są pani patenty na oszczędzanie w czasie codziennych zakupów?
Uważnie robić zakupy. Sprawdzać gramaturę produktów, sprawdzać składy, cenę za kilogram. W ciężkich czasach zawsze pojawia się wysyp podróbek. Wiele firm próbuje zarobić na sytuacji, np. robiąc dolewki, rozcieńczając produkty. Na pewno warto zwracać uwagę na opakowania. Warto kupować produkty w szarych i prostych opakowaniach. One zawsze będą tańsze niż te kolorowych pudełeczkach. Pamiętajmy też, że produkty na wysokości wzroku w supermarketach przeważnie są droższe, bo producenci płacą za korzystne miejsce ekspozycji.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl