"To przypomina tortury". Tak traktowano dzieci w szpitalu w Garwolinie
Dziennikarz Onetu opublikował reportaż, który opowiada o tym, jak personel oddziału leczenia nerwic Szpitala Mazowieckiego w Garwolinie traktował swoich pacjentów. Upokorzenie było tylko jednym ze stałych elementów "leczenia".
W szpitalu w Garwolinie za złamanie surowych zasad groziła kara. Jak dowiadujemy się z reportażu, wymierzano ją za "agresywne zachowanie, niegrzeczną odzywkę, przekleństwo albo choćby zbyt leniwe wstanie z łóżka. Za płacz w czasie rozmowy z rodzicem, oszustwo z podpaskami albo przysypianie w trakcie lekcji". Najgorsza jednak kara groziła za samookaleczenie. Pielęgniarki pakowały wówczas ubrania pacjenta do worka. Dziecko zostawało w bieliźnie i dostawało do założenia "piżamkę". Wspomniana piżamka jest symboliczna w tekście, który właśnie tak został zatytułowany.
Dzieci cierpiące na depresję i przyjmujące silne leki musiały uczyć się lektur
Piżamka to jedno. 13-letnia Oliwia dostała do ręki "Quo Vadis". Lekturę za samookaleczenie musiała nie tylko przeczytać, ale i przyswoić, aby później zdać z niej egzamin. Dopiero po zaliczeniu odzyskiwała swoje ubranie i mogła zdjąć pasiastą, często brudną i przepoconą piżamę. Osoba chodząca w takim stroju była narażona na kpiny, czuła się wykluczona.
W Garwolinie to było na porządku dziennym. Trzeba zaznaczyć, że dzieci zmagające się z poważnymi problemami psychicznymi mają kłopoty z koncentracją, dotyka je bezsenność, zmęczenie, ból głowy. Czytanie i zapamiętywanie obszernych lektur jest bardzo trudne w takiej sytuacji.
"Za dobre sprawowanie przyznawali nam punkty. Jak mieliśmy ich dużo, to uzyskiwało się 'status lidera'. W zamian była szansa dostać przepustkę albo zgodę na spacer z rodzicami na świeżym powietrzu. Jednak o punkty nie było łatwo. (...)Kto się stawiał, migał, protestował – tracił punkty, a przez to szansę na dłuższy spacer z rodziną" – mówi jedna z bohaterek reportażu "Piżamki" autorstwa Janusza Schwertnera.
Te "piżamki" i "wierszyki" przypominają tortury
Jak dowiadujemy się z reportażu, oddziałem leczenia nerwic w szpitalu w Garwolinie zarządzała do 2020 roku psycholog Genowefa Pasik. Kobieta jest autorką kontrowersyjnych metod "leczenia". Wymyślone przez nią sposoby dręczenia i upokarzania stosował personel.
"Środowisko polskich terapeutów i psychiatrów dziecięcych od wielu lat wie, jakie metody wobec dzieci stosuje personel oddziału leczenia nerwic w Garwolinie. Mimo to nikt nigdy nie zdecydował się opowiedzieć o tym na głos. Jednak część prywatnych psychiatrów, widząc, że ich pacjent ma skierowanie do szpitala w Garwolinie, robi wszystko, by odwieść rodziców od posyłania tam dziecka" – pisze autor tekstu.
O sprawie rozmawiał z dr Agnieszką Dąbrowską, psychiatrą dziecięcą. Powiedziała, że jego relacja jest wstrząsająca. – Te "piżamki" i "wierszyki" przypominają tortury... Czuję bezradność, gdy mnie pan o to pyta. Dziecko wychodzi stamtąd z dwoma przeświadczeniami. Po pierwsze, jak najdalej trzymać się od psychiatrów i psychologów. Po drugie, nigdy więcej nie przyznać się do złego nastoju albo myśli samobójczych. I jakoś radzić sobie samemu – twierdzi Dąbrowska.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.