Tragedia wynikająca z niewiedzy rodziców. Malinowska: My nie tylko możemy ingerować, my mamy obowiązek zwrócić uwagę
Jechała samochodem, zobaczyła dziecko w wózku, które gotowało się w upale. Wysiadła, zwróciła uwagę. Ta historia kończy się happy endem, bo ktoś zdecydował się zareagować. Czy zawsze warto i wypada zwracać uwagę innym rodzicom?
07.08.2017 | aktual.: 08.08.2017 09:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na facebookowej grupie mam z Warszawy, zobaczyłam wpis: "Mamy! Sytuacja. Jadę z chłopem w aucie. Nagle patrzę, idzie babcia lub niania z wózkiem. Szybki rzut oka - maluszek w niskiej gondoli. Świeci na niego słońce (…) Mówię do chłopa: zatrzymaj się. Patrzy na mnie jak na wariatkę, ale zatrzymuje. Lecę za babą, mówię do niej: kobieto, co ty robisz. Dotykam dziecka - skwarek. (…) Dzwonię po karetkę. Przyjechali na biegu. Dziecko prawie się ugotowało. Chłop patrzy na wszystko z samochodu, bo nasz synek śpi. Spokojnie - cień i klima. Mamy, babcie, ciocie. Błagam! Skoro wam upalnie, takim maluszkom też".
Rzadko interweniujemy, pomimo że intuicja nam podpowiada, że powinnyśmy. Nie każda młoda mama, czy babcia jest wszechwiedząca. "Zadzwoniła do mnie w nocy mama z podziękowaniami, płacząc do słuchawki. Z tego, co dało się zrozumieć, maleństwo jest odwodnienie, doznało udaru, ale wyjdzie z tego. Apeluję jeszcze raz, nie przykrywajcie gondoli, nie wystawiajcie dzieci na słońce" – dodała autorka posta.
Zagrożeń jest wiele, nie zawsze mamy ich świadomość. W natłoku codziennych spraw, obowiązków, każe nam się mieć oczy dookoła głowy, umieć przewidywać, zapobiegać, chronić. Z drugiej strony, boimy się bycia posądzonymi o nadopiekuńczość – "ochronny parasol" na kamyk, mrówkę i każdy krawężnik. W tej trudnej sytuacji czasami czyjaś delikatna sugestia wyprowadza nas z równowagi, ale zapominamy, że może też nam pomóc się otrząsnąć i dostrzec niezauważone.
- Jak ja byłam początkującą, młodą mamą, to wiele razy spotykałam się z przysłowiową "czapeczką", że dziecko powinno mieć, bo za zimno. Ważne, z jakiego powodu ktoś to robi. Czy dlatego, że kieruje nim doświadczenie, miał podobną sytuację, która okazała się groźna dla dziecka, czy ma po prostu ochotę się powymądrzać - komentuje dla nas Karolina Malinowska, mama trzech uroczych chłopców.
Czego się boimy? Krytyki? Nerwów młodej mamy? Łatwiej nam jest machnąć ręką, niż "wtrącać się" w nie swoje sprawy. - My nie tylko możemy ingerować, my mamy obowiązek zwrócić uwagę. Należałoby podejść i spróbować porozmawiać. Ważny jest też sposób, w jaki to zrobimy - dodaje Malinowska, która sama nie raz otrzymywała "złote rady" od obcych osób.
- Wiele starszych osób reaguje w dość zabawny sposób. Zamiast komentarza: "Ale ma pani niewychowanie dziecko", mówią do malucha: "To chodź ze mną, jak nie chcesz słuchać mamy, możemy pójść razem". Wielokrotnie mi się to zdarzyło - nagle maluch ma na twarzy wymalowaną konsternację, momentalnie się uspokaja się i wybiera pozostanie przy mamie. Przyjmuję to z uśmiechem. Jeżeli przyjmiemy, że uczymy się na błędach, to ważne żeby te błędy nie były ostateczne. Jeżeli ktoś jest bardziej doświadczony ode mnie, z chęcią takiej rady posłucham. A co z tym zrobię, to moja sprawa - podsumowuje Malinowska.
Często ciężko nam znaleźć złoty środek między wtrącaniem a reagowaniem. Gdy dziecko leży i krzyczy na środku sklepu, a jego mama czuje się bezradna, to nic złego się nie dzieje. Wtedy warto odpuścić. - Nie można oceniać takiego rodzica. Dodatkowo obciążać go w trudnej sytuacji spojrzeniami, czy uwagami. Taka biedna mama musiałaby ulec dziecku i kupić mu rzecz, którą maluch pragnie wymusić. Reagowanie przez osoby postronne w tym momencie jest bezsensowne. To są sytuacje, gdzie lepiej pozostać biernym - twierdzi Malinowska.
Każdy rodzic ma pewien obszar, w którym jest bardziej wyczulony. Jeden uważa na gorące płyny, bo sam mógł mieć przykre doświadczenia z dzieciństwa. Drugi widział wypadek samochodowy, więc bardzo dokładnie wybiera foteliki i sprawdza pasy po kilka razy, inny aż drży, gdy widzi ostry przedmiot w okolicach dziecięcych rączek.
- Testowałam kiedyś wózki - spacerówki. Kiedy nie zapnie im się czerwonych pasków, które zwisają po bokach (a po to są czerwone, żeby o ich nie zapominać!), wózek potrafi się złożyć z dzieckiem w środku. Zauważyłam, że 90 proc. ludzi tych pasków nie zapina. Ja po prostu znienacka do tych wózków doskakuję i te paski im zapinam. No i patrzą się na mnie, jak na wariatkę. Gros ludzi było zdziwionych, że trzeba to robić. No więc ja też czasami się wtrącam, zapnę pasek i zaraz uciekam - zdradza Malinowska.
Jak często widzimy bierność wtedy, gdy sytuacja wymaga interwencji? - Np. w sklepie, gdy matka daje klapsa dziecku. Bardzo niewiele osób wtedy się wtrąca, a właśnie tutaj powinno się to zrobić. Ignorując klapsa, potem często ignorujemy krzyk rozpaczy dziecka za ścianą - komentuje modelka i mama, która podkreśla, że w takich sytuacjach zawsze zabiera głos.