Blisko ludziTVP szokuje nowym programem randkowym. Tego od dawna nie było w polskiej telewizji

TVP szokuje nowym programem randkowym. Tego od dawna nie było w polskiej telewizji

Randki rozbierane, w łóżku, czy w gospodarstwie rolnym w telewizji już były. Trudno było przewidzieć, że Telewizja Polska wpadnie na pomysł czegoś tak dla dzisiejszych czasów rewolucyjnego. Czy "Pierwsza randka" zapoczątkuje nowy nurt wśród polskich programów randkowych?

TVP szokuje nowym programem randkowym. Tego od dawna nie było w polskiej telewizji
Źródło zdjęć: © Getty Images
Karolina Sarniewicz

17.03.2017 15:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Randki w telewizyjnych reality show rządzą się swoimi prawami i można powiedzieć z pełnym przekonaniem, że odbiorca widział już wszystko.

Były nagie spotkania na bezludnej wyspie w telewizji TLC i (na tym samym kanale) pierwsze randki w łóżku, gdzie obowiązkowym punktem rozpoczynającym odcinek było rozebranie współtowarzysza.

Były też śluby w pierwszym dniu znajomości w TVN i wybieranie żony spośród całego grona kandydatek, które zjechały się do prywatnego gospodarstwa rolnego kandydata (to z kolei w Telewizji Polskiej).

Była w końcu stara i dobra „Randka w ciemno”, o której nikt już prawie nie pamięta, gdzie partnerzy wybierali się nawzajem tylko za pomocą głosu, a potem gdy już wyszli zza kolorowego parawanu, jechali na wycieczkę, żeby albo się tam pokochać albo pokłócić.

Im dłużej żyjemy i im dłużej mamy telewizory, formuły kolejnych programów sprzyjają coraz dalszemu odejściu od normalności. Koncepcje doboru partnerskiego, pomysły na aranżację randek nudzą się tak szybko, że z prędkością światła trzeba wymyślać kolejne. Wrzucając uczestników w coraz bardziej nieżyciowe okoliczności.

I co teraz? Nagle nadeszło nowe! Nie tyle właściwie nowe, co stare, którego dawno już w telewizji nie było. W programie „Pierwsza randka”, który zadebiutował w czwartek na antenie TVP2 uczestnicy idą na zwyczajną kolację.

Podczas ich pierwszego spotkania nie dzieje się nic szczególnego. Mężczyzna i kobieta po prostu się poznają, rozmawiają o zwyczajnych rzeczach, subtelnie sprawdzają, na co mogą sobie pozwolić w rozmowie. Żadne z nich nie zdaje się też specjalnie przebojowe.

W randkach w łóżku czy tych rozbieranych na bezludnej wyspie widzieliśmy ludzi nadzwyczajnie pozbawionych granic. Tutaj mamy do czynienia z osobami, które zachowują się na randce tak samo, jak pewnie zachowalibyśmy się na niej my. Stresują się, są niepewni, nie wiedzą, czego oczekiwać.

Na tle programów, które oglądaliśmy dotychczas, pomysł trochę dziwi i jednocześnie bawi. Bo czy w czasach kiedy sprzedają się głównie eksperymenty, ludzie kupią normalność?

To wcale niewykluczone. W końcu taki powrót do pierwotnych wzorów może się okazać powiewem świeżości. Przyniesie przytłoczonym szokującymi obrazkami widzom oczekiwany odpoczynek.

Nie da się przecież w nieskończoność brnąć w przekraczanie kolejnych granic. Granice też mają swoje granice, a rzeczywistość musi zatoczyć koło.

Czy to oznacza, że panie z kolorowych pism zamiast się rozbierać, będę się teraz ubierać, a gwiazdy zamiast skakać do wody, wrócą do udzielania wywiadów w prostych talk showach? Czy po tylu latach stawania na głowie nie pragniemy już niczego innego jest ponownego stania na nogach?

Nie wiem. Historia pokazuje, że powrót do punktu wyjścia jest zawsze. Pytanie tylko, kiedy dojdziemy do linii, za którą nic już nie będzie szokować, i trzeba będzie wracać. W kontekście mediów i popkultury jestem bardzo ciekawa tej nowej rzeczywistości.

Doświadczenie podpowiada, że swatanie w kolorowych popularnych programach telewizyjnych (podobnie jak w życiu) dość rzadko przynosi pożądany efekt. W pierwszej polskiej edycji „Ślubu od pierwszego wejrzenia” nie rozwiodła się tylko jedna para, która i tak nie potrafiła podjąć decyzji o wspólnym zamieszkaniu długo po zakończeniu nagrań. W „Adam szuka Ewy” w TLC uczestnicy tak skupiali się na swojej nagości, że nie potrafili prawie mówić o czymkolwiek innym. W ostatniej edycji „Rolnik szuka żony” nie została ze sobą właściwie żadna z par.

Prawdziwe życie jednak często grało na nosie pomysłodawcom takich programów. W „Rolniku…” zaręczyli się ze sobą ludzie z zupełnie innych grup uczestników. Ot tak, po prostu, wracali wspólnie z nagrań i uznali, że podobają się sobie bardziej, niż interesują ich ci, których wybrali w ramach programu. Od jakiegoś czasu pojawiają się też plotki, że rolnik Łukasz spotyka się z prowadzącą – Martą Manowską.

Czy dowcipny los zadrwi sobie również z wymagającego szoków i skandali rynku i przyniesie szczęście w miłości uczestnikom prostego programu „Pierwsza randka” w TVP?

Komentarze (1)