Trzy pensje na pierścionek zaręczynowy? Dla niektórych bez wymarzonego Tiffany'ego na palcu ślubu nie będzie
– Mój pierścionek jest najpiękniejszy na świecie – mówi z przekonaniem Kasia z Łowicza, którą partner poprosił o rękę zaledwie kilka dni temu. Ile kosztowało to cacko? – Nie mam pojęcia i boję się zapytać – wyznaje dziewczyna. Ale wiele innych kobiet pytać się nie boi, niektóre nawet domagają się od partnera konkretnych informacji. Czy pierścionek zaręczynowy może być zbyt tani albo za drogi?
Do przekonania, że ten, który ofiarował jej partner, jest zdecydowanie poniżej jej finansowych oczekiwań, doszła ostatnio pewna Brytyjka. Kobieta poskarżyła się na forum Mumsnet, że jej ukochany ośmielił oświadczyć się jej, wręczając pierścionek za 1300 funtów (a więc nieco ponad 6 tys. złotych).
– Jego wynagrodzenie jest 6-cyfrowe i zwykle jest bardzo hojny – pisała kobieta i szukała wśród internautek wsparcia. – Czy któraś z was miała podobny problem? – pytała. Kobieta wyjaśniła też, że najchętniej wybrałaby pierścionek wspólnie z narzeczonym, żeby uniknąć podobnych nieporozumień.
- 1300 funtów to mnóstwo pieniędzy i nie obchodzi mnie, ile on zarabia. Wydajesz się być najgorszą osobą na świecie – przeczytała świeżo upieczona narzeczona w odpowiedzi. Ale znalazły się też głosy broniące kobietę. – Myślę, że to rozsądne oczekiwać, by pierścionek, który będzie się nosić do końca życia, był dokładnie taki, jak chcemy – argumentowała internautka.
Okazuje się, że jeśli chodzi o cenę pierścionka zaręczynowego, jest kilka niepisanych zasad. Pierwsza mówi o tym, że pierścionek powinien kosztować tyle, co trzy pensje pana młodego. Druga, że tylko tyle, co jedna pensja. W wersji najbardziej wyrozumiałej tego przesądu mężczyzna na pierścionek ma wydać równowartość 30 proc. swojego miesięcznego wynagrodzenia. Dlaczego akurat tyle? Podobno ma to przynieść szczęście młodej parze.
Kasia jak dotąd nie zapytała narzeczonego wprost, ile kosztował jej pierścionek. – Jak okaże się być za drogi, strach będzie nosić – śmieje się. Od samego początku była nim zresztą zachwycona, i to pomimo pewnego poważnego mankamentu.
– Narzeczony sam go wybrał, ale poprosił moją przyjaciółkę, by ta podpowiedziała mu, w jakim ma być rozmiarze. Noszę 11, a zafundowali mi 15! Na szczęście po powrocie z wakacji udało się go wymienić – opowiada.
Kiedy pytam, czy cena pierścionka ma dla niej jakiekolwiek znaczenie, znowu się śmieje. - Jak dla mnie to mógłby być nawet kapsel z Tymbarku, bo w tych kwestiach liczy się to, co czujemy, a pierścionek to drugorzędna sprawa, chociaż bardzo przyjemna – odpowiada szczęśliwa narzeczona.
Okazuje się, że ile kobiet, tyle podejść do kwestii pierścionków zaręczynowych. Magda postanowiła uniknąć nieporozumień i sama wybrała dla siebie pierścionek. – Ale to nie było tak, że wzięłam narzeczonego za rękaw, zaciągnęłam do jubilera i powiedziałam: "Kochanie, teraz, albo nigdy. Poproszę ten pierścionek" – mówi poważnie, a ja zaczynam się zastanawiać, czy faktycznie tak nie było.
Kobieta wyjaśnia, że nie podobają się jej tradycyjne pierścionki, takie, w których kamień jest osadzony jak w koszyczku. – Kiedyś o tym rozmawialiśmy i pokazałam partnerowi, który mi się podoba. Nie był to drogi pierścionek, na pewno nie był wart tyle, co jedna pensja pana młodego, a co dopiero trzy! Tak drogiego pewnie bym nie nosiła, a ten, który mam, zawsze jest ze mną – mówi Magda.
Dodaje, że nie przestrzega też kolejnych niepisanych zasad dotyczących noszenia pierścionka zaręczynowego – tego, że przed ślubem powinna nosić go na dłoni prawej, a po ślubie – na lewej. – Ja pierścionek noszę na jednym palcu razem z obrączką. Moim zdaniem idealnie do siebie pasują i tak wyglądają najlepiej – stwierdza.
Dominika dostaje nowy pierścionek zaręczynowy każdego roku, w rocznicę zaręczyn. – To była inicjatywa mojego męża, a ja z nią nie walczę – opowiada kobieta. Najdroższy był ten pierwszy, potem było jeszcze białe złoto, ale też na przykład perły albo – dla żartu – pierścionek z gumy. – Wszystkie mi się podobają – uśmiecha się kobieta.
Jej koleżanka okazuje się jednak dużo bardziej wybredna. Trzy kolejne pierścionki, które jej zaproponował, odrzuciła. – Nie powiedziała "tak", dopóki nie trafił. Ostatecznie padło na pierścionek Tiffany'ego. Ale ona od samego początku informowała go o swoich wymaganiach. Oświadczył się podczas podróży na rajską wyspę, wszystko było tak, jak sobie wymarzyła – opowiada o przyjaciółce Dominika. Ceny pierścionków Tiffany wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset tys. złotych.
Do niedawna pierścionki zaręczynowe kojarzyły się Polakom z takimi z żółtego złota, z "oczkiem" brylantu, ale te Polkom coraz częściej kojarzą się z babciną biżuterią. Od kilku lat na rękach znajomych przybywa takich z białego złota albo platyny. Ile trzeba zapłacić za takie cacko? Wbrew pozorom w popularnych sklepach z biżuterią można znaleźć i takie za 500 złotych, i za 15 tys. – wszystko zależy od projektu, próby i wielkości kamienia, a często również marki. Mniej zamożnym jubilerzy wychodzą naprzeciw – niemal wszędzie pierścionek zaręczynowy można kupić na raty.