Tradycyjny klaps polski
Jesteśmy z pokolenia, które często zbierało cięgi. A to kapciem się oberwało, niektórzy otrzymywali regularne lanie paskiem, w szkole karali nas linijką, a czasami zdarzało się i klękanie na grochu czy innych nieprzyjemnych elementach.
11.12.2012 15:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jesteśmy z pokolenia, które często zbierało cięgi. A to kapciem się oberwało, niektórzy otrzymywali regularne lanie paskiem, w szkole karali nas linijką, a czasami zdarzało się i klękanie na grochu czy innych nieprzyjemnych elementach. Dziecko miało być posłuszne i bicia nie postrzegano jako przemocy, dopóki dzieciak nie przychodził z podbitym okiem czy złamaną kończyną.
Teraz mamy obrót o 180 stopni. Dzieci bić nie wolno, wszelkie szarpaniny czy nawet okrzyki pełne złości skierowane w stronę maluchów spotkać się mogą z ochrzanem ze strony postronnych obserwatorów. Co niektórzy dorośli uważają to za kolejną skrajność, histeryczną reakcję podyktowaną szeroko rozumianą poprawnością. „Mnie rodzice lali i wyrosłem/am na porządnego człowieka” – można czasem spotkać się z taką opinią. Ale moi drodzy, czy porządny człowiek bije dzieci...?
Piszę to jako rodzic, który próbował kiedyś przejść na twarde metody wychowawcze i siłą przemówić do rozumu swoich maluchów. Nie korzystałam z pasków czy kapci lub ścierek. W chwili największej frustracji wymierzałam po prostu własnoręcznie klapsa. W momencie, kiedy ręka zderzała się z pupą, żałowałam, że to zrobiłam. Sposób, w jaki patrzy na nas wystraszone dziecko, które właśnie zaliczyło uderzenie od osoby, która kojarzona jest z bezpieczeństwem i miłością, to bolesna lekcja. Po takim klapsie człowiek zalicza kaca moralnego, który boli, uwiera i spać nie daje. A jednak zdarza nam się popełnić ten błąd jeszcze raz. Dlaczego?
Moje doświadczenia podpowiadają: bo nie wiemy, co robić. Ogarnia nas wielka niemoc, brakuje nam środków wychowawczych, które pomóc mogą okiełznać ten mały kłębek chaosu, który właśnie wyprowadził nas z równowagi. Chcemy po prostu wyłączyć mu tryb wyjący, chcemy, żeby wszystko wróciło do normy, chcemy ciszy, spokoju, a odczuwamy tylko bezradność i złość. Czasami dochodzi jeszcze wstyd, bo dziecko włącza syrenę na placu zabaw albo w sklepie. I co ludzie powiedzą...?
Klaps to porażka dla każdego rodzica, jestem o tym absolutnie przekonana. To nasza przegrana, która pogarsza tylko sprawę. Bo dziecko teraz się nas boi, a na dodatek płacze jeszcze głośniej i bardziej rozpaczliwie. Nic dziwnego. Jakbyśmy się czuli, gdyby współmałżonek czując, że dyskusja czy kłótnia go/ją przerasta, przylał nam na odlew? Rozwiązań może być kilka: natychmiastowy odwet, ciche dni, separacja, rozwód, wezwanie policji. Dziecko takimi środkami nie dysponuje. Może co najwyżej rozpłakać się jeszcze głośniej i poczekać, bo może jednak rodzic w końcu nie przyłoży, tylko przytuli.
Będę z wami szczera. Kiedy dałam klapsa dziecku, czułam się jak szmata. To jest tak paskudne, zawstydzające uczucie, że człowiekowi trudno spojrzeć w lustro. Nie powtarzałam sobie, że przecież dzięki klapsom wyrosłam na porządną babkę, bo wiem, że to nie bicia zasługa. Pamiętam, jak czułam się jako dzieciak, bezradny wobec złości rodzica. Dlatego takie metody sobie odpuściłam. Nie warto.
Co zrobić, żeby nie kontynuować tej polskiej tradycji? Weź człowieku głęboki oddech, policz do dziesięciu, a jak trzeba, to i do stu. Jeśli możesz, wyjdź na chwilę, niech ktoś cię zastąpi na pół godziny. Jeśli masz w domu mały dynamit, nad którym czasem nie panujesz, zwróć się o pomoc do pedagoga. Kup relanium. Pij napar z melisy. Kombinuj. Przytul. Ukochaj. Bądź mądrzejszy. W końcu jesteś dorosły.
Fundacja Dzieci Niczyje rozpoczęła właśnie kampanię „Zła tradycja”. Właśnie o tę tradycję chodzi – wychowania twardą ręką zaopatrzoną w pasek. Dajmy sobie z nią spokój raz na zawsze.